Sąd Najwyższy zajął się w czwartek sprawą kobiety będącej prezesem szczecińskiej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, pokazującą potężną lukę w przepisach o ubezpieczeniu społecznym. Ta luka działa na niekorzyść biznesu, bo wyrzuca niektóre osoby poza ochronę przysługującą im w czasie choroby i macierzyństwa.
Właścicielka, a zarazem większościowy udziałowiec spółki poligraficznej zatrudniła się w swojej firmie na etacie jeszcze w 2012 r. Wkrótce urodziła pierwsze dziecko. ZUS nie miał wtedy żadnych wątpliwości, że przysługuje jej z tego tytułu zasiłek macierzyński. Gdy dwa lata później spodziewała się drugiego dziecka, ZUS wstrzymał jej wypłatę zasiłku miesiąc przed porodem. Uzasadnieniem tej decyzji było to, że jako dominujący udziałowiec spółki nie mogła zawrzeć ze sobą umowy o pracę. Skoro nie ma umowy, to nie ma też ubezpieczenia, z którego były dotychczas wypłacane jej zasiłki.
Gdy odwołała się do sądu okręgowego, ten uznał, że pani prezes ma prawo do świadczeń. Innego zdania był sąd apelacyjny, który uznał, że jej umowa o pracę była fikcyjna, bo przed jej zawarciem wykonywała dokładnie te same obowiązki co po jej podpisaniu.
W czasie czwartkowej rozprawy pełnomocnik ubezpieczonej dowodził, że taka umowa o pracę z prezesem ma autonomiczny charakter. Poza tym, idąc tropem ZUS, właścicielka spółki jest wyrzucana poza ubezpieczenia społeczne i traci prawo do świadczeń, choć przez lata jej uprawnienia nie budziły wątpliwości.
Sąd Najwyższy w wyroku z 14 września 2017 r. oddalił skargę kasacyjną powódki.