W jednej dziedzinie jednak innowacyjność Lubelszczyzny jest niekwestionowana. Chodzi oczywiście o kultywację chmielu, istotnego - choć wbrew obiegowym mądrościom, nie najważniejszego - składnika piwa. Rolnictwo uchodzi wprawdzie za sektor, w którym z definicji nie tworzy się innowacji, ale to duże uproszczenie.

Nowe odmiany roślin, niekoniecznie powstające w laboratoriach biotechnologicznych, to innowacje par excellence. Na Lubelszczyźnie ich nie brakuje. To choćby chmiele odmiany Puławski i Magnat, wyhodowane przed kilku laty w Instytucie Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, oraz niewiele starsza odmiana Iunga. To także, paradoksalnie, historyczne odmiany, z którymi eksperymentują niektórzy chmielarze. Bo akurat w dziedzinie piwowarstwa krok wstecz bywa często krokiem naprzód. Tak jest z grodziszem, jednym z nielicznych – jeśli nie jedynym - endemicznie polskich stylów piwa, który został zapomniany w latach 90. XX w., i w tej dekadzie odtworzony przez piwowarów-rzemieślników. To zresztą też historia związana z Lubelszczyzną. W stolicy tego województwa, w niewielkim browarze Grodzka 15, dwóch entuzjastów uwarzyło w 2010 r. pierwszego po latach przerwy grodzisza. A dobry odbiór tej inicjatywy dał początek browarowi Pinta, symbolowi nowej fali polskich browarów.

I to właśnie te browary są głównym adresatem nowych odmian chmielu, a zarazem szansą na odbudowę upraw tej rośliny na Lubelszczyźnie. Plantacje chmielu, z charakterystycznymi wysokimi tyczkami, są wciąż typowym elementem pejzażu części tego kraju. Ale areał upraw systematycznie maleje. W 2005 r. uprawiano chmiel na 2,5 tys. ha, dekadę później na niespełna 1,5 tys. ha. To efekt stagnacji w produkcji piwa w Polsce, ale też importu chmieli zza granicy.

Dla dziesiątek browarów rzemieślniczych, które ośmielił sukces Pinty, najpopularniejsze polskie odmiany chmielu nie są szczególnie atrakcyjne. Najchętniej sięgają one po chmiele z Nowego Świata (USA, ale też Nowa Zelandia), charakteryzujące się wyrazistymi – często cytrusowymi – aromatami i silną goryczką. A że nie są w tych upodobaniach osamotnieni, amerykańscy chmielarze nie nadążają z produkcją. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ci z Lubelszczyzny też mieli ten „problem", jeśli zaoferują piwowarom odpowiednie odmiany.