W ostatnim czasie największe obawy dotyczą sytuacji polskiego hutnictwa. Mimo obecnej dobrej koniunktury na wyroby stalowe koszty emisji CO2 (od 50 do 80 euro za tonę – na produkcję 1 tony stali zużywa się 2 tony CO2) – i koszty energii wyższe niż w krajach sąsiednich powodują, że firmy analizują dalsze inwestycje. Symbolem niech będzie likwidacja Wielkiego Pieca w Krakowie, gdzie pracę straciło ok. 400 osób, a zapowiadana budowa pieca indukcyjnego przesuwa się w czasie.
Polska, jak każda nowoczesna gospodarka, do rozwoju i lepszego życia potrzebuje stali i wyrobów stalowych. Przemysł motoryzacyjny, biały przemysł, budownictwo, infrastruktura czy zbrojeniówka – tak ważna w ostatnim czasie – nie mogą rozwijać się bez tych wyrobów. Bez stali nie dokona się transformacja energetyczna – czy mamy wiatraki i elementy fotowoltaiki budować z azjatyckiej stali? Jako związkowcy mamy pretensje do rządu RP, że pobierając i kasując opłaty za emisje CO2, nie tworzy żadnego klimatu do rozwoju hutnictwa. Oczekujemy od rządu i UE stworzenia uczciwej konkurencji dla przemysłu, który dał początek Unii Europejskiej – czyli wspólnoty węgla i stali!
Kolejna branża, jaka stoi przed wyzwaniami związanymi z równoważonym rozwojem i długofalowymi strategiami, to motoryzacja. W Polsce bezpośrednio w zakładach produkcyjnych na rzecz motoryzacji zatrudnionych jest 200 tys., a w sektorze blisko 400 tys. pracowników. To jeden z najbardziej innowacyjnych przemysłów w kraju. Zapowiadane odejście od silników spalinowych do 2035 roku (na posiedzeniu plenarnym 8 czerwca 2022 Parlament Europejski przyjął to stanowisko w ramach Fit for 55) będzie miało ogromny wpływ na obecne miejsca pracy. Fabryki w Europie już produkują samochody elektryczne, w tym roku pod Berlinem ruszyła produkcja amerykańskiej Tesli. Według ekspertów ok. 2030 roku „elektryki” będą tańsze niż samochody z tradycyjnym napędem. W ramach sprawiedliwej transformacji i odchodzenia od węgla w energetyce rząd zapowiadał wybudowanie w Jaworznie na Śląsku polskiego samochodu elektrycznego i produkcję na poziomie miliona aut. Skończyło się na planach i makiecie Izery. Elektromobilność to piękna wizja wpisująca się w neutralność klimatyczną, Zielony Ład i wizerunek przyszłości. Jednak rzeczywistość jest inna. Ta wizja nie idzie w parze z infrastrukturą, w tym głównie miejsc do ładowania, oraz kosztami zakupu. Jeżeli miks energetyczny nie będzie opierał się głównie na OZE, samochód elektryczny pozostanie symbolem luksusu, napędzanym energią emitującą więcej CO2 niż silnik spalinowy.
Swoje problemy ma również przemysł chemiczny borykający się z cenami gazu, który nie jest uznawany za zielone paliwo.
Jeżeli Europa i Polska ma kroczyć w kierunku neutralności klimatycznej, nie możemy tolerować sprowadzania na nasz kontyngent produktów spoza Unii nieobjętych podatkiem za ślad węglowy. Przecież CO2 wytworzonego poza Europą nie zatrzymamy na granicy. Nie przemawiają do nas również argumenty, że to Stary Kontynent jest odpowiedzialny za zamiany klimatyczne i ma wprowadzać ograniczenia, a reszty świata to nie dotyczy. Również firmy w ramach odpowiedzialności biznesowej nie mogą i nie powinny przenosić tzw. brudnej produkcji np. do Afryki, a następnie sprowadzać produktów do Europy.
Mamy świadomość, że przed zmianami i dekarbonizacją nie uciekniemy, ponieważ chcemy przyjaznego środowiska naturalnego dla nas i dla naszych młodszych pokoleń – ale musimy pilnować naszych miejsc pracy w przemyśle. W myśl tego hasła Europejska Federacja Związków Zawodowych Przemysłu (IndustriAll Europe) przyjęła ostatnio manifest sprawiedliwej transformacji: Nic o nas bez nas!