Hobby, bo wszystko odbywa się na zasadach niekomercyjnych. Od dwóch lat wraz z grupą osób zainteresowanych sprawami polsko-czeskimi, organizuję spacery po Wrocławiu i występy czeskich artystów. Czasem dorabiam jako przewodnik miejski, ale wtedy oprowadzam turystów „klasycznym" szlakiem wrocławskiej historii.
W herbie Wrocławia znajduje się lew – symbol przynależności do Korony Czeskiej. W XIV wieku to było czeskie miasto.
To było wtedy drugie największe miasto Korony Czeskiej, po Pradze. Król Karol IV powiedział ponoć, że to jego ulubione czeskie miasto. Z jego fundacji powstał m.in. gotycki kościół św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława (to patroni, odpowiednio: Polski, niemieckich obywateli miasta oraz Czech), najprawdopodobniej dokończył też budowę kolegiaty św. Krzyża i św. Bartłomieja. Wiadomo też o wielu innych budowlach powstałych za jego panowania.
A inne tropy?
Czeskich śladów w mieście jest tyle, że spacer trzeba podzielić na dwie ponadtrzygodzinne części. Osobiście lubię te nieoczywiste, bo uważam, że polsko-czeski dialog zakonserwował się w powtarzanych ciągle banałach, to mnie już nudzi. Dlatego pokazuję na przykład były Instytut Fizjologii – pierwszy taki na świecie – który założył Jan Evangelista Purkyně. Dzięki jego pracom dotyczącym m.in. budowy komórek, krwiobiegu, farmacji i wielu innym, Wrocław uznawany jest za kolebkę fizjologii. To Purkyně odkrył, że każdy człowiek ma inne linie papilarne. W Czechach uczymy się o nim w szkole, a w Polsce mało kto wie, że przeżył we Wrocławiu 27 lat. Czesi też nie wiedzą, że jego odkrycia miały miejsce właśnie tutaj.
Czeskich śladów przybywa?