Pożegnanie z Donaldem. Tak zmienił polską politykę

W sobotę Donald Tusk formalnie przestaje być szefem PO.

Publikacja: 05.11.2014 12:16

Pożegnanie z Donaldem. Tak zmienił polską politykę

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Powiedzieć, że podczas siedmiu lat kierowania rządem Donald Tusk całkowicie zmienił sposób uprawiania polityki w Polsce, to nic nie powiedzieć. W sobotę były premier pożegna się z krajową polityką. Na chwilę czy na zawsze?

Niepokonany od 2006 r. – od ówczesnych wyborów samorządowych aż po tegoroczne europejskie – zwyciężył we wszystkich głosowaniach. Jedyny premier, który wygrał wybory dwa razy z rzędu, lider najpotężniejszej partii władzy w historii III RP, jedyny szef rządu, który odszedł z własnej woli, ze względu na zagraniczny awans.

Czytaj również: Tusk kompletuje gabinet w Brukseli

Czytaj również: Graś złoży mandat. Będzie doradcą Tuska w Brukseli

Takie statystyczne zestawienie osiągnięć Tuska nie pokazuje w pełni, jak bardzo zmienił on przez te lata polską politykę, jak bardzo ją zdominował i na swój sposób wyjałowił, podporządkowując większość swych działań wyłącznie walce o władzę i jej utrzymanie.

Rząd – ku przeciętności

Siedem lat rządów Tuska to mimo globalnego kryzysu czas stałego wzrostu gospodarczego. Nawet jeśli – jak chce opozycja – „zielona wyspa" jest w niewielkiej mierze zasługą rządu, to zapisana zostanie na politycznym koncie Tuska. Podobnie jak przyspieszenie budowy autostrad i dróg ekspresowych oraz przygotowanie infrastruktury do piłkarskich mistrzostw Euro 2012, co nie było łatwe po rządach PiS.

Czytaj również: Staniszkis: Sikorski chciał uderzyć w Tuska

Oddać odchodzącemu premierowi należy jedno – zgodnie z pragmatyką polityczną przez pierwsze lata kadencji starał się przeprowadzić projekty najtrudniejsze politycznie. Większość jednak wprowadzona została w taki sposób, by zaczęły działać w dalekiej przyszłości i nie dotykały wyborców już w tej chwili (choćby stopniowe wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat czy ograniczenie przywilejów emerytalnych dla nowo wstępujących do służb mundurowych).

Czy jednak Tusk miał strategiczną wizję swoich rządów i zmian, które trzeba w Polsce przeprowadzić, by stała się krajem nowocześniejszym, bezpieczniejszym i bardziej przyjaznym dla własnych obywateli? Nawet jeśli miał, na co wskazują fragmenty jego kolejnych exposé, to niewiele zrobił, by ją zrealizować.

Tusk nie tylko często składał obietnice, których nie dotrzymywał – to wszak wśród polityków standard. Składał obietnice całkowicie sprzeczne z tym, co potem robił. Podnosił podatki, choć miał je obniżać – podniósł pracodawcom składkę rentową, zamożniejszym zabrał becikowe oraz część ulg na dzieci, ograniczył ulgę na internet, odebrał przywileje podatkowe lepiej zarabiającym naukowcom, artystom i dziennikarzom. Mimo obietnic praktycznie zlikwidował otwarte fundusze emerytalne, kiedy jeszcze zakładał, że będzie grać o trzecią premierowską kadencję i potrzebował pieniędzy z OFE, żeby przekupić wyborców.

Sprzeczne z deklaracjami decyzje zapadały w rządzie nieraz. Najbardziej karykaturalny przykład to reforma małych sądów, wprowadzona przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina i odwrócona o 180 stopni po jego odejściu z rządu. Podobne działania miały miejsce w armii, gdzie niektóre istotne decyzje szefa MON Bogdana Klicha kwestionował później jego następca Tomasz Siemoniak (choćby skala zaangażowania polskich wojsk w misjach zagranicznych i sposób dowodzenia polską armią). Takie wyliczanki można mnożyć.

To znaczy – co przyznaje dziś otwarcie choćby minister rolnictwa Marek Sawicki – że Tusk miał problem z rozliczaniem członków rządu. Dawał im wolną rękę, ale nie dbał o to, by ich działania były spójne. W drugiej połowie rządów ostentacyjnie wręcz wyrzekł się wizji politycznej, wynosząc swój polityczny pragmatyzm – symbolizowany przez alegorię „ciepłej wody w kranie" – do rangi oficjalnej doktryny.

„Nie jestem specjalistą od wielkich romantycznych wizji – mówił w Sejmie w październiku 2012 roku. – Moja wizja składa się z małych codziennych marzeń".

Tyle że doraźność i skupianie się na efektownych zagrywkach doprowadziły do tego, że jego rząd ugrzązł w przeciętności i w drugiej kadencji nie osiągnął właściwie niczego znaczącego. Symbolem tej miałkości jest projekt Polskich Inwestycji Rozwojowych – zapowiedź Tuska z tzw. drugiego exposé w 2012 r. Fundusz-agregat zarządzający majątkiem potężnych spółek Skarbu Państwa miał się stać kołem zamachowym gospodarki. A stał się niewielką firmą, która utonęła w konfliktach personalnych z resortem skarbu i otoczeniem premiera.

Rządy Tuska nie poradziły sobie z kluczowymi kwestiami społecznymi – w tym z bezrobociem, zwłaszcza wśród młodych. Nie nastąpiła zasadnicza poprawa sytuacji w służbie zdrowia, choć dzięki wzrostowi gospodarczemu i lepszej ściągalności składek budżet NFZ znacząco urósł. Po cichu, na finiszu swych rządów, Tusk złamał obietnicę daną w exposé w 2011 r. i wyrzucił do kosza projekt wprowadzenia podatku dochodowego dla rolników, co oznacza zakonserwowanie sytuacji w KRUS.

Podczas siedmioletnich rządów Tusk właściwie nie sprzeciwił się żadnej poważnej grupie nacisku, umiejętnie lawirując między często sprzecznymi interesami. Jeśli jakąś grupę, organizację czy strukturę krytykował – choćby Kościół, związkowców czy przedsiębiorców – były to zagrania pod publiczkę, obliczone na efekt polityczny. To kolejny dowód, że miał nosa. Ale w praktyce rządzenia niewiele z tego wynikało.

Partia – krótka ławka

Przez ponad dekadę swych rządów w Platformie Tusk uczynił z niej najpotężniejszą partię władzy w historii III RP. Prezydenckie prawybory w 2010 r. oraz zeszłoroczne bezpośrednie wybory szefa partii pokazały jednak, że połowa członków PO to martwe dusze. W Platformie podczas jego rządów dochodziło do zapisywania fikcyjnych działaczy i kupowania głosów za stołki. Tyle że Tusk w ostatnich latach nie wykazywał szczególnego entuzjazmu w czyszczeniu partyjnych szeregów – zamiótł pod dywan choćby aferę korupcyjną na Dolnym Śląsku.

Swoisty rytuał uczynił za to z polowania na konkurentów wewnątrz PO. Dopadł w końcu nawet Grzegorza Schetynę, przez ponad dekadę najwierniejszego druha. Ciężko go ranił i zapewne by dobił, gdyby zamiast zagranicznej kariery wybrał pozostanie w Polsce. Pytany przez jednego ze swych współpracowników po wyborach w 2011 r., dlaczego upokarza Schetynę, Tusk miał rzucić ciężkim słowem i dodać: „Bo mogę". Tak, rzeczywiście, Tusk mógł w PO zrobić wszystko, głównie dlatego, że zapewniał partii zwycięstwa, z których wiele – choćby w 2011 r. – wywalczył praktycznie jednoosobowo.

Jednocześnie Tusk wyjałowił PO z osobowości, co było widać przy rekonstrukcjach rządu. Każda wymiana ministrów przychodziła z trudem, bo niełatwo było znaleźć ich kompetentnych następców. Powstawały ministerstwa potworki, jak Administracji i Cyfryzacji, stworzone po to, by uszczęśliwić Michała Boniego, który jednak, niczego nie osiągnąwszy, za przyzwoleniem Tuska ewakuował się do europarlamentu.

Być może przesadą byłoby stwierdzić, że każdy nowy minister Tuska był słabszy od poprzedniego. Ale co przyznają nawet niektórzy politycy z zarządu PO, każda poważna rekonstrukcja rządu ów rząd osłabiała, zamiast wzmacniać. Ostatni gabinet Tuska – ten w dużej mierze odziedziczony przez Ewę Kopacz – to najsłabsza ekipa od 2007 r.

Wizerunek – na szóstkę

Tusk na trwale odmienił polską politykę w jednym jeszcze obszarze – dbałości o wizerunek. Odchodzący szef PO ma naturalne predyspozycje interpersonalne; jak mawiają w Platformie, „rozkochuje w sobie ludzi". Ale do rozwijania swych talentów, do dbania o sondaże i konstruowania polityki pod publiczkę jako pierwszy polski premier zatrudnił specjalnego doradcę – był nim Igor Ostachowicz. W tandemie nie tylko wygrali pół tuzina wyborów z rzędu, ale też opracowali do perfekcji zarządzanie kryzysem. Kto dziś pamięta o aferach hazardowej, stoczniowej, sopockiej, Amber Gold czy nawet niedawnej taśmowej?

Z każdej Tusk wyszedł obronną ręką, nawet jeśli poobijany. Przez siedem lat rządów sam nie zaliczył wpadki, ani jedna afera nie rzuciła na niego cienia podejrzeń. Wyszedł obronną ręką nawet z narodowej traumy po katastrofie smoleńskiej i nie stracił na błędach, które popełnił, zgadzając się powierzyć wyjaśnienie sprawy rosyjskiemu MAK.

Jako premier do perfekcji opanował granie mediami do ukrywania bolączek swych rządów. Miał łatwość odwracania uwagi i podrzucania mediom tematów, które stawiały go w korzystnym świetle. Inna rzecz – i to kolejny wyróżnik siedmiolatki Tuska – że spora część głównych mediów była mu przychylna.

Opozycja ułatwieniem

Oczywiście, błogosławieństwem Tuska był lider opozycji Jarosław Kaczyński. Tusk mógł błyszczeć, czarować wyborców i pozyskiwać elektorat środka niezbędny do wygrywania, nawet popełniając poważne błędy, nie spełniając obietnic, ba, w ogóle niewiele robiąc. Na tle Kaczyńskiego, mistrza wpadek i nieprzemyślanych bon motów, zwykle wypadał o wiele lepiej, bardziej umiarkowanie i przewidywalnie – a to cechy cenione przez polskiego wyborcę.

Jednocześnie w duecie z Kaczyńskim Tusk doprowadził politykę na skraj obsesji. Grając – mniej czy bardziej chłodno – emocjami swych elektoratów, wykopali autentyczny mur między Polakami. Poziom konfliktu, do którego doprowadzili, jest nieporównywalny z żadnym innym sporem między władzą a opozycją – nie tylko w III RP, ale w większości krajów demokratycznych.

Wyjazd Tuska zachwiał tą dwubiegunowością. Kaczyńskiemu niełatwo jest atakować Ewę Kopacz, co już widać. Na tym może polegać jedna z bardziej znaczących zmian wynikających z emigracji premiera.

Za niespełna miesiąc Tusk zajmie swój nowy gabinet w Brukseli. Polską politykę będzie się starał stamtąd nadzorować, choć na dłuższą metę – co przyznają zgodnie działacze PO – trudno mu będzie w pełni kontrolować rząd i partię, które oddał w ręce Ewy Kopacz.

Emancypacja Kopacz będzie postępować, a jej los zależy od wyniku przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. W PO coraz częściej słychać, że Tuskowi wcale na sukcesie Kopacz nie zależy. Według planów kreślonych w jego otoczeniu, których ślady można znaleźć na nagraniach z afery taśmowej, w polskiej polityce nie powiedział ostatniego słowa.

Jeśli wygra PiS, może wróci wiosną 2017 r., bo wierzy, że do tego czasu Polacy będą mieli znów dość Kaczyńskiego? A może po skończonej misji w Brukseli wystartuje w wyborach prezydenckich 2020 r., stając się następcą nieco pogardzanego przez siebie Bronisława Komorowskiego?

Choć dziś brzmi to jak fantasmagorie, Tusk naprawdę wierzy, że jego wyjazd zatrzyma czas i polska polityka na niego poczeka.

Tusk uczynił z PO potężną partię władzy, ale wyjałowił ją z osobowości

Powiedzieć, że podczas siedmiu lat kierowania rządem Donald Tusk całkowicie zmienił sposób uprawiania polityki w Polsce, to nic nie powiedzieć. W sobotę były premier pożegna się z krajową polityką. Na chwilę czy na zawsze?

Niepokonany od 2006 r. – od ówczesnych wyborów samorządowych aż po tegoroczne europejskie – zwyciężył we wszystkich głosowaniach. Jedyny premier, który wygrał wybory dwa razy z rzędu, lider najpotężniejszej partii władzy w historii III RP, jedyny szef rządu, który odszedł z własnej woli, ze względu na zagraniczny awans.

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Izabela Bodnar: Postawię na dialog
Polityka
„Złote spadochrony” w Polskiej Fundacji Narodowej. Zarząd z nowymi umowami o pracę
Polityka
Michał Kolanko: Kampania europejska. Kogo tym razem zabiją nadmierne oczekiwania
Polityka
Ministerstwo Finansów wyda majątek na remont fontanny
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Marek Kozubal: Antyrakietowa kopuła europejska, czyli nie tylko niemiecka