Jak pandemia wpłynęła na branżę naftową?
Bardzo dobrze to widać w wynikach i notowaniach, niestety. Nie tylko naszej spółki, ale też szeregu firm z branży rafineryjnej notowanych na giełdach europejskich i nie tylko. Koniunktura gospodarcza, którą obserwowaliśmy na początku pandemii, uderzyła mocno przede wszystkim w segment wydobywczy. Mieliśmy do czynienia z bardzo niskimi cenami surowców, a w ostatnich miesiącach sytuacja pod tym względem poprawiła się w niewielkim stopniu. Nieco lepiej radzi sobie segment rafineryjny, jednak tutaj również mamy spadek popytu na produkty paliwowe, jakiego nie notowaliśmy od dziesięcioleci – jest szacowany na ok. 10 proc. rok do roku. Przypomnę, że podczas kryzysu sprzed 11 lat mieliśmy do czynienia z 1-proc. spadkiem. W konsekwencji osiągane marże są bardzo niskie, a wszystkie spółki rafineryjne są poddawane niezwykle trudnej próbie. Na rynku panuje przekonanie, że część rafinerii europejskich nie sprosta tej sytuacji i będziemy mieć do czynienia z potencjalnymi upadłościami, likwidacją nawet dziesięciu rafinerii w ciągu najbliższych kilku lat.
Czy Grupa Lotos przetrwa?
Z pewnością przetrwa. Weszliśmy w globalny kryzys ze stabilnym bilansem i bardzo niskim poziomem zadłużenia. W wyniku inwestycji z kilku ostatnich lat mamy bardzo nowoczesną rafinerię, zapewniającą dużą elastyczność i po stronie surowcowej, i po stronie produktowej. Toteż jesteśmy w nieco lepszej sytuacji niż rafinerie w krajach ościennych. W pierwszym półroczu działaliśmy na 98 proc. naszych zdolności przerobowych, podczas gdy konkurencyjne spółki musiały obniżyć produkcję o przeszło 30 proc. W pewnych aspektach nasza rafineria radziła sobie rekordowo dobrze, w sierpniu wyprodukowaliśmy blisko 540 tys. ton oleju napędowego, to jest najwyższy wynik w historii.
Czy niska marża zniweczy te rekordy?