Placówkom medycznym zaczęło się opłacać niepłacenie na czas swoim dostawcom leków, wyrobów medycznych czy sprzętu pod koniec 2014 r. Wówczas Rada Ministrów obniżyła odsetki ustawowe z 13 do 8 proc. Zmiana okazała się wybawieniem dla szpitali i pogromcą ich kontrahentów.
– W ten sposób pozyskują finansowanie za 8 proc. To najtańszy możliwy kredyt, jaki zadłużone placówki są w stanie zdobyć na rynku – mówi Paweł Ossowski, menedżer w firmie ZARYS, która dostarcza do szpitali wyroby medyczne, m.in. strzykawki. Podkreśla, że problem dotyczy głównie szpitali dużych, specjalistycznych, m.in. wojewódzkich.
Płatność po roku
Proceder jest prosty. Szpitale nie regulują w terminie faktur opiewających na kilkaset tysięcy złotych. Firmy wierzyciele najpierw starają się odzyskać należne im pieniądze, wzywając szpital do zapłaty. Gdy ten nadal nie płaci, sprawa zwykle trafia do sądu. Tam firmy występują o nakaz zapłaty, a lecznica zwykle składa sprzeciw. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem wiadomo, że nie będzie on uwzględniony, bo jest elementem gry na czas. Później, gdy orzeczenie się uprawomocni, kontrahent placówki medycznej zwraca się do sądu o nadanie klauzuli wykonalności. Gdy sąd ją przyzna, czyli po kilku miesiącach, szpital zwykle dobrowolnie spłaca zadłużenie, bojąc się wysokich kosztów komorniczych.
Opłacalny proces
– Szpitalom bardziej opłaca się płacić odsetki i koszty sądowe, niż zwracać należne pieniądze w terminie. Takie działanie może jednak doprowadzić do upadku firmy dostarczające im usługi i leki, gdyż ich kapitał jest zamrożony na ponad rok. Tyle zwykle trwa sprawa w sądzie – mówi Paweł Ossowski.
Prawnicy obserwują wzrost liczby procesów sądowych o zapłatę z udziałem szpitali. Przez ostatni rok przybyło im klientów, którzy są zmuszeni występować na drogę sądową.