Na ratunek fokom

Sieci, hałas, zanieczyszczenie środowiska. To główne zagrożenia dla bałtyckich fok i morświnów. Na Półwyspie Helskim działa stacja badawcza, która chroni te zwierzęta.

Publikacja: 10.04.2017 22:00

W Bałtyku pływa dziś ok. 30 tys. fok, kilka razy mnie, niż na początku XX w.

W Bałtyku pływa dziś ok. 30 tys. fok, kilka razy mnie, niż na początku XX w.

Foto: shutterstock

– Teraz będzie karmienie, ale jak nie chcą, to nie zmuszamy fok do treningu – młody człowiek ubrany w wiatroodporną kurtkę z kapturem mówi przez mikrofon do stojących turystów. Pomiędzy nimi, w basenie wypełnionym wodą, pływa 30-letni Bubas, duży samiec foki. Wszyscy czekają, aż się wynurzy i chwyci rybę. Niestety, Bubas robi dwa okrążenia, po czym wybiera brzeg najbardziej oddalony od turystów. Wdrapuje się na niego i znika po chwili za zaporą złożoną z kamieni. Tam jest tzw. porodówka, a w niej aż cztery samice. Każda z niedawno urodzoną foczką. Jest Pływacz, Pąkla, Posejdon i Pomeranka.

– Foki urodzone w 2017 r. mają imiona na literkę P. W 2016 r. nadawaliśmy imiona zaczynające się od litery O. Tak łatwiej zapamiętać ich rocznik – wyjaśnia Michał Bała ze Stacji Morskiej im. Profesora Krzysztofa Skóry Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego na Helu.

Małe mają już po kilka tygodni, więc samice mają ruje. A to oznacza kolejny okres godowy. Bubas więc nie próżnuje. I choć turyści nie mogli zobaczyć karmienia, to na pocieszenie pozostaje im wysłuchać odgłosów amorów fok dobiegających zza osłony z kamieni. Za 11 miesięcy, bo tyle trwa ciąża u fok, samice znów wrócą do „porodówki".

Zagrożony gatunek

Foki to niejako „towar eksportowy" helskiej stacji badawczej. Od 1992 r. realizowany jest tutaj program ich ratowania. Zaczęło się w marcu, gdy do ośrodka trafiła ranna foka, znaleziona na plaży w Juracie. Wyleczona została wypuszczona na wolność. Kilka lat później, dokładnie w 1999 r., powstało fokarium, gdzie prowadzona jest hodowla tych ssaków. Co jednak najważniejsze, stacja koordynuje ochronę tego zagrożonego gatunku na całym wybrzeżu, jednocześnie edukując. Wszystko dlatego, że w minionym wieku bałtycka populacja fok radykalnie zmalała, wskutek polowań i akcji ich zwalczania (w rybołówstwie uznawane były za szkodniki).

Dzisiaj są pod ochroną, ale i tak giną – zaplątane w sieciach rybackich lub w wyniku zanieczyszczeń. Na początku XX wieku bałtycką populację szacowano na blisko 100 tys., dzisiaj ok. 30 tys.

Pracownicy stacji, dzięki pomocy woluntariuszy z WWF, monitorują całe wybrzeże. Każda informacja o fokach trafia na Hel. Chronione są też nieliczne naturalne siedliska fok położone na piaszczystych łachach – m.in. na Zatoce Puckiej czy u ujścia Wisły. W samej stacji prowadzone są programy edukacyjne. Turyści w fokarium mogą nie tylko obserwować żywe foki, ale też obejrzeć wystawę, na której opisane są wszystkie zagrożenia dla tych ssaków.

O ile bałtyckie foki liczone są w tysiącach, o tyle znacznie gorzej sprawa ma się z morświnem. Potocznie nazywany bałtyckim delfinem, uznawany jest za krytycznie zagrożony. Całą populację w Bałtyku szacuje się na zaledwie ok. 450 sztuk. To oznacza, że wymaga tzw. ochrony czynnej, czyli podejmowania specjalnych akcji ochrony. Na Helu od dawna marzą o rozbudowie stacji o morświnarium.

– Morświnarium to jeden z elementów Błękitnej Wioski. Na razie powstaje jej część lądowa – mamy już halę seminaryjną i Dom Morświna – mówi dr Iwona Pawliczka, kierownik Stacji Morskiej. – Powstaje Nadmorska Leśniczówka, która jest na etapie inwestycyjnym. Przed nami realizacja projektu Edu-Eko-Hel. Potem dopiero będzie czas na morświnarium, ale nie powstał jeszcze projekt ani nie wybrano miejsca.

Zdaniem pracowników UG morświnarium mogłoby podziałać na ludzi podobnie jak fokarium. – Fokarium uwrażliwiło ludzi, uświadomiło, że foki to rodzimy gatunek bałtyckiej fauny. Dużo łatwiej rozmawia się teraz o ich problemach, uważamy, że morświnarium wspomogłoby ochronę tego krytycznie zagrożonego gatunku – wyjaśnia Pawliczka.

Groźny hałas i sieci

Na razie stacja prowadzi szeroko zakrojone akcje edukacyjne, a także – podobnie jak przy fokach – koordynuje monitoring na całym wybrzeżu. I choć formalnie morświny są chronione w Polsce od 1984 r., a w międzyczasie powstało mnóstwo zarówno krajowych, jak i międzynarodowych aktów prawnych i programów, to zdaniem naukowców z UG brakuje czynnej ochrony.

Niebezpieczeństwo dla morświnów stanowią sieci. Zaplątane ssaki duszą się w nich. Tutaj wyjściem z sytuacji są pingery, urządzenia emitujące pulsacyjny dźwięk o wysokiej częstotliwości. Przymocowane do sieci ostrzegają morświny o śmiertelnej pułapce. W Polsce obowiązek stosowania pingerów mają tylko łodzie powyżej 12 metrów długości i tylko na Zatoce Pomorskiej. Jednostki te stanowią zaledwie część polskiej floty rybackiej. Inne nie stosują tego najprostszego narzędzia ochrony. Stacja morska planuje wspólnie z WWF Polska zakupić pingery i wyposażyć w nie niektóre łodzie.

– Kupimy pingery po to, by je przekazać rybakom łowiącym na małych jednostkach w miejscach, gdzie są morświny, i tym, którzy stosują narzędzia uznawane za szkodliwe – wyjaśnia Iwona Pawliczka.

Kolejny wróg morświna to hałas, szczególnie w Zatoce Puckiej. – Kiedy do środowiska wprowadza się obcy, intensywny hałas, ma to zwykle negatywny wpływ na zwierzęta. Nagły nieznany dźwięk może spowodować choćby rozdzielenie matki i dziecka i śmierć niesamodzielnego jeszcze młodego morświna. Ogłuszone zwierzęta mogą popełniać błędy w nawigacji i ginąć wyrzucone na morski brzeg, może dojść do uszkodzenia narządu słuchu czy nawet do śmierci. Źródła hałasu mogą być różne, a jednym z nich, szczególnie intensywnym, jest turystyka motorowodna, szybkie motorówki czy skutery wodne. Nie chodzi o to, by ich ruch całkiem wykluczyć, ale by tworzyć strefy wolne od nadmiernego hałasu. Zatoka Pucka powinna oferować swojej przyrodzie takie strefy ciszy – uważa Iwona Pawliczka.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: michal.stankiewicz@rp.pl

– Teraz będzie karmienie, ale jak nie chcą, to nie zmuszamy fok do treningu – młody człowiek ubrany w wiatroodporną kurtkę z kapturem mówi przez mikrofon do stojących turystów. Pomiędzy nimi, w basenie wypełnionym wodą, pływa 30-letni Bubas, duży samiec foki. Wszyscy czekają, aż się wynurzy i chwyci rybę. Niestety, Bubas robi dwa okrążenia, po czym wybiera brzeg najbardziej oddalony od turystów. Wdrapuje się na niego i znika po chwili za zaporą złożoną z kamieni. Tam jest tzw. porodówka, a w niej aż cztery samice. Każda z niedawno urodzoną foczką. Jest Pływacz, Pąkla, Posejdon i Pomeranka.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego