Kosmos kobiet

Tu parytety nie obowiązują. Kobiety pozostawiły podbój kosmosu mężczyznom. Choć naukowcy sądzą, że to właśnie one są lepiej przystosowane do takich wyczynów

Aktualizacja: 02.04.2010 03:02 Publikacja: 01.04.2010 22:08

Astronautka Nicole Stott przymierza skafander EMU służący do spacerów w otwartej przestrzeni kosmicz

Astronautka Nicole Stott przymierza skafander EMU służący do spacerów w otwartej przestrzeni kosmicznej

Foto: NASA

W piątek na pokładzie rosyjskiego Sojuza w kosmos ma polecieć, wraz z dwoma Rosjanami, astronautka NASA Tracy Caldwell Dyson. Pozostanie w kosmosie prawie pół roku. A za kilka dni, 5 kwietnia, na orbitę wyruszy jedna z ostatnich misji amerykańskiego wahadłowca. Lot Discovery będzie niezwykły: po raz ostatni polecą "początkujący" i po raz ostatni na pokładzie znajdzie się aż siedem osób. Będzie to też trzeci w historii lot kosmiczny, w którym wezmą udział trzy kobiety. Naraz.

Ten najnowszy przykład pokazuje, jak bardzo panie w tej kosmicznej statystyce ustępują kolegom. Na ok. 500 osób, które poleciały w kosmos, kobiet było tylko ok. 50. – Kiedy dorastałam, a urodziłam się w latach 60., kobiety generalnie nie robiły takich rzeczy – mówiła w wywiadzie dla CNN Catherine Coleman, astronautka NASA, która niedawno wróciła z orbity na Ziemię. Cady – jak nazywają ją koleżanki – ma polecieć jeszcze raz w kosmos – pod koniec tego roku na pokładzie Sojuza.

[srodtytul]Astromatki[/srodtytul]

Te wyliczenia szybko się zmieniają. W NASA panie stanowią ponad jedną piątą całego korpusu. Kłopot w tym, że Amerykanie zapewne stracą możliwość samodzielnego wysyłania ludzi w kosmos wraz z wycofaniem z użytku wahadłowców.

Ale o planach wysłania pierwszej kobiety na orbitę regularnie informują Chińczycy. Nazwisko pierwszej Chinki w kosmosie nie jest jeszcze znane. Będzie to prawdopodobnie jedna z kilkunastu wstępnie wytypowanych wojskowych kobiet pilotów. I tu zaczynają się problemy, bo wymagania dla Chinek chcących oglądać Ziemię z góry są znacznie większe niż dla Chińczyków biorących udział w tym samym programie.

Tajkonauta nie może mieć kataru siennego i innych alergii. Nie może stosować żadnych ograniczeń diety (co oznacza, że odpadają zarówno wegetarianie, jak i osoby na diecie bezglutenowej), nie może mieć blizn, dziur w zębach, a nawet nieświeżego oddechu. Chińczycy wykluczyli również tych, którzy się nadmiernie pocą i chrapią.

Dużo? Kobiety muszą spełniać jeszcze dwa warunki. Muszą być żonami i matkami. Wyjaśnienie tych obostrzeń tylko na pierwszy rzut oka jest oczywiste. – Jesteśmy odpowiedzialni za los pierwszej kobiety pilota – mówi Xu Xianrong z pekińskiego Centrum Medycyny Kosmicznej i członek panelu wybierającego chińskie tajkonautki. – I chociaż dowody na wpływ podróży kosmicznych na płodność kobiet są nieliczne, musimy być szczególnie ostrożni. Bo to dotyczy pierwszej Chinki na orbicie.

Jeżeli poleci matka, ryzyko, iż ewentualna niepłodność wpłynie na życie rodzinne, jest praktycznie wyeliminowane. A według Zhanga Jianqi, byłego szefa załogowych programów kosmicznych, mężatki są fizycznie i psychicznie dojrzalsze. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, pierwsza Chinka znajdzie się w kosmosie w 2011 lub 2012 roku.

Ale doświadczenie Lisy Nowak, amerykańskiej astronautki, która poleciała w kosmos na pokładzie Discovery w 2006 roku, pokazuje, że z emocjonalną stabilnością mężatek nie zawsze jest najlepiej. Nowak została zwolniona z NASA po tym, jak została skazana za próbę porwania przyjaciółki kolegi astronauty. Wtedy Nowak nie tylko była mężatką, ale miała trójkę dzieci.

Również argumenty o ochronie płodności wydają się przesadzone. W 2005 roku na łamach "International Journal of Impotence Research" naukowcy przekonywali, że krótkie misje kosmiczne, trwające do dziewięciu dni, nie niosą żadnego zagrożenia. A 80 proc. astronautek NASA poleciało w kosmos, zanim zdecydowały się na dziecko.

– Jeśli chodzi o efekt promieniowania, mężczyźni są znacznie bardziej narażeni niż kobiety – wyjaśnia dr Richard Jennings, jeden z autorów tego raportu.

[srodtytul]Mercury 13 [/srodtytul]

No właśnie, naukowcy właściwie od początku badań nad wpływem przebywania w kosmosie na organizm ludzki wiedzieli, że kobiety mogą poradzić sobie z tym lepiej niż mężczyźni. Dlatego w kwietniu 1959 roku amerykańscy naukowcy przygotowali program szkolenia astronautek. To było cztery lata przed lotem pierwszej kobiety – Rosjanki Walentiny Tierieszkowej. I prawie ćwierć wieku przed podróżą pierwszej Amerykanki w kosmos: Sally Ride poleciała dopiero w roku 1983 na pokładzie wahadłowca.

Ten program szkolenia został nazwany nieoficjalnie wiele lat później Mercury 13. Nazwę Project Mercury nadano programowi przygotowań do misji załogowej NASA, wyszkolono w nim m.in. Alana Sheparda (pierwszy astronauta) i Johna Glenna (pierwszy Amerykanin na orbicie naszej planety). Dokładnie w tym samym czasie lekarz William Randolph Lovelace II wraz z generałem Donaldem Flickingerem z Air Force rozpoczęli prace nad przygotowaniem testów i treningu kosmicznego dla kobiet.

Ich pomysł miał oparcie wyłącznie w obserwacjach fizjologicznych – w tym czasie o równouprawnieniu czy parytetach nikt w USA nie myślał. Lovelace, który opracował testy wydolnościowe dla mężczyzn -astronautów, uznał, że kobiety używają mniej tlenu, są lżejsze (czyli pojazd potrzebuje mniej paliwa), bardziej odporne na efekty promieniowania kosmicznego, rzadziej chorują na serce i lepiej dają sobie radę w ciasnych pomieszczeniach.

Pierwsze testy przeszło 13 pań (stąd późniejsza nazwa Mercury 13), 68 proc. kandydatek – w porównaniu z 56 proc. w programie męskim.

Jako pierwsza zgłosiła się Jerrie Cobb. Miała wylatane 10 tys. godzin (najlepszy z mężczyzn John Glenn tylko nieco ponad 5 tys.), przeszła wszystkie testy fizyczne i psychiczne, uzyskując wynik lokujący ją w 2 proc. najlepszych. Gdy zanurzono ją w zbiorniku do deprywacji sensorycznej, wytrzymała dziewięć godzin. Najlepszy mężczyzna wytrzymał sześć, a technicy musieli przerwać próbę, gdy zaczął majaczyć.

Krótko mówiąc – kobiety miały wszystko, co było potrzebne. Z wyjątkiem "właściwej" płci.

Pomysł wysłania kobiety w kosmos nie znalazł poparcia polityków. Cobb interweniowała nawet u ówczesnego wiceprezydenta Lyndona Johnsona, lecz usłyszała twarde "nie". Program Mercury 13 się rozpadł. Biorące w nim udział kobiety spotkały się dopiero ponad 30 lat później, gdy w 1995 roku Eileen Collins jako pierwsza kobieta pilotowała wahadłowiec.

Amerykanki zapłaciły jednak wysoką cenę za możliwość lotów kosmicznych. Dwukrotnie – w 1986 i 2003 roku – w katastrofach amerykańskich promów ginęły całe załogi. Były wśród nich cztery kobiety. Jedna z nich Christa McAuliffe, nauczycielka i "kosmiczna debiutantka", stała się po śmierci narodową bohaterką, której imieniem nazwano szkoły, a nawet asteroidę.

[srodtytul]"Doświadczenie niewymagane" [/srodtytul]

Inne problemy mieli Rosjanie. Tierieszkowa nie miała żadnego doświadczenia – pracowała w przędzalni bawełny i amatorsko uprawiała skoki spadochronowe. Potrzeba propagandowego sukcesu była jednak zbyt silna i Tierieszkowa poleciała (zresztą pół roku później poślubiła kosmonautę Andrijana Nikołajewa, a w 1964 roku urodziła córkę – w czym lot najwyraźniej nie przeszkodził).

Kłopot sprawiło jednak... dopasowanie skafandra. Jak piszą David Shayler i Ian Moule w książce "Women in Space. Following Valentina", dla pierwszej kosmonautki trzeba było go uszyć od nowa. Szersze biodra, więcej miejsca pod pachami, węższe ramiona. Nawet miejsce mocowania zatrzasku kasku (w wersji męskiej na piersiach) trzeba było przesunąć niżej. No i dopasować system "kanalizacji" – w końcu pierwszy lot Tierieszkowej trwał prawie trzy dni. Ten sam problem mieli konstruktorzy 20 lat później, gdy Swietłana Sawicka miała na 3,5 godziny opuścić bezpieczną kabinę i stać się pierwszą kobietą na kosmicznym spacerze.

Brak doświadczenia wiele lat później nie przeszkodził brytyjskiej chemiczce Helen Sharman, która odpowiedziała na... ogłoszenie prasowe: "Poszukujemy astronautów. Doświadczenie niewymagane". W 1990 roku spędziła tydzień na stacji Mir. Od tego czasu kobiety dowodziły wahadłowcami, latały jako specjalistki na Międzynarodową Stację Kosmiczną i sterowały skomplikowaną maszynerią przy rozładunku pojazdów – już nie jako "narzędzie propagandy", ale pełnoprawne uczestniczki misji. Poleciała też pierwsza turystka – Iranka Anousheh Ansari, która za bilet zapłaciła ok. 20 mln dolarów.

– Przyznaję, że mamy takie kółko lasek astronautek. Jesteśmy coś sobie winne. Bo niby dlaczego któraś z nas ma lecieć tam do góry i nie wiedzieć, że trzeba zabrać odżywkę do włosów – przyznaje Nicole Stott z NASA. Podczas jednej z ostatnich amerykańskich misji Stott wychodziła w przestrzeń kosmiczną. NASA ma do niej najwyraźniej zaufanie. Została wyznaczona do załogi ostatniego planowanego lotu promu kosmicznego.

W piątek na pokładzie rosyjskiego Sojuza w kosmos ma polecieć, wraz z dwoma Rosjanami, astronautka NASA Tracy Caldwell Dyson. Pozostanie w kosmosie prawie pół roku. A za kilka dni, 5 kwietnia, na orbitę wyruszy jedna z ostatnich misji amerykańskiego wahadłowca. Lot Discovery będzie niezwykły: po raz ostatni polecą "początkujący" i po raz ostatni na pokładzie znajdzie się aż siedem osób. Będzie to też trzeci w historii lot kosmiczny, w którym wezmą udział trzy kobiety. Naraz.

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko