W lutym br. NBP wprowadził do obiegu banknot o nominale 500 zł. Ministerstwo Rozwoju ostrzegało, że to zły ruch, bo utrudni walkę z szarą strefą. Są jakieś dowody na to, że duże nominały banknotów to pożywka dla szarej strefy?
Banknot 500 zł to ekwiwalent 2,5 banknotów o dotychczas największym nominale. Jest więc bardziej efektywny z punktu widzenia kosztów transakcyjnych. Skoro nowy nominał ułatwi płatności gotówkowe, to prawdopodobnie zwiększy wykorzystanie gotówki. To jednak nie oznacza, że automatycznie wzrośnie szara strefa. Z moich niedawnych badań wynika, że popularność gotówki ani wartość największego nominału banknotu nie determinują poziomu przestępczości, skali korupcji ani wielkości szarej strefy. Ta ostatnia zależy raczej od poziomu podatków i innych obciążeń oraz restrykcyjności regulacji.
Ale nawet, gdyby szara strefa rzeczywiście zwiększyła się wskutek wprowadzenia nowego nominału, to straty budżetu z tego tytułu będą zapewne mniejsze, niż zyski całej gospodarki z tytułu większej efektywności obrotu gotówkowego. Większy nominał ułatwi przecież także transakcje dokonywane z całkowitym poszanowaniem prawa, na przykład zakup auta na rynku wtórnym.
Europejski Bank Centralny nie dał się przekonać. Niedawno zaprzestał emisji banknotów o nominale 500 euro, właśnie po to, aby utrudnić życie przestępcom oraz działalność w szarej strefie.
To była decyzja czysto polityczna. Po zamachach w Paryżu ówczesny prezydent Francji potrzebował jakichś sukcesów na polu walki z terroryzmem. Przekonał więc kanclerz Niemiec Angelę Merkel i innych liderów UE, że eliminacja największego nominału banknotu utrudni finansowanie terroryzmu, skomplikuje zdobycie pieniędzy na zamach. To czysty nonsens, a prezes EBC Mario Draghi miał tego świadomość. Został jednak przekonany, że warto tę hipotezę sprawdzić, bo na pewno nie wyrządzi to szkód. Poszedł więc na ustępstwo: EBC nie wycofał istniejących banknotów 500 euro z obiegu, ale przestał emitować nowe. Za kilka lat ten nominał naturalnie zniknie więc z obiegu.