Gospodarka odpadami: poprawka nieudanej reformy

Dzięki śmieciowej rewolucji z krajobrazu miały zniknąć nielegalne składowiska, a poziomem odzysku surowców mieliśmy dogonić rozwiniętą Europę. Zamiast tego mamy ciągłe zmiany przepisów i pożary.

Publikacja: 18.06.2018 03:30

Foto: Fotorzepa/Piotr Wittman

Raport Najwyższej Izby Kontroli wydany niemal pięć lat po wprowadzeniu reformy systemu gospodarki odpadami nie pozostawia złudzeń. Założeń nie udało się wypełnić wszystkim gminom, a za niewystarczający recykling Bruksela może nas ukarać.

Po raz kolejny zmieniamy ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (to już 42. nowelizacja) i naprędce uszczelniamy przepisy co do składowania odpadów do odzysku.

Import i szara strefa

To pokłosie pożarów, bez których nie było tygodnia podczas ostatnich upałów. Najbardziej niebezpieczny miał miejsce w Zgierzu. Eksperci nie mają wątpliwości: płonące magazyny to rezultat zbyt słabej egzekucji przepisów. Część może być efektem celowych podpaleń. Na porządku dziennym są też samozapłony. W takiej sytuacji dobrze widać, jak dba się o składowiska. – Pożar magazynu niedaleko Białegostoku (sortowni w miejscowości Studzianki – red. ) trwał godzinę. To znak, że jest to miejsce zupełnie inaczej utrzymywane niż to w Zgierzu (tam doszło do ponownego zapalenia się śmieci – red.) – uważa Dariusz Matlak, prezes Polskiej Izby Gospodarki Odpadami (PIGO).

W olsztyńskim Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych paliły się na placu odpady wielkogabarytowe. – Sukcesywnie się ich pozbywamy. Zgodnie z prawem można je magazynować przez 3 lata. U nas te odpady, które były na placu najdłużej, znajdowały się tam od stycznia tego roku – twierdzi Marta Bartoszewicz, rzeczniczka olsztyńskiego magistratu.

Resort środowiska ocenia, że pożarów przybyło. – Jest ich tyle samo co w poprzednich latach (ok. 200), ale z roku na rok są coraz bardziej spektakularne ze względu na rosnącą ilość palących się odpadów – uważa Krzysztof Kawczyński, ekspert KIG ds. ochrony środowiska.

Według KIG góra tymczasowo deponowanych śmieci urosła w pięć lat nawet dwukrotnie, do 2 mln t. Niemal 0,5 mln t przyjeżdża z Europy, z czego połowa pochodzi z kontrabandy. Po drodze dochodzi do nielegalnego procederu zmiany kodu, by odpady zmieszane „stały" się surowcem wtórnym do recyklingu. Większość śmieci pochodzi jednak z polskich „oszczędnych" gmin – lokalnym politykom zależy na utrzymaniu jak najniższych kosztów wywozu z altanki. System mocno zróżnicowanych stawek dla mieszkańców (od 5 do 20 zł za osobę) rodzi patologie i daje pożywkę szarej strefie.

Pokusa pozbywania się śmieci przez ich podpalenie jest silna, bo te po pożarze nie są objęte opłatami środowiskowymi za składowanie. Tzw. opłata marszałkowska wzrosła skokowo, do 140 zł/tonę. Od 2019 r. będzie 170 zł, a w 2020 r. już 270 zł. – Za 5 zł można odebrać odpady i nielegalnie wrzucać je do dołu lub składować. Dopiero ok. 20 zł daje możliwość skierowania śmieci do sortowni i odzyskania surowców – twierdzi Matlak. – Utylizacja tony odpadów kosztuje średnio 500 zł, a spalenie ich w specjalnej instalacji – nawet 700 zł. A gminy w przetargach utrzymywały 200–250 zł/tonę – wtóruje Kawczyński.

Deklaratywny system

Wiele gmin po reformie systemu zamroziło opłaty dla mieszkańców dzięki wieloletnim umowom. Ze względu na wybory podwyżek nie należy oczekiwać przed jesienią. Zresztą włodarze unikają podawania szczegółów, tak jak w Lublinie prowadzącym przetarg. – Ze wstępnych analiz wynika, że podwyżki będą konieczne, ale trudno jeszcze mówić o konkretnych terminach ich wprowadzenia – słyszymy w Lublinie, gdzie od 2013 r. mieszkańcy bloków płacą za odpady segregowane 12–39 zł (w zależności od wielkości gospodarstwa) i 16–50 zł za te wrzucone do jednego worka.

