Za sprawą ludzi. W ostatnich latach poznaniacy kolonizują miasto z determinacją żołnierzy Armii Czerwonej i fantazją hiszpańskich konkwistadorów. Miejsca do niedawna ponure, czasem wręcz szpetne, urastają nagle do miana kultowych.

Jeszcze kilka lat temu na Śródce lub na Taczaka pewna partia z powodzeniem mogłaby nakręcić spot pod tytułem „Polska w ruinie" i przyszła pani premier nie musiałaby się tłuc do Nowej Soli, aby denerwować prezydenta Wadima Tyszkiewicza. Ale to wcześniej. Dzisiaj to perełki, raj dla smakoszy i ludzi lubiących pooddychać nieco undergroundową atmosferą. Nabrzeża Warty? 20 lat temu spotkanie tam człowieka zwiastowało problemy. Dzisiaj nad rzeką bawią się, zwłaszcza w weekendowe wieczory, tysiące ludzi. A plaże stały się ulubionym miejscem wypoczynku zarówno matek z dziećmi, jak i zakochanych par czy samotnych, za to napakowanych młodzieńców. Poznań, szybciej niż można było przypuszczać, wraca nad Wartę. Może ten powrót jeszcze przyspieszy, bo Poznań stał się jednym z trzech głównych miast w unijnym projekcie Connecting Nature. Jeszcze w tym roku mają w mieście powstać dwa nowe ogródki społeczne. Dla miasta, którego tradycją jest życie za firanką, z dala od sąsiedzkich oczu, zagospodarowywanie miejskiej przestrzeni jest rewolucją. Czymś w rodzaju przewrotu kopernikańskiego. A jednak, powtórzymy za Galileuszem, „się kręci".

Dla pewnego ministra wszystko to może brzmieć nadmiernie wegetariańsko i „rowerowo". Spokojnie, panie ministrze, w Poznaniu nadal można zjeść pyszną golonkę, a kaczuszka z pyzami – palce lizać!

Autor biografii Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego. Obecnie przygotowuje książkę o Władysławie Gomułce