Chodzi o kilkanaście tysięcy firm działających w branży usług, m.in.: sprzątania, ochroniarskich, budownictwa czy kateringu. ZUS zaczął szczegółowo sprawdzać kontrakty cywilnoprawne, od lat powszechnie stosowane jako podstawa zatrudnienia. Kontrolerzy szukają przypadków, gdy składki były zapłacone od umowy podpisanej ze zleceniobiorcą np. na 50 czy 100 zł. Dzięki temu nie trzeba było ich płacić od pozostałych kontraktów z tą samą osobą, ale opiewających nawet na kilka tysięcy złotych. ZUS po latach traktuje takie działania jako pozorne i domaga się składek od umów z najwyższymi wypłatami.
– To w zdecydowanej większości podmioty wyłącznie z polskim kapitałem, które działając w granicach obowiązującego wówczas prawa, starały się dostosować do warunków stawianych w zamówieniach publicznych – tłumaczy Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan. – Przetargi wygrywały oferty z najniższą ceną. Nietrudno znaleźć dowody na to, że powszechnie korzystały z nich zarówno urzędy administracji państwowej, jak i sam ZUS. Wtedy nikomu nie przeszkadzało, że za niską ceną kryło się cięcie kosztów zatrudnienia każdym możliwym i zgodnym z prawem sposobem. Teraz ściąganie dodatkowych składek od tych umów postawi te firmy przed widmem bankructwa.
Grzegorz Dzik, wiceprezydent Pracodawców RP, dodaje, że przedsiębiorcy nie wzbogacili się na tym, bo na rynku usług panuje ogromna konkurencja.
– Jedynym beneficjentem był więc budżet państwa, bo urzędy płaciły mniej za usługi zewnętrznych firm – podkreśla Dzik. – Teraz ZUS na podstawie zupełnie nowej interpretacji przepisów domaga się zapłaty wyższych składek, co oznacza podwójny zysk państwa kosztem firm.
– ZUS staje w obronie ubezpieczonych, którzy niejednokrotnie przez nisko płatne, a przy tym pozorne umowy tracą na składkach – ripostuje Wojciech Andrusiewicz z ZUS.