Zwiększyć polski wpływ w Brukseli

Wiele firm nie jest świadomych, ile ważnych dla nich decyzji zapada w Brukseli – mówi Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan.

Aktualizacja: 14.07.2019 21:10 Publikacja: 14.07.2019 21:00

Zwiększyć polski wpływ w Brukseli

Foto: materiały prasowe

Pod koniec czerwca członkowie Konfederacji Lewiatan wybrali pana na prezydenta organizacji. Czym pan ich przekonał, jakim programem zdobył głosy?

Proces wyborczy nie polegał na wyścigu na programy, ani tym bardziej na wyborcze obietnice. Był raczej analizą i porównaniem doświadczeń zawodowych kandydatów. Zaproponowałem Lewiatanowi moje doświadczenie zarówno z pracy w dużych korporacjach, jak też z ostatnich lat spędzonych w polskim biznesie, gdzie zetknąłem się z problemami dotyczącymi wielu firm rodzinnych. Przyszedłem też z pomysłem na szersze, już nie tylko sektorowo-branżowe, spojrzenie. W tym przykładowo na energetykę, na którą trzeba patrzeć już nie tylko poprzez spółki energetyczne, ale także kwestie ochrony środowiska, klimatu, problem odpadów czy recyclingu. Myślę, że argumentem za moją kandydaturą była też jasna deklaracja, że po latach doświadczeń biznesowych jestem w stanie w dużej części poświęcić trzy, a być może i sześć lat życia dla Lewiatana, nawet jeśli jest to funkcja czysto społeczna.

Ma pan plan na 100 pierwszych dni? Będą teraz w Lewiatanie jakieś zmiany?

Nie będzie 100 dni. W Lewiatanie nie ma potrzeby rewolucyjnych zmian programowych czy organizacyjnych, bo to świetnie naoliwiony mechanizm, z bardzo silną pozycją. Będzie więc kontynuacja, chociaż świat się zmienia i zmieniają się wyzwania. Moją ambicją jest podejmować więcej tematów meta branżowych – bo dzisiaj świat cyfrowy to nie tylko GAFA czy technologia 5G, ale również przemysł 4.0, sztuczna inteligencja, a co za tym idzie nowe regulacje rynku pracy. Chciałbym też, by Lewiatan był ekspertem w odstawionym na bocznicę temacie euro, który stał się jednym z politycznych straszaków - obok migrantów i mniejszości. Chcemy odczarować europejską walutę. Do tego tematu mamy - mówiąc językiem polityków - bardzo silny mandat, gdyż z badań opublikowanych niedawno przez „Rzeczpospolitą" wynika, że znacząca większość przedsiębiorców chce wprowadzenia wspólnej waluty, bo to oznacza stabilność rozliczeń w ramach Unii. Potrzebne jest więc miejsce, gdzie ktoś poświęci czas i energię ekspertów, by pokazywać takie przykłady, jak Słowację, gdzie euro nie doprowadziło do wzrostu cen a wynagrodzeń. Nowym dużym tematem – jest też silniejsze wykorzystanie naszej obecności w Brukseli

Na czym będzie to polegało – coś się zmieni w biurze, które Lewiatan ma w stolicy Belgii ?

Nasze biuro jest już bardzo dobrze wykorzystywane przez duże firmy, które rozumieją znaczenie Brukseli. Globalne firmy widzą nawet, że to z Polski - poprzez nasze biuro - łatwiej im dotrzeć do dużej grupy MEP-ów (europosłów –przyp. red), niż przez ich korporacyjne placówki w Brukseli. Teraz moją ambicją będzie przekazanie średnim polskim firmom, w tym rodzinnym, jak dużo ważnych dla nich decyzji zapada w Brukseli. Po pierwsze, chcemy im pomóc, a po drugie, chcemy zwiększyć tam naszą reprezentatywność. Kwestia większego zaangażowania firm rodzinnych w Lewiatanie i silniejszej integracji warszawskiej centrali z organizacjami regionalnymi jest zresztą jednym z moich absolutnych priorytetów na najbliższe lata. Dzisiaj poziom zaangażowania małych i średnich firm w samorządach pracodawców jest niewielki. Będziemy więc argumentem Brukseli przekonywać przedsiębiorców, że warto się zrzeszać. Bo jeśli nie będą zrzeszeni, to nie będą mieli głosu w miejscu, gdzie powstaje, np. dyrektywa transportowa czy inna, która uderzy w ich biznes, także ten który jest w małych i średnich miejscowościach, daleko od Brukseli.

A co na miejscu, w kraju jest największym wyzwaniem dla środowiska biznesu i organizacji pracodawców?

Opublikowaliśmy niedawno raport o tym, jak przyspieszyć inwestycje prywatne. Zbyt wolny wzrost inwestycji sektora prywatnego sam w sobie nie jest jednak wyzwaniem a skutkiem.

Co więc jest wyzwaniem?

W codziennej praktyce firm wyzwanie numer jeden to deficyt pracowników - kwestia zapewnienia nowych rąk do pracy. Tego problemu nie rozwiąże robotyzacja. W opublikowanym niedawno raporcie dotyczącym strategii przemysłowej Niemiec do 2030 r, federalny minister gospodarki, Peter Altmaier stwierdza, że robotyzacja absolutnie nie wpłynie na spadek zapotrzebowania na pracowników a tylko spowoduje przesunięcie ich w inne miejsce. Nie unikniemy więc tematu imigracji, do którego warto podejść w sposób biznesowy.

Czyli w jaki?

W nowym projekcie polityki migracyjnej rządu interesujący jest pomysł, by stworzyć jedną strukturę do obsługi cudzoziemców i zatrudniających ich pracodawców. Tylko po pierwsze, stwórzmy ją, a po drugie, zainwestujmy w nią dużo pieniędzy. Jeśli nowa agencja, podobnie jak urzędy pracy, będzie „zawieszona" na pustych etatach, to będzie tak samo jak one, albo jeszcze mniej, efektywna. Drugą, bardzo konkretną kwestią, jest digitalizacja procesu legalizacji pobytu i zatrudnienia cudzoziemców. Nie rozumiem, dlaczego - skoro zmusza się firmy do składania sprawozdań kwartalnych przy użyciu podpisu kwalifikowanego - nie mogę w ten sposób podpisać podania o zatrudnienie obcokrajowca. Wiadomo też, że trzeba uprościć cały proces, wydłużyć pozwolenia na pracę, wprowadzić automatyczne prawo pobytu dla obcokrajowców kończących polskie uczelnie. Kolejna kwestia to kwalifikacje - jako Lewiatan proponujemy utworzenie Funduszu Podnoszenia Kompetencji i Kwalifikacji – z części środków Funduszu Pracy, który finansują firmy. Tę część - pod kontrolą państwa – można pozostawić firmom, by mogły zainwestować w przekwalifikowanie pracowników zagrożonych przez robotyzację. Niezbędna jest też aktywizacja osób biernych zawodowo z udziałem prywatnych firm i podwyższenie wieku emerytalnego. Drugie wyzwanie - po pracownikach - to niestabilność prawa. Jej przykładem jest powrót do pomysłu zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS, czy plan odwieszenia podatku od handlu, który firmy mają naliczać i rezerwować płatności na poczet ewentualnej wygranej rządu w sporze z Komisją Europejską. Mamy więc Konstytucję dla biznesu i deklaracje, że system tworzenia prawa będzie upraszczany a w międzyczasie tworzymy straszaki na inwestorów. Trzecim dużym wyzwaniem jest niestabilna sytuacja energetyczna - bo mamy świadomość, że kiedyś będziemy musieli podwyższyć ceny energii zanim postawimy w Polsce bloki jądrowe.

Czy wobec tylu wspólnych dla biznesu wyzwań będzie pan starał się wzmocnić wspólny front organizacji pracodawców?

Już teraz w Radzie Dialogu Społecznego mamy coraz więcej wspólnych stanowisk. Rzadko zdarzają się niezgodności, chociaż ostatnio, gdy zaprotestowaliśmy przeciwko objęciu prawami konsumenckimi mikroprzedsiębiorstw, nie chciały się pod tym podpisać organizacje, które mają wielu takich członków. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało po wyborach - sądzę, że nic tak nie zacieśni współpracy naszych organizacji, jak powrót pomysłu na obowiązkowy, narodowy samorząd pracodawców.

Może wtedy przyjść czas na publiczny protest przedsiębiorców – by tak jak rolnicy wyszli na ulice?

Moim zdaniem nie. Wprawdzie przed kilkoma laty grupa 20-30 przedsiębiorców spaliła pod Sejmem opony, ale było to jednostkowe działanie. Nasi przedsiębiorcy działając w polskich realiach nauczyli się, że jeśli nie ma dialogu z władzą, to trzeba sobie radzić inaczej, szukając rozwiązań obok. To także trochę wina tego, że reprezentatywność biznesu nie jest w Polsce wysoka. Gdyby nasze organizacje reprezentowały miliony przedsiębiorców, to ich przełożenie na władze byłoby znacznie większe, co pokazują doświadczenia Lewiatana z udziału w europejskich strukturach BusinessEurope.

Ostatnio, przy okazji przydziału stanowisk we władzach Unii dużo się mówi o niewielkich wpływach Polski w Brukseli. Czy więc przedsiębiorcy będą się starać zdobyć tam większy wpływ, by coś więcej ugrać dla Polski?

Ten wpływ mamy już poprzez BusinessEurope, największą organizację biznesową w Europie.

Jej członkowie z różnych państw też mają różne, czasem sprzeczne interesy..

Jednak zaletą organizacji biznesowych jest pragmatyzm. Okazuje się więc, że np. prześladowanie polskich firm we Francji to doraźna inicjatywa polityków, której nie popiera wiele francuskich firm. Niestety, wśród polskich przedsiębiorstw jest zbyt małe zrozumienie, że wstępując do organizacji pracodawców zyskują dodatkowy wpływ na kształt regulacji w Brukseli. I rolą Lewiatana będzie, by im to tłumaczyć.

Maciej Witucki w czerwcu objął stanowisko prezydenta Konfederacji Lewiatan, jednej z największych organizacji polskiego biznesu. Wcześniej był jej wiceprezydentem. Ten jeden z najbardziej znanych polskich menedżerów jest również przewodniczącym rady nadzorczej giełdowych spółek: Work Service (zarządzał nią przez ostatnie trzy lata, do lutego br.) i Orange Polska, której prezesem był w latach 2006–2013.

Pod koniec czerwca członkowie Konfederacji Lewiatan wybrali pana na prezydenta organizacji. Czym pan ich przekonał, jakim programem zdobył głosy?

Proces wyborczy nie polegał na wyścigu na programy, ani tym bardziej na wyborcze obietnice. Był raczej analizą i porównaniem doświadczeń zawodowych kandydatów. Zaproponowałem Lewiatanowi moje doświadczenie zarówno z pracy w dużych korporacjach, jak też z ostatnich lat spędzonych w polskim biznesie, gdzie zetknąłem się z problemami dotyczącymi wielu firm rodzinnych. Przyszedłem też z pomysłem na szersze, już nie tylko sektorowo-branżowe, spojrzenie. W tym przykładowo na energetykę, na którą trzeba patrzeć już nie tylko poprzez spółki energetyczne, ale także kwestie ochrony środowiska, klimatu, problem odpadów czy recyclingu. Myślę, że argumentem za moją kandydaturą była też jasna deklaracja, że po latach doświadczeń biznesowych jestem w stanie w dużej części poświęcić trzy, a być może i sześć lat życia dla Lewiatana, nawet jeśli jest to funkcja czysto społeczna.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację