"Rzeczpospolita": Miał pan 17 lat, kiedy w 1950 roku NKWD zabiło pańskiego ojca.
Zabito go w obławie pod Lwowem, a potem ciało przywieziono do miasta. Mnie ściągnięto z więzienia na rozpoznanie zwłok, potem wysłano do obozu na wschód.
Pański ojciec był dowódcą Ukraińskiej Powstańczej Armii i postrzegany jest w Ukrainie jako bohater. W Polsce kojarzy się go przede wszystkim z rzezią na Wołyniu. Dziś we Lwowie można kupić magnesy na lodówkę z jego zdjęciem.
Jak Piłsudski nigdy nie będzie naszym bohaterem, tak i Roman Szuchewycz nie będzie bohaterem w Polsce. Polacy wysoko cenią Napoleona, a Hiszpanie nie. Czym innym wykazał się w obu krajach. Rozumiem Polaków, ale wszystkich nie usatysfakcjonujemy.
Powiedział pan, że Roman Szuchewycz byłby dziś za pojednaniem polsko-ukraińskim. Co to właściwie znaczy i czy ojciec użyłby słowa „przepraszam"?
Nie sądzę. Lord William Gladstone mówił: „Brytania nie ma wiecznych sojuszników, ma za to wieczne interesy". Ojciec, wychodząc od interesu Ukrainy, powiedziałby tak: walczyliśmy, ale teraz pora podać sobie ręce – to wyższa konieczność. Nie sądzę, żeby prosił o przebaczenie, i nie sądzę nawet, żeby wymagał tego od Polaków. Ja nigdy nie wymagałem od Polaków słów przeprosin, choć i u mnie w rodzinie były ofiary. Nic z tym nie zrobimy. Ale może nam pomóc przyszłość. Miałem okazję podyskutować ze Zbigniewem Brzezińskim. Okazało się, że w czasie wojny polsko-ukraińskiej ojciec Brzezińskiego walczył w okolicach lwowskiego dworca kolejowego. Kilkadziesiąt lat później spotkał w Ameryce Ukraińca, który stał wtedy po drugiej stronie ulicy. Zaprzyjaźnili się serdecznie.
Ojciec był dla pana surowy?
Nie. Choć dyscyplinę trzymał, bo zbyt pokorny nie byłem. Trwałem przy swoim. Również za czasów obozowych nie dawałem sobie zaszczepić politycznych czy społecznych poglądów.
W dzieciństwie we Lwowie udało się panu zaprzyjaźnić z Polakami?
Kiedy zaostrzają się stosunki między narodami, to mimowolnie odbija się to na prywatnych kontaktach. Ale znam rodziny, które we Lwowie – i przed wojną, i w czasie wojny – miały bliskie relacje z Polakami. Były mieszane małżeństwa. W mojej kamienicy mieszkał lekarz, starszy człowiek – jego żona była Polką. Były z moją babcią zaprzyjaźnione. Doskonale się rozumiały i nie była to sytuacja wyjątkowa. To były lata 1942–1944, czyli czas polsko-ukraińskich napięć. O takich sprawach też powinniśmy pamiętać.
Jak powinno dziś wyglądać polsko-ukraińskie pojednanie? W Polsce wiele osób i środowisk wciąż czeka na słowa przeprosin. Pamięć o Wołyniu jest wśród Polaków silna.
Przeprosiny... My też moglibyśmy czekać na przeprosiny, w wielu sprawach. Ile ma pan lat? [pytanie do Bartosza Andrejuka – red.]
32.
Czyli nie pan, a, powiedzmy, pańscy rodzice i dziadkowie zawinili. I moi rodzice i dziadkowie. Czy ja mogę za nich przeprosić? Czy może pan przeprosić za swoich? Mieli swoje racje. Wybuchła II wojna światowa i nie mogło być inaczej. Polska w granicach z 1939 roku była przecież postulatem rządu londyńskiego i większości Polaków, a my, tutejsi Ukraińcy, uważaliśmy te ziemie za swoje. Zaczęliśmy walczyć. Zdaję sobie sprawę, że było to niekorzystne i dla Ukraińców, i dla Polaków, ale nie mogliśmy się porozumieć i już tego nie zmienimy. Ja mam przepraszać za to, że wy – Polacy – uważaliście te tereny za swoje, a my – Ukraińcy – mieliśmy inny pogląd? A może pan ma przepraszać za to, że uważaliście te ziemie za wasze, a my mieliśmy inne zdanie? Byłem tu, we Lwowie, kiedy godzili się Leonid Kuczma i Aleksander Kwaśniewski. Czy oni kiedyś byli wrogami? Przyjechali wtedy AK-owcy, ale weteranów UPA na spotkanie nie wpuszczono. Na Westerplatte Polacy i Niemcy uścisnęli sobie dłonie. Tu zainteresowanych od siebie odseparowano i postawiono szczelne kordony. To była czysta formalność dla prezydentów, ale nie dla ludzi, którzy mieliby się pogodzić. Nie trzeba tych fałszywych pojednań. Trzeba zrozumieć, że możemy coś wspólnie budować. To się odnosi i do Ukraińców, i do Polaków. Przestańmy się wzajemnie obwiniać o Bóg wie jakie zbrodnie. I nie domagajmy się jakichś przebaczeń. Żeby to nie było jak między ludźmi: dziś cię przeproszę, ale czekaj, czekaj – jak jutro osłabniesz, to ci jeszcze pokażę.