Z ruchem rowerowym wiążą się jednak problemy, których żaden samorząd, niezależnie od tego, jakim budżetem na inwestycje w udogodnienia dla cyklistów dysponuje, samodzielnie nie jest w stanie rozwiązać. Wymagają one raczej działania na szczeblu centralnym. Te problemy to konsekwencja swego rodzaju arogancji rowerzystów, która zwiększa się wprost proporcjonalnie do atencji, jaką się ich obdarza.

Uprzedzając oburzenie cyklistów: ja też do tego klubu należę. Od lat rower to mój podstawowy środek komunikacji przez większą część roku, także z dziećmi. Właśnie dlatego pozwalam sobie postawić tezę, że im więcej miasta robią, aby jazda na dwóch kółkach była bezpieczna, tym bardziej staje się niebezpieczna: nie tylko dla rowerzystów, ale też pieszych. Na jej poparcie nie mam żadnych danych liczbowych, jedynie dowody anegdotyczne.

Jak często kierowcom samochodów zdarza się przejechać na czerwonym świetle? Sporadycznie. A rowerzystom – notorycznie. Jak często auto wyprzedza inne auto, tylko po to, aby następnie jechać wolniej niż to wyprzedzone? Rzadko. Rowerzyści robią to stale. Nieprzepuszczanie pieszych na pasach i wykonywanie manewrów bez ich sygnalizowania to już dość częste występki kierowców. Wśród rowerzystów to jednak nieomal norma. Tak jak przeskakiwanie z jezdni bądź ścieżki rowerowej na chodnik, gdy jest to wygodne, bo np. pozwala ominąć światła.

Dlaczego tak jest, mogę tylko przypuszczać. Jakąś rolę odgrywa tu coś, co w psychologii znane jest jako efekt Peltzmana. W wielu dziedzinach życia przepisy i inne środki, które w zamyśle mają zwiększyć bezpieczeństwo ludzi, okazują się nieskuteczne, bo czując się bezpieczniej, zaczynamy postępować bardziej ryzykownie lub po prostu bezmyślnie. Wydaje się też jednak, że rowerzyści czują się po prostu uprzywilejowani. Poruszają się „zielonym" środkiem komunikacji, mogą więc z góry patrzyć na trucicieli w autach, którzy własną wygodę przedkładają nad jakość powietrza. Traktując ruch rowerowy priorytetowo, miasta mimowolnie taką postawę uzasadniają.

Nie sugeruję, aby wstrzymać się z inwestycjami w infrastrukturę rowerową. Powinna im jednak towarzyszyć jakaś akcja edukacyjna – skierowana do rowerzystów, ale też kierowców – tłumacząca, jakie reguły obowiązują na drogach, po których poruszają się pojazdy zarówno cztero-, jak i dwukołowe. A może należy wrócić do obowiązku posiadania karty rowerowej?