Sąd Najwyższy zajmował się we wtorek sprawą pracownicy jednego ze stołecznych kasyn, która po przeszło 20 latach pracy dostała wypowiedzenie. Zwolnienie nastąpiło z przyczyn leżących po stronie pracodawcy, należała się jej więc także odprawa w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia. Gdy kasyno wypłaciło jej równowartość trzech minimalnych pensji, odwołała się do sądu pracy.
Tam okazało się, że lwia część jej comiesięcznej wypłaty pochodziła z napiwków. System płac w kasynie był bowiem tak skonstruowany, że krupierzy jako podstawę wynagrodzenia dostawali minimalną pensję. Co miesiąc kasyno doliczało im do tego wielokrotność tej kwoty wyliczanej według specjalnego systemu punktowego. Pieniądze na ten cel pochodziły z żetonów, jakie klienci wrzucali do tipboxów. Co miesiąc kasyno spieniężało zebrane tam żetony i dzieliło pieniądze pomiędzy krupierów, ale także inne osoby zatrudnione w firmie, w tym także pracowników ochrony.
Zarówno sąd pierwszej, jak i drugiej instancji uznały, że pieniądze z napiwków nie wliczają się do pensji krupiera. Pieniądze pochodzące z napiwków nie pochodziły bowiem od pracodawcy, ale od klientów kasyna. Choć podlegają one pod obowiązek potrącenia podatku i składek ZUS, to nie można ich uznać za pensję w rozumieniu prawa pracy.
Innego zdania był Sąd Najwyższy, który uznał te wypłaty za rodzaj premii uznaniowej wliczanej do wynagrodzenia pracownika i stanowiącej podstawę do obliczenia należnej mu odprawy.
SN stwierdził, że zgodnie z art. 78 kodeksu pracy wynagrodzenie za pracę powinno być tak ustalone, aby odpowiadało w szczególności rodzajowi wykonywanej pracy i kwalifikacjom wymaganym przy jej wykonywaniu, a także uwzględniało ilość i jakość świadczonej pracy. W tym kontekście wynagrodzenia na poziomie minimalnej pensji należałoby uznać za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dopiero uzupełnione o wypłaty z napiwków stanowiły one właściwe pensje.