Wyrok opisał „Dziennik Łódzki". Jak relacjonuje, sprawa zaczęła się w 2011 r., gdy kobieta zaczęła pracę w klubie go-go. Pracowała tam jako choreografka i menedżerka, a wątpliwości ZUS-u wzbudziła wysokość jej pensji, która wynosiła 5.167 zł brutto (3,5 tys. zł netto). Gdy kobieta urodziła dziecko, ZUS uznał, że jej umowa o pracę była pozorna i zawarta tylko po to, by kobieta mogła otrzymywać wysoki zasiłek, i zażądał zwrotu 58 tys. zł.

Sąd pierwszej instancji uznał, że umowa o pracę była prawdziwa, ale pensję byłej menedżerki i choreografki klubu ocenił jako zbyt wygórowaną i obniżył do minimalnego wynagrodzenia. W sądzie drugiej instancji wyrok był korzystny dla łodzianki. Sędzia podkreśliła bowiem, że sąd miał tylko ustalić, czy umowa o pracę nie była pozorna, a nie zajmować się kwestią wysokości pensji.

Mimo to ZUS nakazał zwrot zasiłku, a łodzianka odwołała się od tej decyzji do sądu, i ponownie wygrała.

Jak relacjonuje „Dziennik Łódzki", sędzia Agnieszka Olejniczak-Kosiara z Sądu Okręgowego w Łodzi w oceniła, że wysokość pensji nie była wygórowana. Sędzia wyjaśniła, iż co prawda inni pracownicy klubu, w tym przełożona choreografki i menadżerki, zarabiali mniej. - Nie pozbawia to pani prawa do takiego wynagrodzenia - zaznaczyła jednak sędzia. - Uzasadniał to zakres obowiązków. Wynika to z dokumentów. Przed zatrudnieniem pani Aleksandry właściciel korzystał z usług firm, które zajmują się choreografią i były to kwoty podobne lub wyższe. Wynagrodzenie było więc adekwatne, a praca w klubie nocnym to nie jest typowe zatrudnienie – mówiła sędzia cytowana przez „Dziennik Łódzki".

Wyrok jest nieprawomocny.