Jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej", na podpis ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego czeka gotowy projekt rozporządzenia różnicującego szpitalne dyżury na ostre i „tępe" – pełnione przez lekarza zdalnie. Choć wprowadzenie takiej zmiany rozwiązałoby wiele problemów finansowych i kadrowych mniejszych szpitali, brakuje „klimatu politycznego". Rządzący obawiają się, że wyłączenie z dyżurowania na ostro placówek w mniejszych gminach mogłoby wpłynąć na wyniki wyborów samorządowych.
Czytaj także: Joanna Wielgolawska: elastyczne dyżury w szpitalach mogą doprowadzić do dramatów
Sieć niedostrojona
Podział dyżurów ma być elementem „dostrojenia" ustawy o sieci szpitali, która weszła w życie w październiku ubiegłego roku. Resort chce, by szpitale o najniższym stopniu referencyjności, znajdujące się zazwyczaj jak najbliżej pacjenta, nie musiały spełniać tak wysokich wymagań, jak wielospecjalistyczne i lepiej finansowane placówki wojewódzkie czy kliniczne. Nie musiałyby więc utrzymywać w całodobowej gotowości bloku operacyjnego i zatrudnianego na nim personelu (lekarze-zabiegowcy, anestezjolodzy, instrumentariuszki, pielęgniarki czy salowe).
Wymagający natychmiastowej pomocy pacjent trafiłby do położonego w bliskiej odległości szpitala o wyższym poziomie referencyjności, w którym wykonywanych jest więcej ostrych zabiegów.
Kolejnym wariantem są naprzemienne dyżury mniejszych, położonych obok siebie szpitali – każdy miałby dyżurować w innym tygodniu. To powrót do reguł z lat 90., kiedy o tym, który szpital ma pełnić dyżur w danym tygodniu, decydował lekarz wojewódzki.