Ich projekt budowy elektrowni na słomę w Lublinie spotkał się z silnym oporem lokalnej społeczności. Pod górkę ma też Polska Grupa Energetyczna, która w tym samym mieście chciałaby postawić nowy blok na biomasę – słomę i zrębki drzewne. Takie protesty w przypadku inwestycji energetycznych w naszym kraju to już niemal norma.

Z jednej strony chcielibyśmy mieć więcej siłowni, które produkują mało CO2 lub są wręcz zeroemisyjne, z drugiej – wolelibyśmy, by te bioelektrownie, spalarnie odpadów, biogazownie czy farmy wiatrowe powstawały jak najdalej od naszych domów. Bo za dużo tirów, bo nieprzyjemny zapach, bo za duży hałas itp. To oczywiste – nikt nie chce dobrowolnie rezygnować z komfortu. Jeśli do tego dochodzi obawa o utratę bezpieczeństwa w związku z natężeniem ruchu ulicznego czy zdrowia związana z emisją spalin i związków chemicznych, to na nic się zdadzą argumenty inwestorów o innowacyjnych technologiach, budowie rynku dostawców, nowych miejscach pracy albo bezpieczeństwie dostaw prądu.

Choć w naszym kraju trwają gigantyczne inwestycje w nowe bloki energetyczne, głównie opalane węglem, to eksperci coraz głośniej mówią o konieczności dywersyfikacji źródeł energii i budowy mniejszych, różnorodnych siłowni. Właściwe miejsce w krajowym systemie, obok małych źródeł rozproszonych po całym kraju, powinna znaleźć też produkcja prosumencka. Inwestycje we własną energetykę prowadzą też zakłady przemysłowe. W ten sposób mogą w dużym stopniu albo nawet całkowicie uniezależnić się od dostaw energii elektrycznej czy ciepła z sieci. O tym, jakie to ważne, firmy przekonały się latem 2015 r., kiedy po raz pierwszy od lat włączono 20., najwyższy, stopień zasilania, ograniczając tym samym dostawy prądu najbardziej energochłonnym fabrykom. Niejednokrotnie to także sposób na utylizację odpadów poprodukcyjnych. W marcu siłownie przemysłowe odpowiadały za ponad 6 proc. krajowej produkcji energii elektrycznej.

Polska dopiero rozpoczyna swoją przygodę z transformacją energetyki z węglowej na mniej emisyjną. Niezależnie od tego, czy będzie to przebiegało powoli czy w błyskawicznym tempie, od tego kierunku nie ma już odwrotu. Dlatego jestem przekonana, że przyjdzie taki dzień, że widok elektrowni na słomę nie będzie już w Polsce nikogo zaskakiwał. Z pewnością powstawać też będą nowe pomysły na produkcję prądu. Mówi się przecież, że w dzisiejszych czasach nie ma już śmieci, są tylko odpady, które nie znalazły jeszcze swojej technologii przetwarzania. Różnorodność jest potrzebna polskiej energetyce, ale musimy na nią jeszcze poczekać.