Namioty dla wikingów uszyto w Żyrardowie

Michał Siedlecki, właściciel firmy Tentorium specjalizującej się w szyciu ręcznym namiotów historycznych

Publikacja: 30.05.2017 22:30

Namioty dla wikingów uszyto w Żyrardowie

Foto: materiały prasowe

Rz: W firmach nie tylko polskich informatyzacja, robotyzacja jest powszechna, a pan stawia na ręczne szycie, i to historycznych namiotów. Dlaczego?

Michał Siedlecki: Moje namioty to rekonstrukcje historyczne, dlatego też muszą być one tworzone ręcznie. Ręczne szwy to także bardzo ważny detal, który przybliża nasze rekonstrukcje do oryginału. Pozwala to nam, rekonstruktorom, dużo bardziej poczuć klimat danej epoki. A o to tak naprawdę chodzi, żeby chociaż przez kilka dni w roku cofnąć się w czasie o kilkaset lat.

Od czego wzięła się ta pana fascynacja? Skąd taki pomysł na życie?

Praktycznie od zawsze interesowałem się historią, ale najpierw był Tolkien i oczywiście cały świat fantasy. Kiedy dorosłem, zamieniłem książki o elfach i trollach na manuskrypty oraz ikonografie i wszelkie inne przedstawienia z wczesnego średniowiecza, które wtedy najbardziej mnie fascynowało. Najpierw chciałem być słowiańskim wojem, ale jak to w życiu bywa, wyrosłem na kogoś zupełnie innego, czyli żyrardowskiego namiotnika.

Jak wyglądały początki pana kariery zawodowej?

Do dziś się z tego śmieję, gdyż pierwszy namiot uszyłem u mamy w kuchni na domowej maszynie do szycia Łucznik 466. Pierwszy namiot nie był idealny, więc szybko go sprzedałem, ale każdy następny był dużo lepszy od poprzedniego. Jestem totalnym samoukiem i do wszystkiego doszedłem metodą prób i błędów, a że szybko się uczę najlepiej na cudzych błędach, to już po kilku miesiącach miałem tyle zleceń, że w 2008 r. postanowiłem założyć firmę.

Co dziś się zmieniło?

Zmieniło się bardzo dużo, zamieniłem stół u mamy w kuchni na pracownie namiotniczą o powierzchni 330 mkw. w Żyrardowie. Nie szyję już oczywiście na domowym Łuczniku, teraz mam kilka profesjonalnych maszyn szwalniczych. Poza szwalnią mam też stolarnię, gdzie wykonujemy rekonstrukcję historycznych mebli. Sam już rzadko siadam do maszyny, czego bardzo mi brakuje. Obecnie zatrudniam czterech pracowników.

Ile zwykle trwa uszycie i wykończenie jednego namiotu? Jakie są najtrudniejsze?

To bardzo trudne pytanie, czasami jeden mały namiot szyjemy dwa–trzy dni. Ale np. ręcznie szyty pawilon ozdobiony lnianymi pasami szyliśmy ponad miesiąc, dlatego że jego wszystkie szwy miały w sumie ponad 500 m długości. Najtrudniejsze chyba były rekonstrukcje skórzanych namiotów rzymskich, gdyż jeden namiot składał się z 415 paneli wielkości arkusza A3.

A ile namiotów pan szyje rocznie? Czy ta produkcja się zwiększa?

Z roku na rok firma się rozwija, powiększam park maszynowy oraz załogę. W sezonie mamy naprawdę bardzo dużo pracy. Rocznie szyjemy między 100 a 200 standardowych namiotów. Ale ciągle jeszcze jest sporo rynków do zdobycia i krajów, do których jeszcze nie wysyłaliśmy namiotów.

Gdzie trafiają te pańskie namioty? Jak pan znajduje swoich klientów?

Nasze namioty trafiają już prawie do wszystkich krajów UE, ale także poza nią – do Szwajcarii, Norwegii oraz do Księstwa Liechtensteinu. Teraz klienci sami mnie znajdują, bo dobrych produktów nie trzeba za bardzo reklamować. Mam oczywiście swoją stronę internetową oraz fanpage. Tam pokazujemy klientom nasze dotychczasowe prace, gdyż większość namiotów wykonujemy na miarę czy na specjalne zamówienie.

Z których projektów jest pan najbardziej dumny?

Najwięcej satysfakcji przyniosły mi namioty, które uszyłem do znanego na całym świecie serialu produkcji History Channel „Vikings", zwłaszcza że pierwsze trzy sztuki uszyłem samodzielnie. To było zaraz po przeprowadzce mojej firmy z Krakowa do Żyrardowa, nie zdążyłem jeszcze nikogo zatrudnić, a ponieważ filmowcom bardzo się spieszyło, zakasałem rękawy, wskoczyłem na maszynę i się udało!

Kiedyś marzył pan, by pana namioty trafiły na plan „Gry o tron". Spełniło się?

Niestety, jeszcze nie, ale na pewno jeszcze wiele wyzwań przede mną i moją firmą, praktycznie co roku robimy kilka bardzo nietypowych namiotów. Na przykład w tym sezonie będziemy robić cały kompleks namiotowy o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych dla Gotlandzkiego Muzeum Historycznego w Visby.

A inne marzenia zawodowe?

Marzeń jest oczywiście wiele, tylko czasu brak. Marzy mi się osobny dział w Tentorium, który specjalizowałby się w namiotach filmowych, które nie zawsze są dokładną rekonstrukcją, ale zawsze muszą przykuć wzrok widza.

Czy dopadły pana problemy z prowadzeniem działalności gospodarczej w Polsce? Kiedy? Jakie? Jak pan sobie z nimi poradził?

Jestem wiecznym optymistą, co w Polsce się często przydaje, nie trafiłem jeszcze na problem, którego nie byłbym w stanie rozwiązać. Pamiętam raczej zdarzenia humorystyczne, kiedyś np. jeden z młodszych pracowników, który dopiero uczył się fachu, szyjąc bardzo duży namiot, zgubił się w jego czeluściach i zawiązał namiot na supeł, a później go zszył.

Kiedykolwiek pan żałował, że wszedł w branżę namiotową?

Samego zajęcia się namiotami nigdy nie żałowałem, gdyż namioty historyczne, jak i całe odtwórstwo historyczne to moja wielka życiowa pasja. To świetna sprawa mieć pracę, którą się uwielbia, minus jest tylko jeden, że zamieniając pasję w pracę zarobkową, tracimy naszą pasję nieodwracalnie.

Jak pan widzi swoją firmę za 10–20 lat?

Teraz mam plan budowy swojej własnej pracowni namiotniczej, oczywiście większej i bardziej dostosowanej do naszych potrzeb. Z drugiej strony nie chciałbym, aby moja firma za bardzo się rozrosła, gdyż cenię sobie przyjacielską atmosferę, która panuje w mojej pracowni namiotniczej. Poza tym uważam, że nikt lepiej nie zrozumie klienta niż właściciel firmy.

Rz: W firmach nie tylko polskich informatyzacja, robotyzacja jest powszechna, a pan stawia na ręczne szycie, i to historycznych namiotów. Dlaczego?

Michał Siedlecki: Moje namioty to rekonstrukcje historyczne, dlatego też muszą być one tworzone ręcznie. Ręczne szwy to także bardzo ważny detal, który przybliża nasze rekonstrukcje do oryginału. Pozwala to nam, rekonstruktorom, dużo bardziej poczuć klimat danej epoki. A o to tak naprawdę chodzi, żeby chociaż przez kilka dni w roku cofnąć się w czasie o kilkaset lat.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego