Trzeba odróżniać jawność od ekshibicjonizmu

Ograniczenie liczby kadencji uważamy za niekonstytucyjne. Jest to ograniczenie przede wszystkim dla wyborców, nie samorządowców – mówi Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej, od 28 lat wójt gminy Lubicz.

Publikacja: 18.02.2018 20:00

Trzeba odróżniać jawność od ekshibicjonizmu

Foto: Rzeczpospolita/Krzysztof Wellman

Rz: Jest pan samorządowcem od niemal 30 lat, od wielu lat działa w Związku Gmin Wiejskich. Zna pan zmiany zachodzące na wsi od podszewki. Jak bardzo zróżnicowane są dzisiaj obszary wiejskie w Polsce i jakie największe wyzwania widzi pan przed nimi?

Marek Olszewski: Obszary wiejskie w ciągu ostatnich 30 lat bardzo się zmieniły, nastąpił ogromny postęp cywilizacyjny. Polska wieś jest też zróżnicowana. Są regiony, gdzie wciąż możemy spotkać wsie typowo rolnicze, popegeerowskie, z wieloma problemami. Jest też wieś, którą można pokazywać na reklamach. Są wreszcie obszary wiejskie, które się urbanizują i bardzo szybko zabudowują, nabierają charakteru podmiejskiego. Suburbanizacja jest dobrym zjawiskiem, ale również niesie mnóstwo problemów.

Od roku 1990 polska wieś zyskała na infrastrukturze technicznej (budowa wodociągów, kanalizacji, szkół, modernizacja dróg). To jest proces, który trwa już długo i widać efekty. Wciąż jednak ponad połowa dróg wiejskich to drogi gruntowe. Tylko ok. 40 proc. gospodarstw wiejskich jest podłączona do kanalizacji zbiorczej. To są problemy na podstawowym poziomie. Dlatego wieś wciąż potrzebuje doinwestowania.

Zróżnicowanie wsi jest zależne np. od położenia. Są gminy wiejskie, które czerpią korzyści z położenia przy ruchliwych drogach krajowych. Korzystają z tego, że są kopalnie, zakłady przemysłowe czy logistyka. Dużo zależy też od ludzi. Niektóre gminy wykorzystują swoje szanse, inne są opóźnione.

Unijne fundusze strukturalne miały te różnice zniwelować.

Taki był cel, ale bardzo duże kwoty trafiają do gospodarstw rolnych w postaci dopłat bezpośrednich. Na infrastrukturalne przedsięwzięcia, zwłaszcza na lokalne drogi, tych pieniędzy jest za mało. Pieniądze unijne mają wyrównywać szanse rozwojowe, ale sami sobie utrudniliśmy ich konsumowanie. Dużo środków przeznacza się też na programy miękkie, nie na infrastrukturę. A nie ma dobrego rozwoju rolnictwa bez dobrej infrastruktury.

Nie można zatrzymać procesu wyludniania się wsi bez zapewnienia mieszkańcom dobrych warunków życia. Chodzi o odpowiedni poziom szkół wiejskich, opiekę przedszkolną czy żłobkową. Wokół większych miast w Polsce funkcjonuje ok. 360 gmin wiejskich, które przeszły w ciągu ostatnich 20 lat ogromne zmiany. To są obszary, które wymagają miejskiego zagospodarowania.

Sam jestem wójtem podtoruńskiej gminy, gdzie w ciągu ostatnich kilkunastu lat liczba ludności się podwoiła. Przybyło kilkadziesiąt kilometrów ulic gminnych. Proszę sobie wyobrazić, ile pieniędzy i wysiłku trzeba, aby w szczerym polu zbudować miasto. A to są przedsięwzięcia tej skali.

Dlatego wygrywał pan w kolejnych wyborach.

Mieszkańcy widocznie to doceniają. Ale to są zmiany, które będą trwały jeszcze wiele lat. Nikt nie jest w stanie przeprowadzić tak dużych inwestycji w krótkim czasie. Ważne, żeby dbać o harmonijny rozwój gmin podmiejskich.

Suburbanizacja dotyka problemu dominacji dużego miasta nad sąsiednimi gminami. Wyludniające się miasta próbują wchłaniać sąsiednie gminy, co może rodzić dodatkowe napięcia. Mimo to takich przykładów przybywa. Jak pan to ocenia?

Podczas rozmów o zmianie granic administracyjnych trzeba zachować samorządowy sposób myślenia. W ostatnich latach doszło do kilkunastu sytuacji, które martwią. Miasta wyludniają się często na rzecz gmin podmiejskich i bywa, że miasta chcą powiększać swój obszar, zagarniając wsie.

Decydująca powinna być wola mieszkańców. Niestety często to pozamerytoryczne okoliczności wpływają na zmianę granic administracyjnych. Powinny też być dokonywane rzetelne wzajemne rozliczenia. Często miasto obejmuje swoim zasięgiem bardzo dochodowy obszar sąsiedniej gminy, np. z elektrownią, albo przyłącza obszary, w które gmina wiejska dużo zainwestowała. Prawo dotyczące granic administracyjnych powinno być zmienione i uszczegółowione.

W jaki sposób?

Przy zmianie granic najważniejsza jest wola mieszkańców, dlatego należy przeprowadzać referenda. Trzeba też szczegółowo określić sposób wzajemnych rozliczeń finansowych. Szczególne przypadki, kiedy interes państwa przemawia za zmianą granic, powinny być wymienione w ustawie.

Jako wójt doświadczyłem takiej „chęci rozwoju" sąsiedniego miasta. Przeprowadziliśmy jednak badania opinii publicznej, z których wynikało, że 75 proc. mieszkańców nie zgadza się na to. Sąsiednie miasto odstąpiło od swojego pomysłu.

Warto zwrócić uwagę miastom, aby spojrzały na swój własny obszar. Często mają niezagospodarowane tereny w swoich granicach, a spoglądają łakomie na kąski wokół. To irytuje, kiedy mamy do czynienia z zagarnięciem dużego wartościowego majątku sąsiedniej gminy.

Z opublikowanych w ubiegłym roku badań wynika, że ponad 120 średnim miastom w Polsce grozi zapaść związana z depopulacją. Rząd chce przeznaczyć w najbliższych latach ponad 2,5 mld zł na program pomocy tym ośrodkom. Podobny problem dotyka również gmin wiejskich. Szacuje się, że z taką sytuacją zmaga się nawet aż 800 z nich. Potrzebny będzie podobny program i pomoc rządu?

Duże miasta rozwijały się w ostatnich latach bardzo dobrze. Mniejsze rzeczywiście potrzebują wsparcia. Gminy wiejskie też się wyludniają, a przybywa ludności w gminach podmiejskich. Np. w lubelskim czy na Podlasiu następuje wyludnienie wsi i bardzo trudno ten proces zatrzymać.

Przez ostatnie lata wielu młodych ludzi wyemigrowało za granicę. Na wsi jest to szczególnie widoczne. Zmienia się charakter pracy w gospodarstwie rolnym, potrzeba mniej rąk do pracy. Postęp cywilizacyjny sprawia, że chcemy mieć dobre warunki życia, a na wsi nie zawsze da się je zagwarantować. Pomimo że gminy wiejskie zrobiły bardzo dużo, żeby podnieść poziom edukacji, i wydawałoby się, że są atrakcyjne, to do codziennego życia nie zawsze są tam idealne warunki, więc młodzi ludzie wyjeżdżają. Czasem udaje się znaleźć sposób na gminę wiejską, jak agroturystyka czy ciekawe przedsięwzięcia z zakresu gospodarki żywnościowej, i ten proces udaje się zahamować.

Może znalezienie swojej specjalizacji pozwoli część gmin uratować. Jednak część małych miasteczek i wsi musi się wyludnić. A może warto przyspieszyć ten proces, ułatwiając młodym ludziom przenoszenie się za pracą do miast?

Mobilność nie jest niczym złym. Przez wiele lat powojennych Polacy byli przywiązani do miejsca pobytu pracą i mieszkaniem. Po 1990 r. to się zmieniło. Przemieszczanie się w poszukiwaniu pracy, bez przywiązania do miejsca zamieszkania, to dobre zjawisko.

Razem z nim dla małych gmin wiejskich przyszedł czas refleksji. Zastanawiamy się, czy da się utrzymać pod względem ekonomicznym małe jednostki samorządu terytorialnego. I dochodzimy do wniosku, że nawet przy najlepszym finansowaniu podstawowych zadań – jak oświata czy opieka społeczna – nie uda się utrzymać wszystkich gmin wiejskich. Najmniejsze mogą mieć z tym kłopoty. Oczywiście każda gmina może znaleźć swoją niszę i sposób na dobry rozwój, ale przykład Ostrowic w Zachodniopomorskiem pokazuje, że jak tego pomysłu nie ma albo chęci są większe niż możliwości ekonomiczne, to kończy się to bankructwem. W tej chwili nikt tej gminy nie chce.

Nie ma pan wrażenia, że głos gmin wiejskich jest zdecydowanie słabiej słyszalny niż prezydentów dużych miast czy sejmików wojewódzkich? Niby ilościowo gmin wiejskich jest najwięcej, ale ich siła przebicia jest nieadekwatna do liczby ludności, którą reprezentują.

Rzeczywiście mamy problem z przebiciem się ze swoimi racjami. Województwa to potężne organizmy i marszałkowie mają o wiele lepsze możliwości eksponowania spraw regionalnych. Związek Gmin Wiejskich RP powstał dlatego, że już 25 lat temu wójtowie zauważyli, iż nie wszyscy samorządowcy mają identyczne interesy. Prowadzimy działania lobbingowe, jesteśmy w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, nasi przedstawiciele zabierają głos na posiedzeniach komisji parlamentarnych. Corocznie organizujemy Kongres Gmin Wiejskich, który skupia ponad tysiąc samorządowców z całej Polski. Zapraszamy na to wydarzenie ważnych polityków. Najbliższy XVIII już kongres odbędzie się w dniach 19–20 czerwca br.

Jesteśmy w trudniejszej sytuacji, bo wszystko, co robimy, jest droższe. Na kilometrze sieci wodociągowej, kanalizacyjnej czy gazowej w mieście mieszka czasem tysiąc osób. Na wsi często nie ma nikogo, więc koszty jednostkowe są nieporównanie większe.

Nie możemy jednak zostawić nawet rozproszonych gospodarstw w sielskim XIX-wiecznym pejzażu. Nikt nie będzie mieszkał na wsi, gdzie nie ma zasięgu internetu, gdzie jest daleko do szkoły, przedszkola, gdzie nie ma komunikacji publicznej itd. Jeżeli zapewnimy podstawowy poziom cywilizacyjny, to mamy szansę na szukanie ciekawego zajęcia dla mieszkańców. To wszystko jest droższe niż w mieście, ale nie zauważa się tego ani w programach rządowych, ani europejskich.

Co więcej, w tym roku na drogi lokalne obcięto w skali kraju 300 mln zł. Zostało 800 mln zł, które mogłoby spokojnie zużyć jedno województwo, a nie cały kraj.

Wciąż nie zauważa się, że wieś potrzebuje odrębnego programu uwzględniającego choćby to, iż koszty jednostkowe każdej usługi są wyższe.

A Program Rozwoju Obszarów Wiejskich?

Ten program może uzupełniać nasze środki własne. On sam nas nie poprowadzi, nie jest wystarczająco duży.

Na poziomie samorządu wojewódzkiego i dużych miast sięganie po środki unijne jest o tyle łatwiejsze, że zagwarantowanie wkładu własnego nie jest wielkim problemem. Nie dość, że na wsi wszystko jest droższe, to budżety gmin na ogół są takie małe, że tam znalezienie wkładu własnego jest ogromnym problemem. Macie pomysł, co z tym zrobić?

Są rzeczywiście gminy wiejskie, które nie są w stanie tej części budżetu wygenerować. W budżetach dużych miast istotny udział ma PIT i CIT. W gminach wiejskich tego praktycznie nie ma, a podatek rolny to są grosze.

W strukturze budżetu gminy wiejskiej ważą przede wszystkim koszt prowadzenia zadań oświatowych i opieka społeczna. Oświata to często 50–60 proc., kiedy w miastach 20–30 proc. Mała gmina wiejska z typowo wiejską strukturą budżetu sobie nie poradzi, bo ona ledwo utrzymuje urząd i kilkunastu urzędników. Nie ma pieniędzy, nie ma samodzielności, nie ma możliwości sięgania po środki zewnętrzne. Nie ma nawet możliwości utrzymania szkoły na dobrym poziomie. Cena kształcenia jednego ucznia w Polsce waha się od 5 do 25 tys. zł, zależnie od tego, czy jest to mała gmina wiejska i mały oddział, czy duże miasto. W dużym mieście subwencja może wystarczyć na podstawowy poziom kształcenia, w małej gminie wiejskiej raczej nie.

To co robić?

Patrzymy z niepokojem na gminy, które mają małe dochody, problem z utrzymaniem się i nie mają za bardzo możliwości zmiany tej sytuacji.

Zabiegamy np. od lat o subwencję ekologiczną. W Polsce jest mnóstwo obszarów chronionych, które nie zawsze przynoszą dochody jednostce samorządu terytorialnego. Są gminy wiejskie z obszarem, na którym nie można nic zbudować czy prowadzić działalności gospodarczej. Czasem ratunkiem jest turystyka, ale przeważnie obszar chroniony wyłącza z jakiejkolwiek możliwości zagospodarowania.

Z tego, co pan mówi, wynika, że wiele polskich gmin wiejskich czeka czarna przyszłość?

Wydaje się, że bardzo poważne problemy mogą dotyczyć nawet kilkunastu procent gmin wiejskich. Widać zjawisko konkurencji pomiędzy gminami. Ich władze chcą dać mieszkańcom więcej, niż mogą. To prowadzi donikąd, trzeba mieć poczucie rozsądku.

Są pewne zachęty dotyczące łączenia gmin, ale są one za małe.

Jak pan ocenia zmiany w prawie wyborczym?

Samo ograniczenie liczby kadencji uważamy za niekonstytucyjne. Jest to ograniczenie przede wszystkim dla wyborców, nie samorządowców. Wydłużenie kadencji do 5 lat trochę to łagodzi. Ale wszystkie ogólnopolskie związki samorządowe uważają, że nie jest to zmiana dobra.

Co do jawności życia publicznego, jesteśmy na tak. W wielu jednostkach samorządu terytorialnego już w tej chwili transmituje się obrady, funkcjonuje fundusz sołecki, demokracja bezpośrednia jest dość mocno rozwinięta. Jawność trzeba jednak odróżniać od ekshibicjonizmu. Wypełnianie 12 stron oświadczenia majątkowego też trochę nie ma sensu i może służyć po prostu złapaniu kogoś na pomyłce.

Jeżeli chodzi o sam mechanizm wyborczy, to na szczęście zaniechano pewnych pomysłów, które wydawały się nietrafione. Ale zostaje np. pytanie, jak dopilnować, żeby karta, którą wyborca wrzuca do przezroczystej urny, nie ujawniła, co on skreślił. To są niby drobiazgi, ale skazujemy się przez nie na problemy. Obawiam się tego typu technicznych drobiazgów, które skomplikują wybory.

Trzeba było mówić o tym wcześniej.

I mówiliśmy. W komisjach sejmowych nikt nie chciał jednak słuchać.

Będzie pan kandydował w najbliższych wyborach?

Decyzję podejmę za jakiś czas.

Jak zmieniały się oczekiwania mieszkańców Lubicza w czasie pana urzędowania?

Sprawy podstawowe to infrastruktura techniczna, drogi i komunikacja. Mieszkańcy ich potrzebują i musimy jak najszybciej spełniać te oczekiwania. Zwiększyło się znaczenie zadania pod nazwą „opieka przedszkolna". Kilka lat temu w budżecie stanowiła ona 600 tys. zł, teraz jest prawie 5 mln zł. Nie tworzymy żłobków, ale są niepubliczne, do których dopłacamy.

Komunikacja publiczna jest miejska i mamy umowę z sąsiednim miastem. Dopłacamy 3 mln zł, żeby w Lubiczu mieć rano co 8 min autobus miejski.

Mamy 17 świetlic wiejskich, dom pobytu dziennego dla seniorów, ponad 50 stowarzyszeń. W świetlicach w codziennym życiu uczestniczy ok. 1000 osób, samych seniorów ponad 400. Sale gimnastyczne i hala sportowa funkcjonują do godziny 22. Takich przedsięwzięć jest bardzo dużo, a mieszkańcy są aktywni.

Chociaż ostatnie wybory wygrałem, zdobywając 73 proc. głosów, więc nie wszyscy są zadowoleni.

Budowa aquaparku to próba spełnienia oczekiwań mieszkańców?

Taka inwestycja musi być dobrze skalkulowana. Mam pozwolenie na budowę na takie przedsięwzięcie, ale jej nie rozpocząłem, chociaż miała ruszać kilkukrotnie. Do końca swojej kadencji zrobię wszystko, co miało powstać wokół, ale w miejscu samego basenu będzie na razie trawnik, ponieważ zwrócono mi uwagę, że są rzeczy ważniejsze. Najpierw musimy się wygrzebać z błota i dróg gruntowych. Aquapark sprawdziłby się w Lubiczu, ale się powstrzymałem. Wszystko we właściwym czasie. Najpierw naprawimy dziurawe drogi.

Rz: Jest pan samorządowcem od niemal 30 lat, od wielu lat działa w Związku Gmin Wiejskich. Zna pan zmiany zachodzące na wsi od podszewki. Jak bardzo zróżnicowane są dzisiaj obszary wiejskie w Polsce i jakie największe wyzwania widzi pan przed nimi?

Marek Olszewski: Obszary wiejskie w ciągu ostatnich 30 lat bardzo się zmieniły, nastąpił ogromny postęp cywilizacyjny. Polska wieś jest też zróżnicowana. Są regiony, gdzie wciąż możemy spotkać wsie typowo rolnicze, popegeerowskie, z wieloma problemami. Jest też wieś, którą można pokazywać na reklamach. Są wreszcie obszary wiejskie, które się urbanizują i bardzo szybko zabudowują, nabierają charakteru podmiejskiego. Suburbanizacja jest dobrym zjawiskiem, ale również niesie mnóstwo problemów.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego