Soros, pan całej Ziemi

Fundacja George'a Sorosa w ciągu ostatnich 30 lat wydała 13 mld dolarów. Najwięcej pieniędzy poszło na obronę praw „kobiet, mniejszości etnicznych, rasowych i religijnych", a także „grup marginalizowanych, takich jak użytkownicy narkotyków, pracownicy seksualni czy środowiska LGBTQ".

Aktualizacja: 20.02.2016 17:36 Publikacja: 18.02.2016 22:26

Soros, pan całej Ziemi

Foto: Bloomberg, Akos Stiller

Nazywają go finansowym magnatem. Dla miłośników drapieżnego kapitalizmu jest najsławniejszym spekulantem rynków finansowych, człowiekiem, który „złamał Bank of England". Choć na ryzykownych transakcjach zarobił miliardy dolarów, prawdziwą pasją 85-letniego dzisiaj George'a Sorosa jest szerzenie na świecie idei „społeczeństwa otwartego", którego formułę zaczerpnął z idei filozofa Karla Poppera.

Emerytowany już dzisiaj inwestor to chyba najsłynniejszy z filantropów wspierających lewicowe pomysły na społeczeństwo, jak legalizacja masowej imigracji czy legalizacja narkotyków. Zdaniem wielu konserwatystów, szczególnie amerykańskich, to człowiek, który za pomocą setek milionów – jeśli nie miliardów dolarów – próbuje zrujnować podstawy społeczeństwa Stanów Zjednoczonych i innych krajów Zachodu.

Jest aktywny także w Polsce, gdzie finansuje m.in. Krytykę Polityczną i Fundację Batorego („1 000 000 USD na działania statutowe, 300 000 USD na program Przeciwdziałanie Uzależnieniom" – chwali się instytucja Aleksandra Smolara). Niedawno zaś Paweł Kukiz oskarżył Sorosa – „żydowskiego bankiera" – o finansowanie protestów Komitetu Obrony Demokracji.

Przewodnik stada

Kiedy pod koniec 2015 r. na podstawie nakazu sądowego kopie kolejnych mejli Hillary Clinton zostały ujawnione przez Departament Stanu, okazało się że George Soros żałuje jednej, poważnej decyzji. W trakcie zaciętych prawyborów prezydenckich Partii Demokratycznej w 2008 r. poparł wtedy młodego, obiecującego „zmianę i nadzieję" czarnoskórego senatora z Illinois pierwszej kadencji Baracka Obamę.

W mejlu z 2012 r. od współpracowniczki do Hillary Clinton czytamy, że Soros miał zadeklarować, iż „żałuje swej decyzji z prawyborów" (potwierdzeniem tych słów może być fakt, że przekazał na reelekcję obecnego lokatora Białego Domu „tylko" milion). Chwalił też byłą pierwszą damę i sekretarz stanu za to, że „zawsze była gotowa spotkać się lub porozmawiać przez telefon", w przeciwieństwie do – już prezydenta – Baracka Obamy.

Zestawienia wyborczych dotacji z 2015 r. dają też kolejną informację: Soros przekazał łącznie w zeszłym roku 8 mln dolarów na konta organizacji wspierających kandydaturę Clinton w wyborach prezydenckich. Jak napisał internetowy magazyn „Politico", inwestor jest uważany „za przewodnika stada wśród bogatych, lewicowych politycznych darczyńców", gotowego wydać na kampanię nawet ośmiocyfrową darowiznę. Jeśli Hillary Clinton zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych, Soros będzie miał w Białym Domu przyjaciół.

Jest numerem 29 na liście miliarderów pisma „Forbes" z majątkiem osobistym szacowanym na 24–25 mld dolarów. Drugi na liście zarządzających funduszami wysokiego ryzyka (tzw. hedge funds). Jeden z tych amerykańskich miliarderów, którzy postanowili swe pieniądze przełożyć na wpływy polityczno-społeczne.

Bo są także i inni. Na przykład pod numerem 9, z majątkiem szacowanym na 39 mld dolarów bracia David i Charles Kochowie, którzy wydają setki milionów dolarów na promocję libertariańskiej wizji „ograniczonego rządu i wolności gospodarczej". Czy numer 8 – Michael Bloomberg, były burmistrz Nowego Jorku przez trzy kadencje i kto wie, czy nie kandydat (samofinansujący, o co nietrudno, gdy ma się prawie 40 mld dolarów) na prezydenta USA. Nie wolno też nie wspomnieć o numerze 319 na liście – dysponującym „zaledwie" 3,9 mld dolarów Donaldzie Trumpie, który żwawo zmierza do nominacji Partii Republikańskiej na prezydenta USA.

Soros od dwóch dekad jest symbolem lewicowego zaangażowania, ale i ulubionym „chłopcem do bicia" dla amerykańskich konserwatystów. Nie bez powodu, gdyż od 1996 r. hojną ręką wspiera wiele inicjatyw bliskich sercu każdego lewicowca w Ameryce, jak legalizacja narkotyków, pomoc nielegalnym imigrantom, dopuszczenie eutanazji czy walka z prawdziwym lub wydumanym rasizmem oraz wykluczeniem z powodu rasy czy pochodzenia.

Projekty te finansuje za pomocą fundacji Open Society Foundations (OSF), dysponującej 1,6 mld dolarów w aktywach – według zeznania podatkowego z 2013 r. To druga co do wielkości prywatna fundacja po organizacji założyciela Microsoftu Billa Gatesa i jego żony Melindy. Gatesowie jednak nie wspierają politycznych projektów. Fundacja Sorosa jest o wiele bogatsza niż demonizowani przez lewicowców i polityków Partii Demokratycznej bracia miliarderzy Kochowie, których fundacja i instytut dysponuje nieco ponad 300 mln dolarów w aktywach.

Obalić Busha

Trzeba przyznać, że nazwisko Sorosa wywołuje w Ameryce niemałe emocje. W 2011 r. został uznany przez czytelników konserwatywnego pisma „Human Events" za „najbardziej niebezpiecznego człowieka na świecie". W uzasadnieniu napisano, że jest tak dlatego, gdyż „wprowadza wszystkich w błąd, iż jest altruistą", gdy tak naprawdę używa swoich fundacji, aby „zniszczyć tkankę społeczeństwa Ameryki".

Wśród dziesięciu powodów jako najważniejsze wymieniono: 7 mld dolarów w postaci darowizny dla projektu „Kto jest kim" wśród lewicowych organizacji, ufundowanie organizacji Media Matters (zwalczającej prawicowe media) oraz finansowanie wielu innych organizacji wspierających ulubione projekty Sorosa, takie jak legalizacja narkotyków, ułatwianie życia nielegalnym imigrantom czy ekologia w wersji ekstremistycznej.

Sama fundacja Sorosa chwali się, że w ciągu ostatnich 30 lat wydała 13 mld dolarów. Najwięcej, bo 2,9 mld dolarów, poszło na obronę praw człowieka, a „szczególnie praw kobiet, etnicznych, rasowych i religijnych mniejszości", a także „grup marginalizowanych, takich jak użytkownicy narkotyków, pracownicy seksualni czy środowiska LGBTQ".

Poza tym 2,1 mld na programy edukacyjne, 1,6 mld na wspieranie demokracji w Europie Środkowej i byłym Związku Sowieckim oraz 1,5 miliarda na „promowanie reform" w Stanach Zjednoczonych w sferze wymiaru sprawiedliwości, legalizacji narkotyków, eutanazji czy „równych praw" mniejszości. Trzeba przyznać imponujące wydatki na człowieka nazywanego przez amerykańskich konserwatystów „ojcem chrzestnym lewicy".

Choć Soros nie ukrywa w tym cyklu wyborczym poparcia dla Hillary Clinton i jest jeszcze sporo czasu, aby pokrzepić jej wyborcze fundusze sumą większą niż dotychczasowe 8 mln dolarów, to do tej pory nic nie przebije zaangażowania miliardera w próbę niedopuszczenia do reelekcji prezydenta George'a W. Busha w 2004 r.

Soros deklarował wtedy, że misja doprowadzenia do porażki Busha juniora stała się wówczas „głównym celem jego życia". Jego zdaniem ówczesny prezydent uosabiał wszystko, co najgorsze w Ameryce, która swoją „wojną z terrorem" i inwazją w Iraku spowodowała, iż USA „stały się największą przeszkodą dla stabilnego i sprawiedliwego świata".

Wydana w grudniu 2003 r., a więc niecały rok przed wyborami prezydenckimi w USA, książka Sorosa nosiła tytuł „The Bubble of American Supremacy: Correcting the Misuse of American Power", czyli „Bańka amerykańskiej supremacji". Autor dawał rady, jak należy naprawić konsekwencje błędnego stosowania potęgi Ameryki.

Za słowami poszły pieniądze, których Soros nie żałował – przekazał łącznie 25,5 mln dolarów na organizacje zwalczające reelekcję Busha juniora. Tym razem nie była to udana inwestycja, bo republikanin został wybrany i zamieszkał w Białym Domu na kolejne cztery lata.

Później Soros lokował mniej swoich pieniędzy w popieranie konkretnych kandydatów, a więcej w akcje i organizacje promujące rozwiązania prawne bliskie sercu każdego przedstawiciela lewicy. W ciągu ostatnich kilkunastu lat miliarder wydał co najmniej kilka milionów dolarów na kampanie przed referendami stanowymi w sprawie legalizacji marihuany – to dzięki jego pieniądzom stan Massachusetts zezwolił w 2008 r. na posiadanie na własny użytek do 28 gramów narkotyku.

Soros wspierał też organizacje promujące zniesienie kary śmierci i surowych wyroków za przestępstwa kryminalne, eutanazję oraz promujące aborcję. W ciągu ostatnich kilkunastu lat przekazał ponad 1,2 mln dolarów organizacji NARAL (National Abortion Rights Action League), która promuje aborcję bez ograniczeń w Ameryce. Organizacja ta wsławiła się ostatnio protestami przeciw „humanizacji płodu", gdy w czasie Super Bowl wyświetlano reklamę czipsów Doritos, na której lekarz, oglądając na ekranie usg obraz płodu, powiedział „dziecko urodzi się lada dzień".

W styczniu 2015 r. dziennik „Washington Times", analizując zeznania podatkowe fundacji Sorosa, odkrył, że przekazała ona 33 mln dolarów na rzecz różnych organizacji wspierających protesty w miasteczku Ferguson (w stanie Missouri), gdzie biały policjant zastrzelił dwudziestoparoletniego Murzyna. Opłacone przez miliardera organizacje dowoziły autobusami protestujących, organizowały aktywistów w całym kraju, wreszcie nagłaśniały medialnie całe zdarzenie. W Ferguson doszło wtedy do regularnych zamieszek, a porządek musiały przywracać oddziały stanowej Gwardii Narodowej.

Jak napisał „Washington Times", „dzięki wsparciu finansowemu Sorosa dla grup aktywistów powstał wybuchowy ruch protest, który zmienił kryminalne zdarzenie w Missouri, w sławną sprawę relacjonowaną przez 24 godziny na dobę przez telewizje w całym kraju". Soros przyczynił się w ten sposób do powstania w Stanach Zjednoczonych ruchu #BlackLivesMatter („Życie czarnoskórych ma wartość"), oskarżającego policję o brutalność wobec Murzynów.

Anglia na kolanach

Skąd się wzięły miliardy Sorosa? Urodzony w żydowskiej rodzinie na Węgrzech w 1930 r. tylko dzięki zaradności ojca uniknął wraz z rodziną zagłady w Holokauście. Jako siedemnastolatek trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie studiował filozofię w London School Of Economics. Tam zapoznał się z Karlem Popperem, filozofem i autorem dzieła „Społeczeństwa otwartego i jego wrogów".

Według Poppera „społeczeństwo otwarte" zezwala na swobodną ocenę, krytykę i kontrolę swych działań w trakcie liberalnej i demokratycznej dyskusji, a kulturowy i religijny pluralizm umożliwia wyciągnięcie maksimum korzyści z wielu różnych, dostępnych punktów widzenia.

Soros zaadoptował takie pojmowanie „społeczeństwa otwartego" i stało się ono – prócz miliardów zarabianych na finansowych spekulacjach – znakiem firmowym Sorosa. Przez lata robił karierę w elicie finansowej, także na Wall Street. Jego Quantum Fund pomnażał pieniądze klientów na ryzykownych transakcjach na rynkach walutowych. Soros przynosił bardzo dobry zysk swoim klientom, sam zarabiając miliony, ale jego sława ograniczała się raczej do londyńskiego City czy nowojorskiej Wall Street. Aż do 1992 r., gdy przeprowadził wraz ze wspólnikiem inwestycję życia.

Od 1972 r. do wprowadzenia euro w 1999 r. w ramach Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej działał system stabilizujący kursy wymiany walut, potocznie zwany wężem walutowym, a oficjalnie nazwany Europejskim Systemem Walutowym (ERM). System obejmował większość państw Wspólnoty, a na jego podstawie były oficjalnie ustalane kursy wymiany walut państw należących do systemu. W wypadku wahnięć kursu poza ustalone widełki państwa członkowskie były zobowiązane do interwencji na rynku walutowym m.in. poprzez zmianę stóp procentowych przez banki centralne.

Wczesną wiosną 1992 r. Soros stwierdził, że brytyjski funt musi zostać zdewaluowany, gdyż jego kurs był zbyt wysoki, zwłaszcza w stosunku do niemieckiej marki, wzmacnianej ogromnymi wydatkami na zjednoczenie Niemiec. Jednak Bank of England trzymał się sztywnego kursu, choć brytyjska inflacja była trzykrotnie większa od niemieckiej.

Za pożyczone środki Soros skupił około 10 mld funtów. I 15 września 1992 r. jego firma Quantum Fund rozpoczęła masową wyprzedaż funta, zmuszając Bank of England do reakcji. Mimo interwencji na szeroką skalę brytyjska waluta traciła na wartości. 16 września wieczorem rząd w Londynie skapitulował przed siłą rynku i ogłosił wyjście funta z systemu ERM, uwalniając całkowicie jego kurs.

Globalny gracz

Soros zarobił na tej operacji około miliarda dolarów na czysto, zyskując miano największego specjalisty od walutowych spekulacji. W późniejszych latach jego inwestycje wywoływały sporo kontrowersji (opierały się głównie na spekulacjach walutami krajów rozwijających się), zwłaszcza w czasie azjatyckiego kryzysu walutowego z 1997 r., gdy był oskarżony (trzeba przyznać niesłusznie) o spowodowanie załamania wartości malezyjskiego ringgita.

Jak napisał we wstępie do jednej z książek Sorosa były szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej Paul Volcker, jest on „spekulantem, któremu udało się odnieść nieprawdopodobny sukces, a który był na tyle mądry, aby się wycofać u szczytu powodzenia" i poświęcił się „zachęcaniu powstających i rozwijających się krajów, aby stały się otwartymi społeczeństwami – otwartymi nie tylko na wolność handlu, ale, co ważniejsze, tolerancyjne dla nowych idei oraz różnych sposobów myślenia i zachowania". I właśnie te działania amerykańskiego miliardera wzbudzają do dzisiaj największe kontrowersje.

Na oficjalnej stronie internetowej Sorosa czytamy motto: „Pełna i uczciwa debata jest podstawą demokracji". I dalej informacja, że Soros już od ponad 30 lat jest „prominentnym światowym stronnikiem demokratycznych ideałów", a jego lokalne oddziały Open Society Foundations „wspierają demokrację i prawa człowieka w ponad stu krajach".

Jest też, jak wielu miliarderów – wymieńmy Donalda Trumpa, Rupperta Murdocha czy Michaela Bloomberga – użytkownikiem Twittera. Warto poczytać jego ostatnie „ćwierknięcia", gdyż dają obraz świata, w jakim chciałby żyć miliarder –lewicowy filantrop śledzony przez 75 tysięcy użytkowników. Przeczytajmy kilka, stanowiących z reguły komentarze do załączonych artykułów, głównie na stronie Opensocietyfoundations.com:

„Słowenia umywa ręce w sprawie uchodźców poprzez stworzenie dyskusyjnego korytarza, aby szybciej przejeżdżali" (13 lutego); „Stanowy program w Kalifornii, skuteczny w walce z bezdomnością, chorobami psychicznymi i uzależnieniami poprzez wysyłanie ludzi do więzień" (12 lutego); „Koncentrowanie się na złych danych (jak liczba więźniów skazanych za narkotyki) może prowadzić do ustalenia złych priorytetów w polityce dotyczącej narkotyków" (4 lutego); „Zmienianie starych więzień na samowystarczalne farmy daje miejsce pracy i możliwość nauki dla młodzieży" (3 lutego); „Demokratyczna odpowiedzialność oraz otwartość mogą chronić przed ekologicznym rasizmem" (1 lutego); „Obowiązkowe wyroki dożywocia bez możliwości przedterminowego zwolnienia oraz kara izolacji zakazana dla nieletnich w więzieniach federalnych. Teraz trzeba zakazać ich dla wszystkich" (31 stycznia).

Warto pamiętać, że to idee, za którymi stoi 930 mln dolarów w roku kalendarzowym 2016 r. Jak piszą w projekcie budżetu, to „czwarty rok z kolei, gdy OSF ma budżet tej samej wysokości", powiększony o sześćdziesiąt kilka milionów na Soros Economic Development Fund.

Słowem: czwarty rok z prawie 900-milionowym budżetem, z czego ponad 544 na granty i bezpośrednie wydatki oraz 132 w rezerwie na niespodziewane wydatki (łącznie 62 proc. na granty). Do tego 44 biura w 41 krajach, 1,8 tys. pracowników oraz pół tysiąca członków ciał nadzorczych.

Czemu tak dużo ludzi? – mógłby ktoś zapytać. To przemyślana strategia, bo, jak napisano w projekcie budżetu, „nasze wielkie inwestycje w pracowników oraz ciała doradcze są wyrazem naszego przekonania, że ludzie zaangażowani na miejscu najlepiej kierują naszymi inwestycjami, oraz naszej determinacji we wspierania małych i średnich organizacji, nieformalnych stowarzyszeń i osób indywidualnych obok większych i bardziej sformalizowanych przedsięwzięć".

Tak wielkie środki finansowe, które można rozdysponować na całym świecie, czynią z Sorosa potężnego globalnego gracza, zdolnego stanąć do konfrontacji nawet z potężnymi tego świata. Sam miliarder filantrop nie stroni od konfrontacji. Ot, choćby artykuł sprzed kilku dni publikowany w gazetach na całym świecie w ramach „Project Syndicate". Zarzucił w nim liderom USA i Unii Europejskiej naiwność w myśleniu, że „prezydent Putin jest potencjalnym sojusznikiem w walce z Państwem Islamskim".

Zdaniem Sorosa „dowody mówią coś przeciwnego", a obecnym celem prezydenta Rosji „jest przyspieszenie rozpadu Unii Europejskiej, a najlepszym sposobem jest zalanie Europy uchodźcami z Syrii". „Najlepszym sposobem uniknięcia upadku przez reżim Putina jest spowodowanie, że Unia Europejska upadnie wcześniej" – konkluduje Soros, pisząc, że dla Zachodu Rosja stanowi obecnie większe zagrożenie niż Państwo Islamskie.

Choć diagnoza Sorosa jest słuszna, to jego proponowane rozwiązania wydają się już kontrowersyjne. Miliarder filantrop od rozpoczęcia kryzysu związanego z uchodźcami w Europie zajmuje stanowisko bardzo bliskie kanclerz Niemiec Angeli Merkel, opowiadając się za jak największą otwartością na przybyszów z Syrii i innych krajów.

Przeciw Orbánowi i Kaczyńskiemu

Kiedy premier Węgier Victor Orbán oskarżył pod koniec zeszłego roku Sorosa wręcz o wzniecanie fali emigracji w Europie, ten stwierdził, że jego fundacja „podtrzymuje wartości europejskie", w przeciwieństwie do węgierskiego premiera, który chce „te wartości podważyć". „Jego plan traktuje ochronę granic państw narodowych jako cel, a uchodźców jako przeszkodę. Według naszego planu ochrona uchodźców jest celem, a granice państw narodowych są przeszkodą" – napisał w oświadczeniu dla agencji Bloomberg Soros.

Jeszcze dalej poszedł w bardzo ciekawej rozmowie z niemieckim magazynem „WirtschaftsWoche" z początku lutego. Chwali w nim kanclerz Merkel za rozpoznanie problemu: „kwestia uchodźców może zniszczyć Unię Europejską", i dodaje: „w kwestii imigrantów przyjęła postawę pryncypialną i była gotowa zaryzykować swoje przywództwo. Dlatego zasługuje na poparcie wszystkich, którzy podzielają jej pryncypia".

Soros następnie dokonuje wyraźnego przeciwstawienia „społeczeństwa otwartego, w które ja i kanclerz Merkel wierzymy" postawie innych państw i polityków Unii Europejskiej, w której zdają się dominować „siły nacjonalistyczne". W tym kontekście pojawiają się oczywiście Węgry Orbána (promujące „wartości narodowe węgierskie i chrześcijańskie", co stanowi „potężną mieszankę") i Polska rządzona przez Jarosława Kaczyńskiego.

Recepta Sorosa? „Postulujemy wspólną, europejską politykę azylową, która potwierdzi kontrolę raczej nad granicami Unii Europejskiej niż granicami państw narodowych i która pozwoli szukającym azylu na dotarcie do Europy w bezpieczny, uporządkowany sposób, który będzie zgodny z możliwościami UE ich przyjęcia. Tymczasem Orban namawia, aby używać granic państw narodowych do powstrzymania na nich imigrantów".

Przeglądając prace Sorosa, natrafiłem na ciekawy artykuł dla „Athlantic Monthly" ze stycznia 1998 r. Pisze on w nim, przywołując opinię ulubionego Karla Poppera, że „idealny model społeczeństwa jest nie do osiągnięcia", dlatego należy wybrać kolejną, najlepszą z możliwości: „taką formę społecznej organizacji, która nie jest perfekcyjna, ale otwarta na ulepszenie. I to jest właśnie społeczeństwo otwarte: społeczeństwo otwarte na udoskonalenie" – pisze Soros.

I dalej: „Mamy globalną gospodarkę, która cierpi z powodu pewnych niedostatków, z których najbardziej rażące to niestabilność rynków finansowych, asymetria pomiędzy centrum a peryferiami, trudności z opodatkowaniem kapitału. Aby globalny system kapitalistyczny przetrwał, potrzebujemy społeczeństwa, które nieustannie usiłuje zwalczyć te niedobory: globalnego społeczeństwa otwartego". I tak właśnie ma wyglądać świat zaprojektowany przez George'a Sorosa.

Zobacz relację z debaty Plus Minus:

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Nazywają go finansowym magnatem. Dla miłośników drapieżnego kapitalizmu jest najsławniejszym spekulantem rynków finansowych, człowiekiem, który „złamał Bank of England". Choć na ryzykownych transakcjach zarobił miliardy dolarów, prawdziwą pasją 85-letniego dzisiaj George'a Sorosa jest szerzenie na świecie idei „społeczeństwa otwartego", którego formułę zaczerpnął z idei filozofa Karla Poppera.

Emerytowany już dzisiaj inwestor to chyba najsłynniejszy z filantropów wspierających lewicowe pomysły na społeczeństwo, jak legalizacja masowej imigracji czy legalizacja narkotyków. Zdaniem wielu konserwatystów, szczególnie amerykańskich, to człowiek, który za pomocą setek milionów – jeśli nie miliardów dolarów – próbuje zrujnować podstawy społeczeństwa Stanów Zjednoczonych i innych krajów Zachodu.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Refren mojej ballady