Nie rozliczył niekonsekwentnej polityki prezydenta dotyczącej Ukrainy, której obecnym mottem jest „wspieramy, ale bez przesady", a kiedyś było „wspieramy mimo wszystko". Duda trzyma się idei przyświecającej polskiej dyplomacji od ponad dekady, że w interesie jest Polski jest przyszłe członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej. Ale nie mówi, jak to osiągnąć, skoro we wspólnocie nikt wpływowy nie chce o tym słyszeć.

Andrzej Duda zamierza budować regionalne sojusze, poprawiać stosunki z sąsiadami, lecz nie bardzo wiadomo jak (nie licząc stwierdzeń: „trzeba zacieśniać", „powinniśmy odnowić").

Z jednej strony konkurent Komorowskiego nie dał z siebie zrobić eurosceptyka, ale gdy, słusznie, obiecał walkę o stałą obecność wojsk natowskich sojuszników na terytorium naszego kraju – to podkreślił, że chodzi mu o brygady amerykańsko-polskie. Czyli w domyśle: nie chciałby widzieć stacjonujących w Polsce Niemców. A to błąd – Niemcy są najważniejszym krajem UE i ważnym państwem NATO.

Wspominanie kilkakroć o polskiej racji stanu i realizacji polskich interesów w polityce zagranicznej, co czynił Duda, nie wystarczy.

W pierwszej rundzie Bronisław Komorowski zwyciężył, choć wielkimi osiągnięciami w polityce zagranicznej w ciągu pięciu lat urzędowania nie może się wykazać, częściowo dlatego że się wycofał z kierunku zachodniego na rzecz rządu, a częściowo dlatego (na Wschodzie), że wydarzenia wymknęły się spod kontroli.