Najpierw premier Beata Szydło stwierdziła, że popiera projekt inicjatywy obywatelskiej zakazujący aborcji. Potem prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział: „Jestem katolikiem, więc moja postawa jest tutaj oczywista". Dodał również, że w PiS nie będzie w tej sprawie dyscypliny, ale wydaje mu się, że „ogromna większość klubu, jeśli nie wszyscy, poprze tę propozycję".
Otwartą sprawą pozostaje to, kiedy obowiązujące dziś przepisy zostaną zmienione. Na razie przedstawiciele komitetu „Stop aborcji" skarżą się, że marszałek Sejmu Marek Kuchciński utrudnia rejestrację inicjatywy i odwleka moment rozpoczęcia zbiórki podpisów. W liście otwartym wezwali więc marszałka, by do poniedziałku 3 kwietnia podjął w tej sprawie pozytywną decyzję.
Deklarację liderów PiS trzeba traktować z pewną ostrożnością. Warto pamiętać, że w 2007 roku ówczesny marszałek Sejmu Marek Jurek chciał, by w konstytucji zapisano, iż życie człowieka podlega ochronie prawnej od momentu poczęcia. Jarosław Kaczyński podszedł do pomysłu z rezerwą i ostatecznie projekt nie zyskał poparcia w Sejmie, a Marek Jurek zrezygnował ze stanowiska marszałka i odszedł z partii.
Dziś sytuacja jest inna. PiS dysponuje większością, może liczyć na wsparcie części posłów Kukiz'15 i być może PSL oraz PO. Ale nie oznacza to, że ominie nas emocjonalna dyskusja na ten temat. Zwolennicy liberalizacji przepisów będą mówili o ingerencji w ich wolność, o tym, że kobiety mają prawo same decydować o swoich brzuchach itp. Pojawią się argumenty, że wzrośnie tzw. turystyka aborcyjna oraz podziemie aborcyjne. Lider PO Grzegorz Schetyna już ostrzega, że otwarcie dyskusji na ten temat spowoduje destabilizację w kraju.
Ale dyskutować trzeba. Delikatność sprawy wymaga rozważenia, czy zakazać aborcji całkowicie, czy też wprowadzić jedynie zakaz aborcji eugenicznej. Politycy muszą rozważyć kwestię ewentualnej karalności za przerwanie ciąży. Ma rację Paweł Kukiz, że konieczna jest edukacja Polaków i uświadamianie im, że aborcja jest złem.