Miasto – księga wielkich tradycji

Pomnik należy się symbolicznej Włókniarce – mówi Marcel Szytenchelm, łódzki aktor, reżyser, kreator kultury i happener.

Publikacja: 06.06.2017 23:00

Miasto – księga wielkich tradycji

Foto: Fotorzepa, Maciej Piasta

Rz: Mamy już za sobą Dzień Reymonta, który tym razem zbiegł się z Rokiem Reymontowskim. Co, jako pomysłodawca Dnia, uważa pan za największy sukces tego cyklu?

Marcel Szytenchelm: Zacznijmy może od najświeższych wrażeń. Tegoroczna edycja Dnia Reymonta była niezwykle udana. W Łodzi, Przyłęku Dużym i Lipcach Reymontowskich uczestniczyło w nim 200 wykonawców i, co najważniejsze, setki widzów. Rokrocznie organizowana impreza zyskuje coraz większe uznanie. Myślę, że godne podkreślenia jest to, że mamy za sobą 20., jubileuszową edycję. Na pewno ta formuła się nie zestarzała. Chodzi o to, że w sposób widowiskowy, teatralno-muzyczny, happeningowy przypominam twórczość Władysława Reymonta. Wymyśliłem taką imprezę, aby ożywiać świat dawno minionych lat. A jednocześnie poprzez postać Władysława Reymonta – wybitnego pisarza, laureata Nagrody Nobla – promować związane z nim miejscowości. W imprezie biorą udział setki osób reprezentujących różne pokolenia i środowiska. Jestem dumny z tego, że mamy do czynienia ze zbrataniem się artystycznym z dużym poczuciem humoru.

Dzień Reymonta rozpoczął się przy Kufrze, jednym z pomników – w tym przypadku Władysława Reymonta, których powstania był pan inicjatorem. Jakie były początki Galerii Wielkich Łodzian?

Pomysł stworzenia „Galerii" zrodził się w 1996 roku. Chciałem, aby pomniki wtapiały się w ulicę Piotrkowską i stały się jej charakterystycznymi znakami. Stworzyłem Galerię jako rodzaj ulicznego teatru. Poprzez pomniki można opowiadać o Łodzi, galeria spełnia zatem również rolę edukacyjną. Przy każdej rzeźbie wybitnego twórcy można usiąść, potrzeć nos na szczęście, zrobić pamiątkowe zdjęcie i zabrać je ze sobą. Ta galeria jest czynna całą dobę. Lokalizacje też nie są przypadkowe. Warto zaznaczyć, że pomniki nie powstały za publiczne pieniądze. Szukałem fundatorów, zaciągałem pożyczki. A zacząłem od akcji artystycznej pod nazwą Dzień Tuwima, bo najpierw wymyśliłem Ławeczkę Tuwima. Miałem wrażenie, że do tego momentu Juliana Tuwima się wstydzono, przypominając sobie o tym wybitnym poecie tylko przy okazji okrągłych rocznic twórcy. Później powstały pomniki Fortepian Rubinsteina, Kufer Reymonta, Twórcy Łodzi Przemysłowej, Fotel Jaracza i Lampiarz. Jestem dumny z tego, że inne miasta podchwyciły mój pomysł stawiania podobnych pomników w postaci ławeczek.

Jest pan niekonwencjonalnym piewcą Łodzi. Czym jest dla pana to miasto?

Księgą! Łódź objawia mi się jako księga wielkich tradycji. Tę księgę należy co jakiś czas czytać od nowa. Jej klimat tworzą wybitni ludzie i magiczne miejsca. Ich poznanie zawdzięczam mamie. Z nią, jeszcze jako dziecko, wędrowałem po Łodzi, spacerowałem po Piotrkowskiej, odwiedzałem kamienice, w których mieszkali wybitni twórcy. Bardzo dużo czasu spędzałem w bibliotekach i odkurzałem stare pożółkłe gazety.

Zazwyczaj chodzi pan w meloniku na głowie i z muszką pod szyją. Ale jako reżyser często wybiera nietypowe, współczesne przestrzenie teatralne: podwórka, klatki schodowe, windy. Skąd się to bierze?

Nie lubię się nudzić. Lubię stosować niekonwencjonalne środki wyrazu i kontaktu aktora z widzem, lubię wciągać go do zabawy, prowokować. Spełniam się artystycznie. Realizuję m.in. autorskie teledyski. W pięciu rolach, jako autor tekstów, scenarzysta, reżyser, producent i wykonawca – stworzyłem wideoklipy „Taxi Mariana" i „Niemrawa cyganeczka". Ostatni mój wideoklip „Menela" jest próbą komentarza i odpowiedzią na słowa aktora Bogusława Lindy, że Łódź jest miastem meneli. Nie zgadzam się z tą krzywdzącą opinią. A już w wakacje powstanie następny teledysk zatytułowany „Galaktyczny Reymont". W ten sposób tworzę cykl wideoklipów o Łodzi. Opowiadać w nich będę o znaczących osobach, wydarzeniach, faktach związanych z miastem i regionem. Lubię marzyć, a swoje marzenia realizować. Przede mną wiele artystycznych projektów, które chciałbym wprowadzić w życie.

Jakie pan ma plany na przyszłość?

Jeden z następnych moich teledysków chciałbym poświęcić najważniejszej ulicy miasta – Piotrkowskiej. Jak zwykle zaproszę do współpracy aktorów ze Studia Teatralnego „Słup", utalentowanego kompozytora i aranżera Witolda Ambroziaka i wspaniałych operatorów: Karola Wysznackiego, Michała Klimczaka i Macieja Piąste. Mam też plany na happeningi wokół moich pomników „Galerii Wielkich Łodzian". Lubię zmieniać ulice, podwórka, place w scenę teatralną, na której przywraca się miastu jego barwną przeszłość. Chciałbym też uświadomić mieszkańcom, że w Łodzi był kiedyś tor konny. Mam nadzieję, że w sposób artystyczny wrócimy do tych konnych wyścigów sprzed lat, do tamtej atmosfery zabawy. Niebawem zaczną się też próby do mojego nowego przedstawienia w Słupie. Tym razem będzie to autorski spektakl „Orzeł wie". Jak zwykle w sposób przewrotny i ironiczny opowiem o Polakach. Postaram się udowodnić, że nasz polski orzeł jest lepszy od rosyjskiego czy pruskiego. Mam nadzieję, że nauczę widzów... fruwać. Poszukam też artystycznej odpowiedzi na pytanie, co będzie dalej z nami dalej. Wyobraźni, inwencji mi nie brakuje, ciągle mam nowe pomysły. Lubię marzyć i spełniać swoje marzenia. Poczucie humoru dopisuje i nadal mam duszę jurnego młodzieniaszka. Żałuję jednak, że większość wokół mnie jest coraz smutniejsza. Muszę coś z tym zrobić...

A co Galerią? Nad czyim pomnikiem pan teraz pracuje?

W domu moja prywatna galeria miniatur rozrosła się o kilka projektów. Na pierwszym miejscu jest król Władysław Jagiełło, który nadał prawa miejskie Łodzi w 1423 roku. Siedzi na królewskim fotelu, obok jest zydel, żeby się dosiąść. Następnym bohaterem byłby Żyd-Handlarz jako symbol przeszłości żydowskiej, ale i kupieckiej. Myślałem, żeby z lokalizacją pójść w stronę parku Śledzia. Nasz bohater sprzedawałby śledzie prosto z beczki. Dosiąść można byłoby się na drugą beczkę – taką przewróconą, turlaną. Myślę też o rodzinie Poznańskich, szczególnie na terenie Manufaktury. Tym razem zaprojektowałem duże wygodne siedzisko z myślą o dużej familii i turystach. Na pewno pomnik należy się symbolicznej włókniarce z czasów wielkiego przemysłu. Postawiłbym ją przed Białą Fabryką na Piotrkowskiej.

A jak wyobraża pan sobie Łódź przyszłości?

Cały czas ubolewam, że upadł przemysł włókienniczy, a jako artysta nie mogę odżałować upadku przemysłu filmowego. Robienie dwóch filmów rocznie to zdecydowanie za mało na tle tego, co działo się tu w przyszłości. De facto filmowej Łodzi nie ma. Tracą zawody pokrewne – dekoratorzy, rekwizytorzy, charakteryzatorzy. Zakłócona została sztafeta pokoleń. A bez tradycji nie ma sztuki. Tworzy się generacyjna dziura. Ale potencjał twórczy mamy. Kamienice stanowią gotową scenografię. Można przyjechać i kręcić. Bardzo bym się cieszył, żeby zorganizowano Expo, bo za takimi imprezami idzie pieniądz. A Łódź potrzebuje pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Expo dałoby szansę na pozyskanie dużych funduszy. Przyszłość miasta łączę też z turystyką. Byłoby dobrze, gdyby do kamienic i na podwórka mogli wejść turyści. Jak będą piękne podwórka – będą też niekonwencjonalne przestrzenie dla artystów. Zaczynalibyśmy występy wieczorem, a kończyli nad ranem. Tak pięknie mogłoby być! Mam nadzieję, że to się spełni.

CV

Marcel Szytenchelm – aktor, reżyser, teatrolog, kreator kultury, happener, dyrektor Studia Teatralnego Słup, pomysłodawca i twórca Galerii Wielkich Łodzian, organizator cyklicznych imprez Dzień Tuwima i Dzień Reymonta.

Rz: Mamy już za sobą Dzień Reymonta, który tym razem zbiegł się z Rokiem Reymontowskim. Co, jako pomysłodawca Dnia, uważa pan za największy sukces tego cyklu?

Marcel Szytenchelm: Zacznijmy może od najświeższych wrażeń. Tegoroczna edycja Dnia Reymonta była niezwykle udana. W Łodzi, Przyłęku Dużym i Lipcach Reymontowskich uczestniczyło w nim 200 wykonawców i, co najważniejsze, setki widzów. Rokrocznie organizowana impreza zyskuje coraz większe uznanie. Myślę, że godne podkreślenia jest to, że mamy za sobą 20., jubileuszową edycję. Na pewno ta formuła się nie zestarzała. Chodzi o to, że w sposób widowiskowy, teatralno-muzyczny, happeningowy przypominam twórczość Władysława Reymonta. Wymyśliłem taką imprezę, aby ożywiać świat dawno minionych lat. A jednocześnie poprzez postać Władysława Reymonta – wybitnego pisarza, laureata Nagrody Nobla – promować związane z nim miejscowości. W imprezie biorą udział setki osób reprezentujących różne pokolenia i środowiska. Jestem dumny z tego, że mamy do czynienia ze zbrataniem się artystycznym z dużym poczuciem humoru.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego