Jakub Markiewicz, prezes firmy Espadon: Siatkówka na zawsze w sercu

Chcieliśmy, aby przy naszej pomocy do Szczecina wróciła ekstraklasa siatkarska. Teraz, po awansie, rozglądamy się za sponsorem zewnętrznym – mówi prezes firmy Espadon, były siatkarz.

Aktualizacja: 22.10.2016 10:28 Publikacja: 20.10.2016 22:00

Jakub Markiewicz, prezes firmy Espadon: Siatkówka na zawsze w sercu

Foto: PAP/Jerzy Paszkowski

Rz: Kilka lat temu postanowił pan odbudować siatkówkę w Szczecinie. Czy zrobił to pan z miłości do dyscypliny, przywiązania do rodzinnego miasta, wdzięczności za to, co siatkówka panu w życiu dała, czy może z powodów biznesowych?

Jakub Markiewicz: Z wielu powodów. Czuję przede wszystkim ogromny dług wobec dyscypliny. Późno zacząłem grać w siatkówkę, profesjonalnie – w wieku 23 lat. Na swojej drodze spotkałem jednak wspaniałych ludzi, trenerów, zawodników, kibiców. Dzięki sportowi zmieniłem styl życia na bardziej uporządkowany, nauczyłem się pracy zespołowej, doceniłem pewne wartości społeczne. Powiodło mi się w życiu. Z powodzeniem prowadzę od kilku lat biznes, firma prosperuje. Miałem możliwości finansowe, żeby pomóc w odbudowie szczecińskiej siatkówki. Bez wahania przystąpiłem do jej reaktywacji. Ważne też było to, że urodziłem się w Szczecinie, chodziłem na mecze Stali Stocznia, grałem w Morzu Szczecin, choć z różnych powodów krótko.

Został pan siatkarzem właśnie dzięki sukcesom Stali Stocznia Szczecin z połowy lat 80?

Byłem wiernym kibicem tego klubu. Widziałem na żywo, jak zdobywali mistrzostwo Polski w 1985 i 1987 roku. Pamiętam jeszcze atmosferę tej starej, zadymionej hali. Wtedy zaraziłem się siatkówką. Byłem dumny, że później miałem okazję poznać osobiście zawodników Stali, grać z nimi.

W czasie kariery niewiele lat spędził pan w Szczecinie, rzadko występował w Morzu Szczecin, które zostało następcą Stali. Dlaczego?

- Na samym początku, kiedy pierwszy raz byłem w Morzu, zespół był mocny sportowo, nie widziałem w nim dla siebie miejsca. Uznałem, że muszę poszukać innej drużyny, żeby się rozwinąć. Miałem ambicje, chciałem występować w pierwszej szóstce. Pojechałem grać do Bielska-Białej, BBTS występującego wtedy w Serii B. Awansowaliśmy do I ligi (odpowiednik dzisiejszej Plusligi – przyp. red.). Potem było jeszcze Jastrzębie. Wiedziony sentymentem, tęsknotą za rodziną i rodzinnym miastem wróciłem do Morza w 2000 roku. Po jednym sezonie rozwiązałem kontrakt. Czułem, że klub podąża w złym kierunku i długo nie utrzyma się na powierzchni. Miałem dobre przeczucia. Grałem jeszcze w kilku polskich klubach, udało mi się też wystąpić w reprezentacji Polski.

Własną firmę Espadon, która jest obecnie sponsorem zespołu Plusligi ze Szczecina, założył pan jeszcze będąc siatkarzem. To rzadki przypadek, by zawodnik tak wcześniej pomyślał o własnej przyszłości.

- Wynika to z mojego charakteru. W każdej dziedzinie próbuję osiągnąć maksymalny pułap. Wiedziałem, że mimo gry w ekstraklasie i reprezentacji mój potencjał, moje zdrowie, bo byłem po kilku zabiegach, nie pozwalają mi osiągnąć wyższego poziomu sportowego. Czułem, że osiągnąłem górną granicę wydolności organizmu. Musiałem szukać innej drogi. Nie lubię odcinać kuponów, dostawać niczego za darmo. Od sezonu 2003/04 szukałem już innej motywacji do gry w siatkówkę niż zarabianie pieniędzy. Działałem już wtedy w biznesie, pod koniec 2004 roku założyłem firmę z branży utylizacji odpadów. Dwa lata później zupełnie skończyłem z grą, choć po roku przerwy wróciłem jeszcze do Politechniki. Mój syn trafił do Metra Warszawa, przyjechałem z nim do stolicy. Ale wtedy uzmysłowiłem sobie, że to już koniec i całkowicie poświęciłem się pracy zawodowej. Wróciłem do Szczecina.

Kiedy pan pomyślał o tym, żeby w Szczecinie powstał zespół, który będzie grał w Pluslidze?

- Siatkówka cały czas była w moim sercu. Kiedy finansowo stanąłem na nogi, zacząłem od rozmów z władzami samorządowymi, by przywrócić Szczecinowi najlepszą ligę w Polsce. Miasto zdawało sobie sprawę z wartości tej dyscypliny, jej popularności. Sukcesy odnosiła reprezentacja. Od początku władze były mi bardzo przychylne. W pierwszej fazie- pięć lat temu- stworzyliśmy zespół na poziomie III ligi, który miał za cel awansować do II ligi. Powstało także Morze Bałtyk Szczecin i my jako całkiem nowy twór. Z różnych względów nie udało się nam wspiąć wyżej. Storpedowano nasz pomysł, pewnie dlatego, że byliśmy nowi, mieliśmy własny odważny plan biznesowy, sportowy, szkoleniowy. Ale dwa lata później otworzyły się przed nami nowe możliwości. Morze Bałtyk popadło w kłopoty, miało ogromne zadłużenie. Pierwsze rozmowy z nami były dla mnie niesatysfakcjonujące, ale w końcu prezes Morza zwrócił się do mnie, żebym ich ratował. Postawiłem jeden warunek – całkowicie odcięcie się nowego klubu od Morza. Leżało mi to na sercu, bo jeszcze jako zawodnikowi nie podobało mi się wiele rzeczy w Morzu. Przede wszystkim brak systemu szkolenia. Jestem dobrym na to przykładem. Mimo że pochodzę ze Szczecina, zaczynałem treningi w Żaku Pyrzyce. Ostatecznie dogadaliśmy się. Tamten rozdział został zamknięty, powstał Espadon Szczecin. Moja firma jest do dziś głównym sponsorem klubu.

Od razu zespół zaczął występy w I lidze.

- Stało się tak dzięki pomocy PZPS. Ludzie z centrali zobaczyli, że nasz projekt, klub budowany w dużym mieście z wielkimi siatkarskimi tradycjami, ma ręce i nogi. Umożliwili nam start na zapleczu. W pierwszym sezonie zespół był zbudowany za późno i to była wówczas drużyna na miarę naszych ówczesnych możliwości finansowych i organizacyjnych. Nie mieliśmy szans na awans. Wtedy postawiliśmy sobie za cel awans do pierwszej czwórki i walkę o Plusligę w kolejnym rozdaniu. Udało się go zrealizować.

Jak długo Espadon będzie sponsorem tej drużyny?

- Podstawowe założenie było takie, żeby w Szczecinie znów była ekstraklasa siatkarska, a moja firma w tym pomoże. Trudno jest pozyskać sponsora w I lidze, bo w mieście mamy kilka zespołów występujących w ekstraklasie. Teraz po awansie rozglądamy się za sponsorem zewnętrznym, jest łatwiej, pozwala na to wysoka wartość marketingowa Plusligi. Wydaję mi się, że kończę powoli z finansowaniem tej drużyny. Dosyć dużo wyłożyłem na nią własnych pieniędzy, ale mówię o tym bez żalu, czuję z tego powodu ogromną satysfakcję, bo udało się nam odbudować siatkówkę w Szczecinie. Prowadzimy szereg rozmów z różnymi sponsorami. Niektóre są finalizowane. Lada moment będą nowi sponsorzy i odciążą moją firmę. Jestem optymistą. Espadon nadal jednak gwarantuje funkcjonowanie tego zespołu.

Jaki jest plan sportowy Espadonu?

- Podstawową sprawą będzie rozbudowa sponsoringu. Jeśli to się uda, chcielibyśmy walczyć o medale i w europejskich pucharach.

Nie może pan żyć bez siatkówki. W tym roku został pan prezesem Zachodniopomorskiego Związku Siatkówki.

- Chcę zjednoczyć środowisko, sprawić, żeby wszyscy w regionie związani z tą dyscypliną dbali o jej rozwój. Punkt wyjścia jest taki, żeby istniały wiodące kluby w ekstraklasie kobiecej i męskiej. W kobiecej mamy Chemik, który zdobył ponownie tytuł mistrzowski już trzeci raz z rzędu, teraz w Pluslidze znalazł się Espadon.

Ale zależy mi szczególnie na tym, żeby stworzyć piramidę szkoleniową. Sam jestem prezesem Stowarzyszenia Żak Pyrzyce, wspieram wiele innych młodzieżowych inicjatyw. Niedawno pod egidą Espadonu otworzyliśmy w Policach Szkołę Mistrzostwa Sportowego. W klubie trenuje już 200 dzieciaków. Pod ten wzorzec szkoleniowy zamierzam podpiąć inne kluby z zachodniopomorskiego.

Jakub Markiewicz (ur. w 1972 r.). Były siatkarz Morza Szczecin, BBTS Bielsko-Biała, Jastrzębia Borynia, Gwardii Wrocław, AZS Politechnika Warszawa. Reprezentant kraju. Od 2004 roku prezes zajmującej się recyclingiem firmy Espadon. Pomysłodawca klubu Espadon Szczecin. Od tego roku pełni funkcję prezesa Zachodniopomorskiego Związku Piłki Siatkowej.

Rz: Kilka lat temu postanowił pan odbudować siatkówkę w Szczecinie. Czy zrobił to pan z miłości do dyscypliny, przywiązania do rodzinnego miasta, wdzięczności za to, co siatkówka panu w życiu dała, czy może z powodów biznesowych?

Jakub Markiewicz: Z wielu powodów. Czuję przede wszystkim ogromny dług wobec dyscypliny. Późno zacząłem grać w siatkówkę, profesjonalnie – w wieku 23 lat. Na swojej drodze spotkałem jednak wspaniałych ludzi, trenerów, zawodników, kibiców. Dzięki sportowi zmieniłem styl życia na bardziej uporządkowany, nauczyłem się pracy zespołowej, doceniłem pewne wartości społeczne. Powiodło mi się w życiu. Z powodzeniem prowadzę od kilku lat biznes, firma prosperuje. Miałem możliwości finansowe, żeby pomóc w odbudowie szczecińskiej siatkówki. Bez wahania przystąpiłem do jej reaktywacji. Ważne też było to, że urodziłem się w Szczecinie, chodziłem na mecze Stali Stocznia, grałem w Morzu Szczecin, choć z różnych powodów krótko.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego