Poważna zabawa małych chłopców

Kto nie przyszedł na trening dla przyjemności, ten nie zostanie prawdziwym piłkarzem – mówi Marek Konieczny, były kierownik drużyny Wisły Kraków, twórca, prezes i trener Akademii Piłkarskiej 21 im. Henryka Reymana.

Publikacja: 10.07.2017 01:00

Poważna zabawa małych chłopców

Foto: materiały prasowe

Rz: Jak długo był pan kierownikiem drużyny Wisły?

Marek Konieczny: Musiałbym policzyć, bo miałem w tej pracy przerwy. Wisła na początku wieku charakteryzowała się częstymi zmianami personalnymi we władzach, co miało wpływ na ruch na niższych szczeblach. Ale w sumie to było pięć–sześć lat. Kiedy Wisłę trenował Wojciech Łazarek, byłem też dyrektorem biura.

Z iloma trenerami pan pracował?

Z kilkoma, a było wśród nich czterech selekcjonerów reprezentacji: Franciszek Smuda, Adam Nawałka, Jerzy Engel i wspomniany Wojciech Łazarek. Ale jako kierownik debiutowałem, kiedy Wisłę prowadził Jerzy Kowalik.

Czyli ma pan materiały na książkę o Wiśle.

Wiele by mówić, ale nie można o wszystkim, tym bardziej że Białą Gwiazdę mam w sercu. Pamiętam tylko to, co dobre. A jest co pamiętać. Mój tata przyprowadził mnie do szkółki trampkarzy Wisły, w której uczył słynny piłkarz lat 60. Hubert Skupnik. Pierwszy prawdziwy mecz, jaki zapamiętałem, to ten, w którym Wisła walczyła ze Zbrojovką Brno. Miałem osiem lat. Kibic Zbrojovki dał mi wtedy znaczek klubowy, od którego zaczęła się moja kolekcjonerska pasja.

Słyszałem, że jeśli chodzi o pamiątki Wisły, jest pan bezkonkurencyjny. Nawet w klubie nie mają ich tyle.

Nieskromnie mówiąc: tak chyba jest. Koszulki, proporce, wśród których są i meczowe sprzed lat, szaliki, odznaki, różnego rodzaju dokumenty – jest tego sporo. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie muzeum Wisły, dzięki czemu moje zbiory będą mogli oglądać kibice.

Który trener zapadł panu szczególnie w pamięć?

Niektórzy, jak choćby Orest Lenczyk, Wojciech Łazarek czy Adam Nawałka byli dla mnie „panami trenerami". Bogdan Zając, a więc obecny asystent selekcjonera, to kolega. Ale szczególnie dobrze pracowało mi się z Danem Petrescu. Uważam, że to był najlepszy trener w tej historii Wisły, którą ja pamiętam.

To dlaczego pracował tylko kilka miesięcy i został zwolniony tuż po rozpoczęciu sezonu w roku 2006?

Szczerze? Bo kazał piłkarzom pracować. Na pierwszym treningu wszedł do szatni i powiedział: „Panowie, wiem, że wszyscy chcecie grać dobrze w piłkę, ale ja, będąc we Włoszech czy Anglii, nigdy o żadnym z was nie słyszałem. Wiem, że jesteście utalentowani, więc udowodnijcie mi, że wspólnie możemy osiągnąć sukces. Przyszedł czas ciężkiej pracy". I słowa „hard work", zrozumiałe dla każdego, zrobiły wrażenie, a sądzę, że niektórych wprawiły w popłoch.

I zawodnicy Wisły zwolnili trenera?

Tego nie powiem, ale mogliby się lepiej starać na boisku. Uważam, że Wisła popełniła błąd, zwalniając Dana Petrescu. A drugi, że nie wykorzystała go jako swojego ambasadora. W Wiśle nie było drugiego takiego trenera, który byłby znany w całym piłkarskim świecie. Byłem świadkiem, jak kiedyś podczas obiadu Petrescu odszedł od stołu z telefonem przy uchu. Potem przeprosił, ale zadzwonił do niego akurat Roman Abramowicz. Innym razem to był Ruud Gullit. W roku 2006 Petrescu nie miał jeszcze dużych doświadczeń trenerskich i miał nadzieję, że Wisła, która miała już niezłą markę w Europie, stanie się skokiem do kariery.

Panowie są z sobą w kontakcie?

Cały czas. Byłem nawet na ślubie i weselu Dana Petrescu. To też przeżycie. Na jakimś poligonie pod Bukaresztem, w dawnej willi Nicolae Ceausescu, gdzie przed wejściem sprawdzano gości jak na granicy, zebrały się największe gwiazdy rumuńskiej piłki z Gheorghem Hagim i Gheorghem Popescu, do tego Walter Zenga, Tore Andre Flo i jeszcze kilkunastu innych. Spore przeżycie dla kogoś tak owładniętego piłką, jak ja.

Ile jest prawdy w tym, że to Petrescu miał wpływ na to, co robi pan teraz?

Sporo. Zawsze interesowało mnie szkolenie młodzieży, a dzięki Danowi zostałem skautem Fulham. Kiedy Polska weszła do Unii, Anglicy szukali kogoś w naszym kraju mówiącego po angielsku i mającego rozeznanie na rynku. To były początki. Kiedyś Fulham poprosił mnie o zrobienie listy po trzech graczy z ekstraklasy na każdej pozycji w kontekście ich ewentualnego wyjazdu na Wyspy. No i miałem problem, kogo polecić. Niewielu się nadawało, a na pozycji lewoskrzydłowego znalazłem bodaj dwóch graczy. Tego drugiego trochę na siłę.

Po obejrzeniu w akcji naszej reprezentacji do lat 21 też miałbym ten problem. Nie ma w Polsce talentów?

Są i zawsze były. Tylko zbyt często giną. Kiedy w roku 2009 z Tomkiem Frankowskim i Mirkiem Szymkowiakiem tworzyliśmy Akademię Piłkarską 21 im. Henryka Reymana, myśleliśmy właśnie o wyszukiwaniu talentów i poddaniu ich takiemu szkoleniu, które te talenty rozwinie. Jeszcze kiedy pracowałem w Wiśle i zajmowałem się młodzieżą, na treningi i spotkania przychodzili zawodnicy Wisły: właśnie „Franek" i Mirek, Arek Głowacki. Dla tych dzieci to było przeżycie. Chcieliśmy zorganizować szkółkę pod szyldem Wisły, ale się nie udało. Powołaliśmy więc do życia swoją.

Skąd taka nazwa?

21 to numer, z którym grał zawsze Tomek Frankowski. Henryk Reyman to przedwojenna legenda Wisły, dwukrotny król strzelców, pułkownik Wojska Polskiego, uczestnik wojen. Ulica jego imienia łączy Błonia z ulicą Reymonta, przy której znajduje się stadion Wisły. W nazwie mamy więc historię bardzo odległą i taką, której ojcowie dzieci z akademii byli świadkami. Nazwisko Frankowski nadal ma wielką moc.

On i Szymkowiak wciąż czynnie uczestniczą w pracach szkoły czy zostawili tylko swoje nazwiska?

„Frankowi" urodziło się trzecie dziecko, postanowił sprzedać dom w Krakowie i wrócił do Białegostoku. Ale jest ciągle z nami. „Szymek" z kolei wrócił po kilku miesiącach, w czasie których zmagał się z chorobą. Jest już zdrów, więc działamy.

Niedawno pisaliśmy w „Rzeczpospolitej" o ósmej edycji turnieju Murapol Cup, którego akademia jest organizatorem. Wtedy do mnie dotarło, że to już ogromne przedsięwzięcie i słynny Adam Grabka, który wynalazł dziesiątki talentów dla Wisły, byłby dumny.

Żyjemy w Polsce otwartej na świat. Kiedy zaczynaliśmy, mieliśmy tylko dwie zagraniczne drużyny. Po znajomości przyjechał Leeds, a Kuba Błaszczykowski pomógł nam sprowadzić Borussię Dortmund. Od tamtej pory gościliśmy już Manchester Utd i Manchester City, Juventus, Inter, Valencię, Everton, Szachtar Donieck, Celtic Glasgow, Spartę Praga, FC Nantes, a na pewno o kimś zapomniałem. Te kluby wysyłają swoje drużyny, bo turniej jest coraz bardziej znany.

To jest turniej dla jedenastolatków. W jakim wieku zaczyna się grać w akademii?

Grać to za dużo powiedziane. Przyjmujemy chłopców od szóstego roku życia, więc dla nich to jest zabawa, która powinna ich zachęcić do uprawiania futbolu. Najstarsi członkowie akademii mają po 16–17 lat. W tym sezonie dziesięć drużyn akademii brało udział w rozgrywkach organizowanych przez Małopolski Związek Piłki Nożnej, w tym cztery na poziomie wojewódzkim. Trzy z nich zajęły pierwsze miejsca. Pokonaliśmy i Wisłę, i Cracovię. W związku z tym Wisła została na poziomie województwa, a my bierzemy udział w rozgrywkach ogólnopolskich.

Ilu chłopców uczy się w akademii?

Około dwustu w Krakowie i około trzystu w dwóch naszych filiach, w Trzebini i Łące koło Pszczyny. Mamy już swoje obiekty przy ulicy Dekerta 21, wspólnie z klubem Podgórze. Boisko kryte balonem, czego Wisła i Cracovia nie mają. To już dawno przestała być zabawa.

Może niedobrze. W Anglii piłkarze do 16. roku życia nie biorą udziału w żadnych rozgrywkach, tylko się bawią i uczą. Może dlatego są lepsi od nas?

Też uważam, że trzeba zmienić podejście do szkolenia dzieci, w którym punkty i bramki są najważniejsze. Oglądam setki meczów dzieci i ciągle słyszę podpowiedzi trenerów lub rodziców: wybij, kopnij, zamiast – zagraj. Byłem na kilkunastu stażach w Europie i wszędzie tam, gdzie można mówić o kulturach futbolowych, widziałem to samo: szybką grę, opartą na ataku, zdobywaniu terenu podaniami, czemu służy technika. Nasze dzieci chyba mają w genach coś takiego, co obserwuję od lat: kiedy tylko trener się odwróci, tempo ćwiczeń spada. One nie rozumieją, że oszukują w ten sposób siebie. A kto nie przyszedł na trening dla przyjemności, ten nie zostanie prawdziwym piłkarzem. Wie pan, gdzie pierwszy raz zobaczyłem tiki takę? Na boisku Wisły, kiedy grali Kmiecik, Kapka, Nawałka, Lipka, Motyka, Wróbel, Iwan, bracia Szymanowscy. Ich nie trzeba było popędzać.

Ale jednak świat jest zainteresowany polskimi juniorami.

Bo coś się zmienia na lepsze, a talentów nie brakuje. Właściciel FC Nantes Waldemar Kita sam zwrócił się do naszej akademii i od tej pory ściśle ze sobą współpracujemy. Nasz wychowanek zadebiutował już w barwach Nantes. Do Heerenveen wyjechał dziewięcioletni chłopiec, którego Holendrzy uznali za wielki talent. Jego rodzice pojechali z nim, zmienili całe życie, podporządkowując je synowi. Kiedy chłopak po kilku miesiącach szkolenia w Holandii przyjechał do nas na trening, zobaczyliśmy, że gra zupełnie inaczej.

Ma pan jakieś marzenie związane z pańską pracą i działalnością akademii?

Zdecydowanie. Żeby Wisła, od której jesteśmy lepsi, zdecydowała się na współpracę z nami i żeby najbardziej utalentowani młodzi polscy piłkarze nie musieli wyjeżdżać do klubów zagranicznych, tylko zostawali w polskich.

Skoro powiedział pan „klubów", to trochę się uspokoiłem, że nie ogląda pan świata przez pryzmat Białej Gwiazdy...

Proszę pana, jestem krakusem z dziada pradziada. W rodzinie połowa jest za Wisłą, a druga połowa za Cracovią. Kiedy mówię „Cracovia", myślę „szacunek". Ale Wisła to pierwsza i ostatnia miłość.

Rz: Jak długo był pan kierownikiem drużyny Wisły?

Marek Konieczny: Musiałbym policzyć, bo miałem w tej pracy przerwy. Wisła na początku wieku charakteryzowała się częstymi zmianami personalnymi we władzach, co miało wpływ na ruch na niższych szczeblach. Ale w sumie to było pięć–sześć lat. Kiedy Wisłę trenował Wojciech Łazarek, byłem też dyrektorem biura.

Pozostało 96% artykułu
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego