Stal zmiękła z czasem

Miałem nadzieję, że dzięki awansowi do ekstraklasy Sandecji na stadionie w Mielcu znów zobaczymy najlepszych piłkarzy w Polsce. Niestety, to już nieaktualne.

Publikacja: 18.06.2017 23:00

Grzegorz Lato (z lewej) i Andrzej Szarmach w latach świetności Stali Mielec.

Grzegorz Lato (z lewej) i Andrzej Szarmach w latach świetności Stali Mielec.

Foto: EAST NEWS, Eugeniusz Warmiński

Stadion w Nowym Sączu nie spełnia kryteriów PZPN, więc Sandecja na miejsce meczów w roli gospodarza wybrała Mielec. Okazało się jednak, że nie ma tam podgrzewanego boiska, i pomysł upadł. A jeszcze niedawno, kiedy na przebudowę stadioniku w Niecieczy czekała Termalica, swoje „domowe" mecze rozgrywała właśnie w Mielcu, bo kryteria były łagodniejsze.

Nie ma gdzie grać

Doszło do tego, że Podkarpacie, będące przed laty futbolową potęgą, nie tylko nie ma dziś żadnej drużyny w ekstraklasie, ale i godnego ligi stadionu. Rzeszów jest jedną z niewielu stolic województw, w których nie powstał nowoczesny stadion. Pierwsza reprezentacja Polski grała już w Brzeszczach, Jastrzębiu-Zdroju, Radomiu, Bełchatowie, Iławie i we Wronkach, ale nie w Rzeszowie.

Stal i Resovia rozgrywają swoje mecze na Stadionie Miejskim. Ma już ponad pół wieku, jest jednak wciąż modernizowany. Najwięcej ludzi przychodzi tu oglądać żużlowców Stali. Ale co to jest 13 tysięcy kibiców (taka jest pojemność trybun) w mieście zamieszkanym przez ponad 180 tysięcy ludzi. Kiedy w lidze grały Stal Rzeszów i Stal Mielec, na ich derbowe mecze przychodziło po 20 tysięcy widzów. Ale to zamierzchła przeszłość i niewielka szansa, że w najbliższych latach wróci. Może nowoczesny stadion na 30 tysięcy miejsc w ogóle nie jest Rzeszowowi potrzebny, bo nie ma takich piłkarskich atrakcji, które mogą go zapełnić.

Te atrakcje są gdzie indziej. Kiedy siatkarze Asseco Resovii grają o mistrzostwo Polski, piękna hala Podpromie pęka w szwach. Przydałaby się taka stolicy. I tacy siatkarze też.

Podobnie jak na Ślasku

Podkarpacie to jeden z moich ulubionych regionów i kiedy wpadam tam, średnio raz w roku, widzę stare miejsca w nowym świetle. Mam wrażenie, że podkarpacki sport znalazł się w sytuacji podobnej do tej, jaka jest na Śląsku. Dopóki w PRL kombinaty przemysłowe finansowały kluby, godząc się na fikcję amatorstwa i pompując w nie pieniądze wbrew rachunkowi ekonomicznemu, wszystko działało po myśli piłkarzy i kibiców. Na Śląsku robiły tak kopalnie i huty, a na Podkarpaciu przemysł ciężki w Stalowej Woli i Rzeszowie, lotniczy w Mielcu, chemiczny w Dębicy czy kopalnia siarki w Tarnobrzegu. W kilku przypadkach kluby powstawały przed wojną, wraz z rozwojem Centralnego Okręgu Przemysłowego. W PRL niektóre funkcjonowały na zasadzie wydziałów fabryk. Kiedy to się skończyło, zaczęła się wegetacja.

Był jeszcze przypadek Igloopolu Dębica, charakterystyczny dla czasów przełomu ustrojowego. Kiedy obrotny działacz polityczny Edward Brzostowski założył kombinat rolno-spożywczy Igloopol, postanowił wziąć pod swoje skrzydła Ludowy Klub Sportowy Podkarpacie. Po 12 latach, w 1990 r., wprowadził go do I ligi (dzisiejszej ekstraklasy). Piłkarze lubili tam grać, bo pobierali pensję w terminie. Mimo to wytrzymali na najwyższym szczeblu rozgrywek tylko przez dwa sezony. Nawet reprezentacja Polski zbierała się na zgrupowania przed meczami w ośrodku Igloopolu w Straszęcinie koło Dębicy, bo ze względu na polityczną pozycję właściciela firmy to było modne miejsce. Brzostowski został wiceministrem rolnictwa, prezesem PZPN, dziś ma pałac w Siarach pod Gorlicami. Piłkarze rozjechali się w swoje strony, bo mało który związany był z Podkarpaciem. Igloopol występuje w IV lidze.

Pięć klubów znajdujących się na obszarze dzisiejszego okręgu podkarpackiego grało na poziomie ekstraklasy: Stal Rzeszów, Stal Mielec, Stal Stalowa Wola, Siarka Tarnobrzeg i właśnie Igloopol. Coraz trudniej to zapamiętać. Stal rzeszowska spędziła w lidze 11 sezonów, w 1975 r. zdobyła nawet Puchar Polski, ale rok później spadła i już się nie podniosła. Dzięki Pucharowi Polski wzięła udział w rozgrywkach europejskich. W dwóch meczach wbiła osiem goli zdobywcy Pucharu Norwegii Skeidowi Oslo i kiedy wydawało się (przynajmniej w Rzeszowie), że drzwi do Europy stoją otworem, na ziemię sprowadzili ją Walijczycy z przeciętnego Wrexham. Nie tylko wygrali, ale jeszcze tamtejsi dziennikarze napisali, że polscy piłkarze wyróżniali się jedynie „chłopskim smarkaniem na murawę". Dziś Stal Rzeszów walczy w III lidze.

Stal Mielec gra w lidze I i przez pewien czas wydawało się nawet, że może zdoła awansować do ekstraklasy. Wiara nie trwała długo. Ostatecznie Stal zakończyła rozgrywki na dziesiątym miejscu, ale to najlepsza pozycja klubu z Podkarpacia. Można więc przyjąć, że dziś Stal Mielec zajmuje 26. miejsce w Polsce (za szesnastoma klubami ekstraklasy i dziewięcioma z I ligi). Kiedyś była pierwsza, i to nie raz.

Koń na schodach

Kiedy się patrzy dziś na oldskulowy stadion w Mielcu, trudno uwierzyć, że gościł piłkarzy Realu Madryt, Hamburgera SV, Crvenej Zvezdy, reprezentacji Polski, gromadząc czasami i po 30 tysięcy kibiców, przyjeżdżających tu z całego Podkarpacia, Lubelszczyzny i Małopolski.

Grzegorz Lato nie urodził się w Mielcu, ale tu spędził całe życie i tu nadal mieszka. Rodowitym mielczaninem był zmarły w ubiegłym roku bramkarz reprezentacji (na mundialu w Argentynie 1978) Zygmunt Kukla. Mieszkał nawet tuż przy stadionie, jak wielu innych piłkarzy i ich trener Edmund Zientara, legenda Legii. Podobno zdarzało się, że trener stawał przed blokiem i krzyczał: „Trening!". Wtedy zawodnicy wychodzili ze swoich klatek i przechodzili na drugą stronę ulicy, za którą był już stadion i hala, zrobiona z lotniczego hangaru, gdzie znajdowały się szatnie.

– Mielec można było obejść w pół godziny i o atrakcje było tu raczej trudno – wspominał Andrzej Szarmach. Piłkarzy, którym dobrze się wiodło, a poza boiskiem nie mieli się gdzie rozerwać, trzymały się rozmaite żarty. Stąd wziął się słynny pomysł Szarmacha, żeby na imieniny Grzegorza Laty kupić mu konia i wprowadzić po schodach na piętro gomułkowskiego bloku. Jest kilka wersji tej opowieści, nawet obydwaj bohaterowie ją zmieniają. Nie w tym rzecz. Wtedy piłkarze Stali tworzyli rodzinę. Jedni identyfikowali się z miejscem, w którym grali od juniora, inni, jak Andrzej Szarmach, Henryk Kasperczak czy Włodzimierz Ciołek, przyjechali na Podkarpacie z innych miast, ale nie traktowali Mielca jak zesłania. Osiągali sukcesy sportowe i dobrze im płacono. Ale to już przeszłość. Wraz z Latą, Szarmachem, Kasperczakiem, Kuklą, Janem Domarskim czy Marianem Kozerskim skończyła się złota era. Nie tylko w Rzeszowie i Mielcu.

W Siarce trenerem był urodzony w Sanoku Orest Lenczyk. Tarnobrzeg jest rodzinnym miastem Jacka Zielińskiego, który tam grał, a potem zaczynał karierę trenerską. To także miasto Mariusza Kukiełki, mistrza Europy juniorów i reprezentanta Polski. Andrzej Kobylański był zawodnikiem Siarki, kiedy zdobywał wicemistrzostwo olimpijskie. Siarka sprowadziła też z Łukowa 18-letniego juniora Cezarego Kucharskiego, który prosto z Tarnobrzega trafił do szwajcarskiego Aarau, potem robił karierę w Legii, pojechał na mistrzostwa świata w Korei, a dziś jest znany jako menedżer Roberta Lewandowskiego. Dziś Siarka i Stal Stalowa Wola walczą w II lidze.

Jedyny podkarpacki ślad w dzisiejszej reprezentacji to Sławomir Peszko. Urodził się w Jaśle, grał w drużynie juniorów Nafty Jedlicze, ale w wieku 16 lat już był zawodnikiem Wisły Płock. Uznano go za duży talent, a na przełomie wieków dla takich Podkarpacie było już za małe. Tutejsze kluby oddają zawodników, bo nie stać ich nawet na utrzymanie swoich wychowanków.

Piłkarze w Bieszczadach

Wielki futbol wrócił jednak na Podkarpacie w inny sposób. Hotel w Arłamowie stał się miejscem przygotowań reprezentacji Adama Nawałki przed Euro we Francji, a niedawno skończyło się tam zgrupowanie reprezentacji młodzieżowej Marcina Dorny przed mistrzostwami Europy w Polsce. I kiedy piłkarze opuszczali Bieszczady, a z Rzeszowa odlatywali do innych miast, na lotnisku w Jasionce żegnały ich setki kibiców. Czy kiedyś tu przylecą, żeby rozegrać ważny mecz?

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: s.szczeplek@rp.pl

Stadion w Nowym Sączu nie spełnia kryteriów PZPN, więc Sandecja na miejsce meczów w roli gospodarza wybrała Mielec. Okazało się jednak, że nie ma tam podgrzewanego boiska, i pomysł upadł. A jeszcze niedawno, kiedy na przebudowę stadioniku w Niecieczy czekała Termalica, swoje „domowe" mecze rozgrywała właśnie w Mielcu, bo kryteria były łagodniejsze.

Nie ma gdzie grać

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego