W ciągu 14 lat w trakcie przeprowadzania zabiegów pozaustrojowego zapłodnienia w brytyjskich klinikach uzyskano ponad 2 mln zarodków. Połowa z nich została zniszczona – informuje „The Sunday Times", powołując się na dane Departamentu Zdrowia. Skala zjawiska wywołała dyskusję wśród lekarzy i polityków. – To zaskakująca informacja – uważa parlamentarzysta lord David Alton.

W Polsce kontrowersje dotyczące in vitro w dużej mierze wynikają z tego samego problemu. Ile zarodków jest niszczonych? – Nie wiem. O niczym podobnym nie słyszałam – odpowiada dr Katarzyna Kozioł z warszawskiej przychodni leczenia niepłodności Novum. Jak dodaje, z braku regulacji prawnych lekarze działają według własnego sumienia. W jej klinice nadliczbowe zarodki są zamrażane.

– Nie ma dzisiaj bardziej skutecznych metod leczenia niepłodności niż metody rozrodu wspomaganego medycznie, w wyniku których dochodzi do rozwoju kilku zarodków – tłumaczy prof. Sławomir Wołczyński, kierownik Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej AM w Białymstoku, członek zespołu, który 20 lat temu przeprowadził pierwszy w Polsce zakończony sukcesem zabieg zapłodnienia in vitro. Więcej embrionów to większe szanse powodzenia. – Uzyskujemy średnio trzy, cztery zarodki. Do macicy transferujemy dwa. Pozostałe zamrażamy. Na 100 ciąż tylko 17 jest bliźniaczych. Duża liczba zarodków samoistnie obumiera, tak jak w naturze – mówi prof. Wołczyński.

Zapłodnienie in vitro nie gwarantuje sukcesu. Ciążą kończy się od 20 do 40 proc. zabiegów. Często trzeba próbować po raz wtóry. – Dzięki temu, że można skorzystać z zamrożonych wcześniej zarodków, kobieta nie musi znowu przechodzić procedury uzyskania komórek jajowych. A wiąże się ona nie tylko z obciążeniem finansowym, ale i fizycznym oraz psychicznym – opowiada dr Kozioł. W Novum za rok przechowywania płaci się 400 zł. Pacjenci podpisują zgodę na to, że w razie niewykorzystania przez nich zarodków i zaprzestania opłacania ich przechowywania zostają one oddane innej niepłodnej parze. Jeśli tego nie zrobią, zapładniane są nie więcej niż dwie komórki. Zapotrzebowanie na adopcję zarodków jest duże. Tak jak nadzieje z tym związane. – Liczba uzyskiwanych embrionów się zwiększa. Byłoby lepiej, gdyby zamiast niszczenia oddawano je bezpłodnym parom – uważa David Alton. Problem polega na tym, że nie wszyscy chcą dziecko obce genetycznie. Jak podaje „The Sunday Times", większość nadliczbowych embrionów zostaje unicestwiona w ciągu kilku dni od uzyskania. Zamrożone, jeśli nie zostają wykorzystane, dziesięć lat później.