Rozmowa z Janem Urbanem, trenerem Lecha Poznań

Jan Urban, trener Lecha Poznań mówi Piotrowi Żelaznemu o biciu w alarmowe dzwony, wprowadzaniu młodzieży oraz o tym, że Legia nie odjeżdża reszcie ligi.

Publikacja: 31.07.2016 22:00

Jan Urban

Jan Urban

Foto: Fotorzepa / Bartosz Jankowski

Rz: Objął pan Lecha Poznań w październiku zeszłego roku i po początkowym marszu w górę tabeli, zmianie w sposobie gry i w wynikach, znowu coś tąpnęło. Ten zespół wyglądał już jakby był na dobrych torach, tymczasem problemy zaczęły wracać: brak skuteczności, czasem charakteru. Jakby zespół pod pana kierownictwem powiedział „a", ale nie umiał powiedzieć „b".

Jan Urban: Lech Poznań niedawno był mistrzem Polski. To nie jest klub, który rokrocznie zdobywa tytuł. Oczywiście liczy się w walce o trofea, obliguje go do tego pozycja i historia, ale nie jest seryjnym mistrzem Polski. Lech w zeszłym sezonie walczył w finale Pucharu Polski. W tym sezonie sięgnęliśmy po Superpuchar, podobnie jak rok temu. Lech w poprzednim sezonie występował w rozgrywkach grupowych Ligi Europejskiej, co po raz ostatni zdarzyło się pięć lat temu. Patrząc z szerszej perspektywy, z Lechem naprawdę nie jest tak źle. Natomiast nasz brak awansu do pucharów w zeszłym sezonie ewidentnie jest wpadką.

Umie pan to wytłumaczyć?

Po raz pierwszy od dawna musieliśmy rozegrać tak dużą liczbę meczów. Po tym jak objąłem zespół, faktycznie dość szybko wydostaliśmy się ze strefy spadkowej, wskoczyliśmy do górnej ósemki, a gdy przyszło do podziału punktów, mieliśmy zaledwie trzy punkty straty do podium. Mieliśmy jednak też wielkiego pecha i dlatego zadania nie udało nam się wykonać. Marcin Robak kontuzjowany był cały sezon, na ponad miesiąc, a runda wiosenna trwała trzy, wypadł Szymon Pawłowski. Niki Bille Nielsen musiał dwa razy pauzować po cztery mecze. Karol Linetty leczył się i nie grał, po to, by mógł pojechać na mistrzostwa Europy.

Początek tego sezonu też nie jest imponujący, poza meczem o Superpuchar oczywiście. To już moment, by bić w dzwony alarmowe?

Zdecydowanie na to za wcześnie. Oczywiście mecz z Zagłębiem nie powinien był tak wyglądać. Stworzyliśmy sobie wystarczająco dużo sytuacji, by wynik był inny. Rywale mieli trzy okazje i strzelili dwa gole. To czym faktycznie jestem zaniepokojony, to linia obrony. Odszedł Marcin Kamiński, odszedł Keba Ceesay, może odejść Tamas Kadar, prawdopodobnie w grudniu klub zmieni Paulus Arajuuri. Obawiam się, że zostaniemy ze zbyt małą liczbą piłkarzy.

Włochy i Sampdoria to dla niego dobry kierunek?

Nie jest to zły kierunek dla Karola. Serie A to liga, gdzie zespoły są bardzo zdyscyplinowane taktyczne, z bardzo dobrą defensywą. W cenie są piłkarze, którzy potrafią rozpocząć kontratak, po odbiorze na własnej połowie, pod własnym polem karnym. Karol robi to doskonale. Dobrze się czuje w kontakcie z przeciwnikiem, walcząc z nim bark w bark o piłkę. Poza tym ma fantastyczne przyspieszenie na pierwszych 10-15 metrach, nawet z rywalem wiszącym mu na plecach. Tacy zawodnicy jak on, są we Włoszech bardzo wartościowi.

O Linettym panuje opinia, że bardzo potrzebuje zaufania trenera, by go głaskać i szeptać mu dobre słowa do ucha. Tymczasem na Zachodzie nie ma na takie coś miejsca.

Każdy młody oczekuje wsparcia od trenera i go potrzebuje. Dla nastolatka to szalenie ważne, by wiedział, że mu się ufa, że po jednym słabszym zagraniu nie zostanie skreślony. Trzeba mu pomóc dźwigać tę odpowiedzialność, którą został obarczony awansując do pierwszego składu. Karol oczywiście też tego bardzo potrzebował. Ale on już nie jest niedoświadczonym chłopaczkiem wchodzącym do składu. To zawodnik, który mimo, iż ma dopiero 21 lat, ma już blisko 100 meczów rozegranych w ekstraklasie, jest w reprezentacji Polski, pojechał na Euro, występował w europejskich pucharach. Karol nie mógł grać całe życie w Lechu licząc na zaufanie trenera. Bardzo chciał wyjechać, by się rozwijać. Najbardziej zależało mu na Anglii, nie udało się, ale pojawiła się oferta z Włoch Na jego korzyść działa, że kosztował Sampdorię 3 mln euro. To nie są wielkie pieniądze, nie będzie ciążyć na nim dodatkowa presja.

Skoro mowa o młodych, z których wprowadzania do dorosłego futbolu pan słynie, to co się dzieje z innym ponoć nieprzeciętnie zdolnym wychowankiem Lecha – Dawidem Kownackim?

Dawid znalazł się w ostatnim czasie trochę na cenzurowanym. Tu coś powiedział, tam coś chlapnął, coś obiecał. To chłopak, któremu czasem trudno jest zachować chłodną głowę. Pracowałem przez lata z wieloma młodymi piłkarzami. Olbrzymi potencjał to jedno, ale zrobić kolejny krok, z piłkarza obdarzonego talentem, stać się czołowym zawodnikiem, to coś zupełnie innego. Nie każdy z wielkich talentów osiągnie ten najwyższy pułap.

Sugeruje pan między wierszami, że Kownacki nie zrobił wszystkiego, by ten pułap osiągnąć?

Sam Dawid przecież przyznawał w mediach, że w pewnym momencie zaszumiało mu w głowie i że nie zrobił wszystkiego, co trzeba. W ostatnim czasie jednak dużo zmienił, poczynając od tak podstawowych spraw, jak chociażby dieta.

Kolejny, który się jakby zatrzymał w rozwoju i nie potrafi wykonać tego kroku z wiecznego talentu jest Tomasz Kędziora.

Tomek jest na etapie walki samym z sobą. Wie, że to powoli ostatni dzwonek, by wykonać skok jakościowy. Jak na młodego zawodnika jest już doświadczony, był przecież kapitanem reprezentacji młodzieżowej. Początek kariery miał zdecydowanie lepszy, niż to, co się z nim dzieje teraz. Ale on to wie, i ciężko pracuje, by ten skok wykonać. Powtarzam jednak, że nie każdego to czeka. Proszę popatrzeć na piłkarzy, których prowadziłem w karierze. Ariel Borysiuk trafił do Legii, gdy miał 16 lat. Też był okrzyczany wielkim talentem. Wyjeżdżał za granicę, wracał, teraz znów wyjechał. Inny przykład to Daniel Łukasik, który znajduje się na podobnym etapie kariery jak Tomek Kędziora.

Dziś w Lechu pojawia się jednak nowe pokolenie utalentowanych zawodników.

I to jest wielka przyjemność wprowadzać takich chłopaków. Wie pan, jakie to ma gigantyczne znaczenie dla dzieciaków z akademii Lecha, że taki Robert Gumny czy Kamil Jóźwiak już grają w pierwszym zespole. Oni mają po 18 lat. Taki 15-latek z akademii, który na meczach podaje piłki, widzi, że już za trzy lata i on może być na ich miejscu.

Boi się pan, podobnie jak reszta ligi, że Legia odjeżdża?

Nie. Jeśli chodzi o wprowadzanie młodych, ostatnio to u nas lepiej ten aspekt wygląda. Także wyniki czysto sportowe nie pokazują, że Legia staje się hegemonem. Widzę te wszystkie zestawienia i notowania finansowe i można odnieść wrażenie, że Legia zdominowała ekstraklasę. Ale tak nie jest. Wyniki o tym nie świadczą. Proszę spojrzeć na przepaść jaka jest między budżetem Legii a Piasta, a przecież obie te drużyny walczyły o tytuł do ostatniej kolejki. Legia może uciec reszcie w jednym przypadku. Jeśli awansuje do Ligi Mistrzów. Wtedy faktycznie dostanie tak wielki zastrzyk finansowy, że powstanie przepaść.

Rz: Objął pan Lecha Poznań w październiku zeszłego roku i po początkowym marszu w górę tabeli, zmianie w sposobie gry i w wynikach, znowu coś tąpnęło. Ten zespół wyglądał już jakby był na dobrych torach, tymczasem problemy zaczęły wracać: brak skuteczności, czasem charakteru. Jakby zespół pod pana kierownictwem powiedział „a", ale nie umiał powiedzieć „b".

Jan Urban: Lech Poznań niedawno był mistrzem Polski. To nie jest klub, który rokrocznie zdobywa tytuł. Oczywiście liczy się w walce o trofea, obliguje go do tego pozycja i historia, ale nie jest seryjnym mistrzem Polski. Lech w zeszłym sezonie walczył w finale Pucharu Polski. W tym sezonie sięgnęliśmy po Superpuchar, podobnie jak rok temu. Lech w poprzednim sezonie występował w rozgrywkach grupowych Ligi Europejskiej, co po raz ostatni zdarzyło się pięć lat temu. Patrząc z szerszej perspektywy, z Lechem naprawdę nie jest tak źle. Natomiast nasz brak awansu do pucharów w zeszłym sezonie ewidentnie jest wpadką.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego