Dysplazja: nie ma „granicy normy”
W 6-8 proc. przypadków badanie rzeczywiście trzeba powtórzyć. Gdy pierwsze USG wskazuje na minimalnie niedojrzałe biodra, zaleca się odpowiednią pielęgnację i kontrolę po 12 tygodniu życia, aby upewnić się, że biodra dojrzały. Dr Feluś wykonał około tysiąca takich powtórnych badań i – jak twierdzi – jedynie dwukrotnie widział, że biodra nie dojrzały samoistnie i wymagały leczenia, więc jest to raczej rzadka sytuacja. Pozostałe 2-4 proc. pacjentów to dzieci, które ewidentnie mają dysplazję, trzeba je leczyć i wówczas regularnie kontrolować (leczenie polega na założeniu specjalnej poduszki filcowej lub szelek w taki sposób, żeby utrzymać nóżki pacjenta w zgięciu i odwiedzeniu na boki, na tzw. „żabkę”).
- Lekarze robią badanie, zlecają kontrolę za parę miesięcy, w opisie widnieje skrót „gn”, czyli granica normy. Nie ma czegoś takiego w dysplazji bioder! Nadużycie lub brak wiedzy - zauważa Feluś i dodaje, że co prawda badanie USG nie jest szkodliwe, ale ilość środków w systemie jest ograniczona. - Badam do 300 dzieci w miesiącu, więc często spotykam się z tą sytuacją. Troskliwi rodzice przychodzą zgodnie z zaleceniami, nie można mieć do nich pretensji. Środki finansowe na ich badanie można by jednak przeznaczyć na inne dziecko, bo dla wszystkich nie wystarcza środków z NFZ. Pozostali rodzice płacą ponad sto złotych w prywatnych gabinetach.
Rekordzistą w gabinecie doktora Felusia było dziecko badane wcześniej pod kątem dysplazji jedenaście razy. Czasem nie wytrzymywał i mówił rodzicom, że prawdopodobnie padli ofiarą nadużycia. Później przeczytał w internecie nieprzychylne opinie na swój temat za podważanie opinii innego lekarza.
USG bioder: od skrajności w skrajność
Trudno dziwić się rodzicom - z troski o dziecko postępują zgodnie z zaleceniami lekarza, często też sugerują się ścieżką badań starszego rodzeństwa, kiedy wiedza na temat diagnostyki dysplazji była mniejsza. Zresztą, nawet gdyby rodzicowi zapaliła się lampka i sprawdził informacje na ten temat w sieci, mógłby się i tak pogubić. Jedna z największych stacji telewizyjnych w Polsce w swojej sekcji dotyczącej zdrowia, podaje, że „USG bioderek dziecka powinno być wykonane trzy razy, niektórzy specjaliści sugerują, że nawet cztery”.
- Jeśli w badaniu określa się, że dziecko ma dojrzałe biodro, nie wymaga ono żadnych dalszych działań: ani leczniczych, ani diagnostycznych. Wytyczne są jasne i niezmienne od lat - wtóruje ortopeda dr Bartłomiej Kowalczyk, zastępca Ordynatora Oddziału Ortopedii Dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. - Tego typu działania niby dla dobra pacjenta, które faktycznie się zdarzają, mogą wynikać z niewiedzy, a dobrych chęci, żeby pacjenta dobrze sprawdzić, bo badanie jest nieszkodliwe. Z drugiej strony, powtarzanie badania to narażenia pacjenta na straty finansowe i choć koszt nie jest duży, chodzi o sam fakt.
- Przeszliśmy zatem w ciągu dekady od skrajności w skrajność. Od sytuacji, gdy świadomość prawidłowej diagnostyki bioder u niemowląt była naprawdę niewielka, poprzez działania edukacyjne, promocyjne, powstanie programu miejskiego w Krakowie, aż do momentu, kiedy borykamy się z nadmierną, często niepotrzebnie powielaną diagnostyką. To pokazuje, ile pracy jeszcze przed nami – podsumowuje dr Feluś.