- Na samym początku, kiedy pierwszy raz byłem w Morzu, zespół był mocny sportowo, nie widziałem w nim dla siebie miejsca. Uznałem, że muszę poszukać innej drużyny, żeby się rozwinąć. Miałem ambicje, chciałem występować w pierwszej szóstce. Pojechałem grać do Bielska-Białej, BBTS występującego wtedy w Serii B. Awansowaliśmy do I ligi (odpowiednik dzisiejszej Plusligi – przyp. red.). Potem było jeszcze Jastrzębie. Wiedziony sentymentem, tęsknotą za rodziną i rodzinnym miastem wróciłem do Morza w 2000 roku. Po jednym sezonie rozwiązałem kontrakt. Czułem, że klub podąża w złym kierunku i długo nie utrzyma się na powierzchni. Miałem dobre przeczucia. Grałem jeszcze w kilku polskich klubach, udało mi się też wystąpić w reprezentacji Polski.
Własną firmę Espadon, która jest obecnie sponsorem zespołu Plusligi ze Szczecina, założył pan jeszcze będąc siatkarzem. To rzadki przypadek, by zawodnik tak wcześniej pomyślał o własnej przyszłości.
- Wynika to z mojego charakteru. W każdej dziedzinie próbuję osiągnąć maksymalny pułap. Wiedziałem, że mimo gry w ekstraklasie i reprezentacji mój potencjał, moje zdrowie, bo byłem po kilku zabiegach, nie pozwalają mi osiągnąć wyższego poziomu sportowego. Czułem, że osiągnąłem górną granicę wydolności organizmu. Musiałem szukać innej drogi. Nie lubię odcinać kuponów, dostawać niczego za darmo. Od sezonu 2003/04 szukałem już innej motywacji do gry w siatkówkę niż zarabianie pieniędzy. Działałem już wtedy w biznesie, pod koniec 2004 roku założyłem firmę z branży utylizacji odpadów. Dwa lata później zupełnie skończyłem z grą, choć po roku przerwy wróciłem jeszcze do Politechniki. Mój syn trafił do Metra Warszawa, przyjechałem z nim do stolicy. Ale wtedy uzmysłowiłem sobie, że to już koniec i całkowicie poświęciłem się pracy zawodowej. Wróciłem do Szczecina.
Kiedy pan pomyślał o tym, żeby w Szczecinie powstał zespół, który będzie grał w Pluslidze?
- Siatkówka cały czas była w moim sercu. Kiedy finansowo stanąłem na nogi, zacząłem od rozmów z władzami samorządowymi, by przywrócić Szczecinowi najlepszą ligę w Polsce. Miasto zdawało sobie sprawę z wartości tej dyscypliny, jej popularności. Sukcesy odnosiła reprezentacja. Od początku władze były mi bardzo przychylne. W pierwszej fazie- pięć lat temu- stworzyliśmy zespół na poziomie III ligi, który miał za cel awansować do II ligi. Powstało także Morze Bałtyk Szczecin i my jako całkiem nowy twór. Z różnych względów nie udało się nam wspiąć wyżej. Storpedowano nasz pomysł, pewnie dlatego, że byliśmy nowi, mieliśmy własny odważny plan biznesowy, sportowy, szkoleniowy. Ale dwa lata później otworzyły się przed nami nowe możliwości. Morze Bałtyk popadło w kłopoty, miało ogromne zadłużenie. Pierwsze rozmowy z nami były dla mnie niesatysfakcjonujące, ale w końcu prezes Morza zwrócił się do mnie, żebym ich ratował. Postawiłem jeden warunek – całkowicie odcięcie się nowego klubu od Morza. Leżało mi to na sercu, bo jeszcze jako zawodnikowi nie podobało mi się wiele rzeczy w Morzu. Przede wszystkim brak systemu szkolenia. Jestem dobrym na to przykładem. Mimo że pochodzę ze Szczecina, zaczynałem treningi w Żaku Pyrzyce. Ostatecznie dogadaliśmy się. Tamten rozdział został zamknięty, powstał Espadon Szczecin. Moja firma jest do dziś głównym sponsorem klubu.
Od razu zespół zaczął występy w I lidze.