Na polskim rynku to cykliczne zjawisko. W obecnej chwili tym bardziej groźne dla wyników zakładów ubezpieczeń, gdyż połączone jest z bardzo wysoką inflacją szkodową – wartość wypłacanych szkód rośnie znacząco. Pandemia też nie pomogła, rosną koszty materiałów, importowanych części zamiennych, a także koszty pracy. Technologia unowocześnia nasze pojazdy, a co za tym idzie koszty ich naprawy, a średnie składki spadają. To oczywiście musi wpłynąć na wyniki ubezpieczycieli. Wprawdzie w pierwszej fazie pandemii liczba szkód mocno spadła, w pierwszych miesiącach nawet o 40 proc., ale dziś częstość wypadków powróciła już do poziomu z 2019 r., a nawet go przekraczamy. Obserwujemy wzmożony ruch krajowy, widzimy, że wiele osób wracających do pracy stacjonarnej, obawia się dojazdów komunikacją miejską, wybierają swoje samochody. To powoduje większe natężenie ruchu i zagrożenie większą liczbą szkód. Ruszyła gospodarka, a z nią i transport. Dodatkowo, zmiany klimatyczne prowadzą do wzrostu szkód katastroficznych jak powodzie, gradobicia, czy wichury. Ostatnie tygodnie pokazały jak poważny jest to problem, nie tylko u naszych sąsiadów, ale i u nas w Polsce.
A czy w ubezpieczeniach życiowych widać już większą śmiertelność związaną z Covid-19?
Tak. Od czwartego kwartału zeszłego roku wskaźniki śmiertelności istotnie się pogorszyły, co przekłada się na wyższe wypłaty świadczeń.
PIU twierdzi, że mimo pandemii, zagrożenia zmniejszeniem dochodów, a nawet utratą pracy, ludzie nie odwrócili się od ubezpieczeń. Pani potwierdza tę obserwację?
Na początku pandemii, podczas pierwszego lockdownu, bardzo szybko jako branża, ale także i my w Wiener, uruchomiliśmy akcję „Pozostań ubezpieczony”. To niezwykle ważna inicjatywa. Ludzie tracili pracę z powodu zamykania przedsiębiorstw, restauracji, zakładów fryzjerskich. Cała nasza branża, Polska Izba Ubezpieczeń, zakłady ubezpieczeń, agenci, przekonywaliśmy do tego, by klienci nie ryzykowali utratą tego co posiadają, by nadal ubezpieczali swój majątek, swoje zdrowie i życie. Dzięki tej akcji dotarliśmy z przekazem do wielu osób. Byłam pod ogromnym wrażeniem aktywności agentów i pośredników ubezpieczeniowych w czasie pandemii. Byli pod dużą presją, musieli z dnia na dzień przestawić się na inny sposób pracy. Wielu agentów zwłaszcza związanych z ubezpieczeniami majątkowymi, na co dzień pracuje w biurach stacjonarnie, gdzie przyjmują klientów. Gdy przyszła pandemia, trzeba było albo błyskawicznie przearanżować agencję, by było w niej bezpiecznie, albo przestawić się na zdalną obsługę klienta. I cała branża zdała ten egzamin doskonale. Czas przejścia do nowego modelu pracy i dostosowania się do dużo bardziej bezpiecznego kontaktu z klientem, był bardzo krótki. Agenci wykonali gigantyczną pracę, by docierać do klientów, przypominać o ubezpieczeniach i bezpieczeństwie finansowym. Robili to w sposób zdalny. I poradzili sobie. Zakłady ubezpieczeń ale także legislacja wykazały się w tym okresie większą niż standardowo elastycznością. Postęp technologiczny, cyfryzacja procesów dotąd wykonywanych manualnie, szczególnie w obszarze likwidacji szkód, obsługi posprzedażowej i rozliczeń przyszły błyskawicznie. Nadrobiliśmy parę lat.
Czytałem raport Krajowego Rejestru Długów, z którego wynika, że o ile ludzie chętnie zawierają umowy ubezpieczeń, to już z płatnościami za kolejne raty jest gorzej. Odkładamy je na koniec listy naszych zobowiązań, tłumacząc, że inne są ważniejsze. W efekcie zaległości wobec ubezpieczycieli rosną. Dostrzega pani ten problem?