– O tym, czy obowiązujące stawki zmienią się, zdecyduje cena po rozstrzygnięciu przetargu na odbiór i zagospodarowanie odpadów w drugiej połowie 2018 r. – potwierdza Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

W Szczecinie już wcześniej urealniono stawki – pod wpływem rosnących kosztów opłaty za odbiór i zagospodarowanie wzrosły z ok. 21 zł/t, do 474–571 zł/t w zależności od rodzaju śmieci. – W tym roku nie planujemy podwyżek. Ewentualne zmiany opłat będą wynikiem kolejnej analizy systemu gospodarki odpadami komunalnymi – mówią pracownicy szczecińskiego urzędu, który ze spółkami prywatnymi podpisał umowy do połowy 2019 r.

W Gliwicach jest drożej od kwietnia tego roku, choć koszty systemu zwiększyły się od lipca 2017 r. Mariola Pendziałek, naczelniczka Wydziału Przedsięwzięć Gospodarczych i Usług Komunalnych w tamtejszym magistracie, zapewnia, że stawki skalkulowano tak, by pokryć wydatki na gospodarkę odpadami, w tym ujemne ubiegłoroczne saldo.

Nie jest to jednak powszechne. NIK wykazała, że w większości kontrolowanych gmin nie bilansowały się koszty gospodarowania odpadami z przychodami z opłat za ich wywożenie, utylizację, recykling.

Powód? Problemy z weryfikacją danych o należnościach, określeniem liczby zobowiązanych do tego osób i windykacją. W 22 gminach objętych kontrolą NIK różnica ta stale rośnie i na koniec I półrocza 2017 r. przekraczała 49 mln zł. Najwyższe zaległości miały duże miasta, głównie Wrocław i Warszawa (odpowiednio ponad 21 mln i 12 mln zł).

Masa odpadów odbieranych z posesji często przekracza założenia dokonane na podstawie deklarowanej liczby mieszkańców. A jakość tych selektywnie zebranych pozostawia wiele do życzenia, co widać dopiero na sortowni.

Panuje też dowolność w systemie rozliczania. Wiele gmin preferuje płatność ryczałtem, ale część płaci za tonę. Sławomir Rudowicz, przewodniczący Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami, postuluje ujednolicenie systemu w całej Polsce i zakaz rozliczeń ryczałtowych. – Spółka, która w jednej gminie rozlicza się ryczałtem, a w innej od tony może dopisywać odebrane tony z tej pierwszej na rachunek drugiej – opisuje Rudowicz.

Jednolitą formę płatności, mającą zapobiec „dosypywaniu" odpadów spoza terenu, zastosował Związek Międzygminny Gospodarką Odpadami Aglomeracji Poznańskiej obsługujący dziewięć gmin. Zdecydowano się jednak na ryczałt, obejmujący odbiór, jak i zagospodarowanie odpadów komunalnych (także selektywnie zebranych) oraz tych biodegradowalnych.

Taki system wybrano, kierując się całościową organizacją gospodarki odpadami, która uwzględnia także działanie stacjonarnych i mobilnych punktów selektywnej zbiórki i odbiór przeterminowanych leków z aptek wraz z ich utylizacją.

Brak infrastruktury

Poznań ma wybudowaną w formule PPP spalarnię, gdzie koszt zagospodarowania tony śmieci to ok. 300 zł brutto. Z kolei za utylizację w biokompostowni płaci ok. 284 zł/t.

Ale spalarni w całej Polsce mamy tylko sześć – oprócz Poznania, także w Białymstoku, Bydgoszczy, Koninie, Krakowie i Szczecinie. Planowane są kolejne m.in. w Oświęcimiu i Warszawie. W Rzeszowie wkrótce ruszy instalacja postawiona przez PGE. Ale miasto nie zgadza się na proponowane przez PGE stawki i planuje rozbudowę zakładu komunalnego. Ale magistrat przyznaje, że Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej nie ma pieniędzy na wartą 30 mln zł inwestycję. W ostatnich latach na kupno śmieciarek wydano ponad 7,6 mln zł i kolejne ponad 16 mln zł na infrastrukturę do zagospodarowania odpadów.

Lublin nie zamierza wydawać na flotę. Zostawia to w gestii działających w mieście prywaciarzy. Do jednej z takich spółek, Kom-Eko, należy też sortownia. Miasto zainwestowało w zakład przetwarzania odpadów w Wólce Rokickiej koło Lubartowa. Władze nie chcą zmieniać tego systemu, bo uznają go za efektywny. – Spółki miejskie nie dysponują potencjałem technicznym do tego typu usług. Gmina skorzystała jednak z możliwości powierzenia stacjonarnego punktu selektywnej zbiórki odpadów komunalnych (PSZOK) Lubelskiemu Przedsiębiorstwu Gospodarki Komunalnej – przekazał nam lubelski urząd.

Szczecin i Olsztyn także dają zlecenia prywaciarzom. Opole nie zamierza powierzać odbioru odpadów komunalnych spółce miejskiej. Zajmuje się ona m.in. zagospodarowaniem biodegradowalnych odpadów kuchennych.

Zdaniem Kawczyńskiego wzorcem wśród dużych miast jest Kraków. Miasto na długo przed tzw. rewolucją śmieciową zaczęło wprowadzać selektywną zbiórkę i zbudowało infrastrukturę do przetwarzania odpadów: składowisko, dwie sortownie i spalarnię. Na przeciwnym biegunie jest stolica, która po zamknięciu wysypiska w Radiowie wywozi śmieci poza gminę, bo o rozbudowie instalacji spalania (o przepustowości 40 tys. t rocznie) na razie tylko się mówi. Przetarg na wybór wykonawcy prowadzi Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania i na razie chce zlecać podwykonawcom zagospodarowanie. Ta sama firma od początku roku odbiera też śmieci ze stołecznych altanek, choć przyznaje, że musi kupić śmieciarki.

– Warszawa może mieć problem ekologiczny porównywalny z tym w Neapolu. Jesteśmy świadkami batalii z firmami prywatnymi działającymi na rynku odpadów w celu ich wyeliminowania. Nowoczesna sortownia jednej z nich stoi bezużyteczna, bo samorząd uznał, iż nie stać go na taki standard usług – wytyka Kawczyński.

– „Segreguję odpady – ogólnopolski system segregacji odpadów" – to kampania zainicjowana przez Urząd Miejski w Gdańsku. Dotyczy pięciopojemnikowego systemu segregowania, który w Gdańsku obowiązuje od 1 kwietnia 2018 r. Jak pokazują dane mieszkańcy, jak i sortownia odpadów, z roku na rok osiągają coraz lepsze wyniki w odzyskiwaniu surowców wtórnych – mówi Sławomir Kiszkurno, dyr. Wydziału Gospodarki Komunalnej w Urzędzie Miejskim w Gdańsku.

Jako przykład do naśladowania wymienia się Płońsk, który zbudował składowisko i biogazownię produkującą energię z odpadów. Zainwestował w dwa profesjonalne punkty selektywnej zbiórki. Zainteresowanie tworzeniem takich punktów ze środków unijnych nie było duże. – Powstało ok. 200 PSZOK-ów, przy wykorzystaniu zaledwie 20 proc. dostępnego na nie budżetu. Standardowo jeden taki punkt zbiórki powinien przypadać na 10 tys. osób – tłumaczy ekspert KIG.

Opinie

Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa

Koszty odbioru i zagospodarowania odpadów komunalnych z terenu gminy Miasto Rzeszów bilansują się z wysokością wpływów do budżetu z tytułu opłat pobieranych od mieszkańców. Nie odnotowujemy ujemnego salda w tym zakresie.

W świetle przepisów nasza gmina będzie musiała korzystać z Instalacji Termicznego Przetwarzania, budowanej przez PGE GiEK. Nie zgadzam się jednak na zaproponowane ceny. Podczas odbywających się w ratuszu spotkań podkreślałem, że poziom cen został źle skalkulowany. Polska Grupa Energetyczna jest zainteresowana wyłącznie zyskiem, a jako spółka Skarbu Państwa powinna pełnić rolę służebną wobec mieszkańców.

Mariola Czechowska, prezydent Bełchatowa

W Bełchatowie od 2013 r. obowiązują niezmienione opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Wynoszą 7 zł od osoby w przypadku segregacji odpadów i 12 zł przy braku segregacji. Do końca 2018 r. zostanie rozstrzygnięty nowy przetarg na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Na jego podstawie dokonamy analizy wysokości opłaty. Jeżeli oferty okażą się dużo wyższe, to zastanowimy się nad podwyżką. W wielu miastach ceny za odbiór śmieci rosną, bo opłaty za gospodarkę śmieciową są coraz wyższe. Jest rok wyborczy, jednak musimy podejmować uzasadnione ekonomicznie decyzje. Ewentualny wzrost stawek skonsultujemy z miejskimi radnymi. Dziś odbiorem odpadów zajmuje się firma Eko-Region. Spółkę tworzą 22 samorządy i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi. Miasto Bełchatów ma w niej niecałe 8 proc. udziałów.

Raport Najwyższej Izby Kontroli wydany niemal pięć lat po wprowadzeniu reformy systemu gospodarki odpadami nie pozostawia złudzeń. Założeń nie udało się wypełnić wszystkim gminom, a za niewystarczający recykling Bruksela może nas ukarać.

Po raz kolejny zmieniamy ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (to już 42. nowelizacja) i naprędce uszczelniamy przepisy co do składowania odpadów do odzysku.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego