Naukowcy to widzą i wiedzą: Ziemia nie zawsze będzie zamieszkana, o ile w ogóle przetrwa, bo rodzaj ludzki jest śmiertelny i tylko nieco bardziej długowieczny niż dinozaury. Zagrożeniem może być wojna nuklearna, gdy jeden pan pokłóci się z drugim i palec któregoś omsknie się na czerwonym przycisku; lecz także wyczerpanie surowców lub przetrzebienie nieznaną chorobą – nie wystarczy wówczas jedzenia, energii, szczepionek, lekarstw.
To może stać się niedługo, ale są też odległe perspektywy: za 500 milionów lat temperatura wzrośnie na tyle, że zagotują się oceany; za 4 miliardy lat grozi nam zderzenie z galaktyką Andromedy; a już na pewno za kolejny miliard zostaniemy pochłonięci przez czerwonego olbrzyma, w jakiego przeobrazi się Słońce. Przy odrobinie szczęścia koniec Ziemi nie musi jednak oznaczać końca cywilizacji, która może się przenieść na inną planetę – wątpliwe, ale możliwe także z pomocą obcych, więc na wszelki wypadek fanatycy New Age osiedlają się we francuskiej wsi w Pirenejach, gdzie ma być schowana szalupa ratunkowa przybyszów z kosmosu.
Wszystko ma swój koniec, ale strach przed zagładą jest irracjonalny, co jednak sprytnie wykorzystują reklamy oparte na nośnym haśle i widoku płonącej komety (choć po wielkim bum wszelkie promocje stracą na znaczeniu). Najwyraźniej w ten sposób ktoś – czyli sklep nie dla idiotów – wciska nam coś – czyli telewizor z krystalicznym obrazem – na siłę. A może za jedyne 70 tysięcy dolarów kupimy schron położony na głębokości kilku metrów pod ziemią, co rzekomo gwarantuje przetrwanie klęsk żywiołowych – wichur, wstrząsów i potopu? A nawet nadmierne promieniowanie słońca, jak postuluje pewien belgijski astronom.
To dopiero oferta dla idiotów, których nie brak zwłaszcza w Ameryce, gdzie katastroficzne wizje wciąż suflują filmowe hity: oto pewnego pięknego dnia słońce zasłoni wielka chmura (ewentualnie statek kosmiczny) i zacznie się globalny kataklizm: potop, pożar, zlodowacenie albo strzelanina (niepotrzebne skreślić), a ludzie – i koniecznie Biały Dom! – zostaną zniszczeni. W ten sposób popkultura wchłonęła apokalipsę i czego tu się bać, skoro jest Bruce Willis? Niestety – tylko na ekranie.
Pytanie o zmartwychwstanie
W skrzynce na listy ulotka z „Orędziem na czasy ostateczne", która poleca Koronkę do Miłosierdzia Bożego przygotowaną przez siostrę Faustynę Kowalską. Nie sposób nie myśleć o końcu świata, skoro znaki – zwiastowane przez Biblię – potwierdzają najgorsze. Miały być rozliczne plagi: konflikty między narodami, epidemie głodu i chorób, do tego masowe prześladowania chrześcijan, przez co wielu ludzi odstępuje od Chrystusa. I są – wystarczy spojrzeć na zło sączące się z Rosji i Państwa Islamskiego, AIDS i ebolę w Afryce czy bolesną eksterminację wierzących w skali świata. Wszystko się zgadza, ta historia dzieje się na naszych oczach. Czyż to nie dowód na czasy ostateczne?