Prace nad nowelizacją ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych

ZUS nie załata swojej dziury, ale wykończy firmy i pozostawi ludzi bez pracy.

Aktualizacja: 29.04.2017 12:23 Publikacja: 29.04.2017 07:00

W parlamencie kończą się prace nad nowelizacją ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych.

W parlamencie kończą się prace nad nowelizacją ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych.

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Bogacz

W Senacie już za chwilę zdecydują się losy nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Decyzja senatorów będzie decyzją o przyszłości polskiej gospodarki. Chodzi o to, że jeden z przepisów nowelizacji, sprzeczny z prawem, jest finansową bronią masowego rażenia o ogromnym zasięgu. Został dopisany do ustawy w ostatniej chwili, w sposób sprzeczny z prawem, a jeśli wejdzie w życie – będzie niszczyć polską przedsiębiorczość.

Państwo zawiniło, przedsiębiorcy zapłacą

Broń, której miałby używać Zakład Ubezpieczeń Społecznych, została „zaszyta" w projekcie ustawy w zaledwie pięciu słowach art. 38a ust. 1. W całości brzmi on następująco: „Jeżeli w związku z przeprowadzonym postępowaniem wyjaśniającym lub kontrolą wykonywania przez płatników składek obowiązków z zakresu ubezpieczenia społecznego zachodzi konieczność wydania decyzji, o której mowa w art. 83 ust. 1 pkt 1a, Zakład wydaje decyzję podmiotowi zgłaszającemu ubezpieczonych do ubezpieczeń społecznych oraz płatnikowi składek ustalonemu przez Zakład".

Właśnie tych pięć ostatnich słów – „płatnikowi składek ustalonemu przez Zakład" – może wykończyć polską przedsiębiorczość. Co tak naprawdę oznacza ten fragment? To, że ZUS będzie mógł wyznaczyć firmę, która jego zdaniem powinna zapłacić składki za pracownika - nawet jeśli firma tego pracownika nigdy nie zatrudniała! Absurdalność tego pomysłu ilustrować może sytuacja: kontrolerzy ZUS wchodzą do sklepu i nakazują wszystkim stojącym w kolejce zapłacić składki ekspedientki.

Ten przepis nie powstał bez powodu. Są nim jak zwykle pieniądze, a konkretnie ich brak. W kasie ZUS jest dziura. Nowelizacja stosuje najprostszą metodę jej wypełnienia – wystarczy sięgnąć do kieszeni przedsiębiorców. Skandalem jest nie tylko to, że mamy do czynienia z bezprawiem. To właśnie państwo jest najbardziej winne dzisiejszym kłopotom ZUS. Widać to wyraźnie, jeśli prześledzimy, jak powstawały braki w kasie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Gwoli przypomnienia

Outsourcing usług stał się powszechny w sektorze publicznym i prywatnym w wyniku dwóch decyzji rządu PO–PSL. W 2008 r. w zamówieniach publicznych zablokowano możliwość waloryzacji cen. Tymczasem w trakcie wykonywania zawartych już kontraktów rząd zaczął podnosić płacę minimalną. Pracodawcy musieli coraz więcej płacić pracownikom – nie mogąc zwaloryzować kontraktów z instytucjami publicznymi, bo nie dopuszczały do tego przepisy prawa. Zaczęto wówczas stosować? umowy-zlecenia.

Stan ten utrzymywał się do końca 2016 r., czyli rok po przejęciu władzy przez PiS. Przez tych osiem lat ceny w zamówieniach publicznych się nie zmieniły, ale płaca minimalna wzrosła o 64 proc. Instytucje publiczne pogorszyły sytuację drugim posunięciem: powszechnym i bezmyślnym stosowaniem w przetargach najniższej ceny jako jedynego kryterium wyboru.

W rezultacie firmy musiały utrzymywać? niskie koszty pracy. Wykorzystywano każdą możliwość dopuszczoną prawem, np. zbieg tytułów do ubezpieczenia społecznego. Co to oznacza? Zawierając kilka umów-zleceń z jedną zatrudnioną osobą, a odprowadzając składki – w całkowitej zgodności z obowiązującymi do końca 2015 r. przepisami – od tylko jednej z nich, przedsiębiorcy spełniali oczekiwania instytucji publicznych żądających najniższej ceny usługi.

Na tym procederze zyskiwał przede wszystkim rząd, i to podwójnie: realizując plany finansowe oraz ściągając zagranicznych inwestorów, kuszonych niskimi płacami. W efekcie państwo poprzez tworzone prawo oraz przetargowe „propozycje nie do odrzucenia" zmuszało przedsiębiorców i wykonawców do utrzymywania niskich płac. A pracowników doprowadzało do rezygnacji z oskładkowania wynagrodzeń – po to, by pieniądze płacone na rękę wystarczały na życie.

Sztuczki prawne umożliwiające zamrożenie płac działały całe osiem lat. Ze stałych i niskich kosztów pracy zaczęły przede wszystkim korzystać instytucje publiczne zamawiające różnorodne usługi, takie jak budowa dróg, sprzątanie urzędów itp. Potem metodę tę przejęły największe przedsiębiorstwa, a outsourcing w przypadkach umów-zleceń stał się powszechny. W firmach usługowych poziom zatrudnianych na podstawie tego typu umów wynosił nawet 70–100 proc. pracowników.

Tak właśnie powstawała dziura powodowana niepłaconymi składkami.

Po ośmiu latach zorientowano się, że strategia zaniżania płac przyniosła katastrofę ZUS. Dlatego w omawianej nowelizacji pojawiło się tych pięć kluczowych słów, pozwalających de facto na złupienie przedsiębiorców. Żadna firma nie wytrzyma roszczeń w takiej skali. Rozpoczęcie ściągania składek oznacza potężny – być może śmiertelny – cios w cały sektor usług w Polsce. ZUS będzie mógł nakazać? zapłacenie składek, naliczając je nawet do pięciu lat do tyłu. Jeżeli senatorowie nie powstrzymają ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, w Polsce będą obowiązywać przepisy łamiące podstawową zasadę niedziałania prawa wstecz.

To jednak niejedyna wada projektu. Nieprawidłowości zaczęły się już podczas jego powstawania.

Autopoprawka maskująca

Jesienią? 2016 r. nowelizacja ustawy o ubezpieczeniach społecznych pojawiła się się w Rządowym Centrum Legislacji. Groźnego zapisu wówczas w niej nie było. Ustawa została skonsultowana ze stroną społeczną, propozycje zmian wniosły różne organizacje pracodawców i związków zawodowych.

Dopiero po zakończeniu konsultacji, w trakcie posiedzenia Komitetu Stałego Rady Ministrów, dodano do projektu tych pięć słów uderzających w sektor usług. Ta zmiana nie podlegała, powtarzam, nie podlegała żadnym konsultacjom społecznym! Mimo to urzędnicy w raporcie z konsultacji społecznych dołączonym do oceny skutków regulacji podali nieprawdę, pisząc, że projekt nowelizacji uwzględnia uwagi strony społecznej. To sugeruje, jak bardzo chciano ukryć tych pięć słów, wiedząc, jakim są skandalem.

Okazały się one nie do przełknięcia nawet dla... rządowych prawników. Rządowe Centrum Legislacji zwróciło uwagę, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych wszedłby w kompetencje sądu, co jest absolutnie niedopuszczalne. „Zastrzeżenia systemowe budzi rozwiązanie wprowadzone po konsultacjach międzyresortowych, tj. wprowadzanie możliwości wydawania przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych decyzji administracyjnej w razie sporu dotyczącego ustalania płatnika składek" – napisali prawnicy RCL. „Kwestie sporne nie mogą być przedmiotem decyzji administracyjnej, a ocena, czy doszło do zmiany płatnika składek w trybie art. 23 kodeksu pracy, należy do wyłącznej kompetencji sądu".

Nikt się jednak nie przejął tymi uwagami i projekt na początku lutego został zaakceptowany przez rząd, a następnie trafił do Sejmu. Ten przyjął go prawie jednogłośnie. „Za" byli zarówno posłowie rządzący, jak i opozycyjni. Rozumiem stronę rządową, ale opozycja, która tyle mówi o stanowieniu złego prawa? Pomogła przyjąć zapisy, wiedząc doskonale, że są one sprzeczne z konstytucją i nie były konsultowane ze stroną społeczną. Postąpili tak posłowie stale mówiący o obronie konstytucji! Poparli propozycje, które nawet zdaniem RCL są niezgodne z ustawą zasadniczą. To kompletny brak odpowiedzialności za państwo i prawo.

Będzie rykoszet

Rząd znajduje się pod podwójną presją. Przede wszystkim brakuje funduszy w ZUS. Poza tym ulega naciskowi jednego ze związków zawodowych, który wyraźnie nie lubi przedsiębiorców, zarzucając im dążenie do XIX-wiecznego kapitalizmu. Początkowo tej retoryce uległy też pozostałe związki zawodowe.

Te zarzuty są bzdurą. Mamy 2017 r. i wiemy, że relacja miedzy pracownikiem i pracodawcą musi się opierać na współpracy. Nowelizacja uderzy tak samo we wszystkich. Najpierw w przedsiębiorców, a gdy ci upadną – w pracowników, bo zostaną bez pracy. Wywoływanie w tej sprawie konfliktu „w imię pracowników" doprowadzi do zagłady obu stron. Zrozumiały to w końcu pozostałe związki zawodowe.

Pracodawcy i organizacje przedsiębiorców wiele razy proponowały rozwiązania, które polepszą sytuację w finansach państwa oraz poprawią sytuację pracowników. To z ich inicjatywy wprowadzono oskładkowanie umów-zleceń do minimalnej płacy krajowej, ustalono płacę minimalną dla umów-zleceń. Od lat podnosiliśmy temat braku waloryzacji cen w zamówieniach publicznych i wpływ tego na psucie rynku pracy. Związkowcy w tym czasie milczeli, a państwo i ZUS bezczynnie przyglądały się rosnącej liczbie umów-zleceń i malejącym składkom. Mało tego: ZUS, prokuratury, sądy zamawiały usługi po cenach nawet dwukrotnie niższych niż koszt pracy na umowie o pracę.

Krajobraz po bitwie

Naliczanie zobowiązań wstecz spowoduje natychmiast szybki wzrost zadłużenia przedsiębiorstw, a potem ich upadłość. Przerzucenie należności na klienta będzie miało konsekwencje nie w kilku firmach, ale na skalę masową. Co potem? Czy ZUS przesunie również płace na inny podmiot, a może urząd skarbowy przesunie przychody, których kosztem były płace i składki ZUS? Czy więc będziemy korygować także wszystkie deklaracje PIT, CIT, VAT? Czeka nas prawdziwe pandemonium podatkowe. ZUS nie załata swojej dziury, ale wykończy firmy i pozostawi ludzi bez pracy. Nie będzie środków na inwestycje i podnoszenie płac w przyszłości. Przedsiębiorcy, którzy przetrwają? hekatombę, będą powoli odbudowywać biznesy od podstaw w nowych podmiotach.

Nowelizacja uderzy też w finanse pracowników – tak jak pewną dziennikarkę TVP, o której procesie z byłym pracodawcą pisały niedawno media. Wyrokiem sądu jej umowa śmieciowa została zamieniona na etat. Telewizja, wypełniając obowiązek pracodawcy, zapłaciła zaległe składki ZUS, a potem zażądała od dziennikarki zwrotu kilkudziesięciu tysięcy złotych! Czy ten scenariusz może się powtórzyć dla setek tysięcy pracowników pracujących w ramach outsourcingu? Tak, może.

Nowelizacja daje ZUS broń niczym słynny atomowy przycisk przywódców największych mocarstw światowych. Niestety, w przeciwieństwie do wrogów z okresu zimnej wojny urzędnicy mogą nie wiedzieć, że jego wciśnięcie oznacza obustronną zagładę. Cała nadzieja jest więc teraz w Senacie, a tak naprawdę w 61 senatorach PiS, którzy mogą jeszcze powstrzymać złe prawo. Jego konsekwencje dotkną wszystkich Polaków, a kraj cofną w rozwoju o wiele lat.

W Senacie już za chwilę zdecydują się losy nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Decyzja senatorów będzie decyzją o przyszłości polskiej gospodarki. Chodzi o to, że jeden z przepisów nowelizacji, sprzeczny z prawem, jest finansową bronią masowego rażenia o ogromnym zasięgu. Został dopisany do ustawy w ostatniej chwili, w sposób sprzeczny z prawem, a jeśli wejdzie w życie – będzie niszczyć polską przedsiębiorczość.

Państwo zawiniło, przedsiębiorcy zapłacą

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona