Bogusław Bałaś ze Śląskiego Związku Pszczelarzy 20 lat temu, gdy zainteresował się pszczelarstwem, był młodym górnikiem w kopalni Brzeszcze. Pszczołami zajął się trochę z konieczności. – Miałem dwudziestoparoarowy sad, ale zauważyłem, że praktycznie nie ma w nim pszczół. Nic w nim nie latało. Postanowiłem kupić dwa ule i tak to się zaczęło – wspomina.
Najprawdopodobniej dziadek, którego nigdy nie poznał, był pszczelarzem. Dziś żartuje, że uprawia pszczelarstwo hobbystycznie. – Bo to najtańsze hobby na świecie. Jak jest zły rok, wychodzę na zero, jak dobry – zarabiam do pensji, teraz do emerytury – opowiada 55-letni Bogusław Bałaś.
Doświadczenie plus wiedza z gazet pszczelarskich, internetu i szkoleń branżowych pozwalają mu produkować 200–300 litrów miodu rocznie. Na własne potrzeby, dla rodziny i na sprzedaż dla stałych klientów.
Pszczoły przyszły same
Najwięcej pracy jest wiosną, a nawet przed, bo pszczoły po zimie wylatują już w lutym, marcu. – To tzw. pierwszy oblot – tłumaczy Sebastian Pańczyk z Poręby. Ma 41 lat, własną firmę budowlaną, a przy ulach odpoczywa. – Lecę do nich ostatkiem sił, ale praca przy pasiekach mnie odpręża – mówi pan Sebastian.
60-letni ul po dziadku wziął na pamiątkę i do dekoracji przydomowego ogródka. – Pszczoły przyszły same i tak to się zaczęło. Dziś nie wyobrażam sobie bez nich życia. Dają mi wspaniały relaks – przyznaje Pańczyk.