Justin Yifu Lin: Państwo powinno pomagać

Jeśli będziecie w stanie znaleźć równowagę między państwem a rynkiem, to możecie długo utrzymywać dość wysoki wzrost gospodarczy – mówi chiński ekonomista Justin Yifu Lin.

Publikacja: 06.06.2018 21:26

Justin Yifu Lin: Państwo powinno pomagać

Foto: materiały prasowe

Rz: Jaki będzie wpływ polityki Trumpa na świat? Jesteśmy na skraju wojny handlowej?

Mam nadzieję, że nie. Trump stara się zrobić coś dla wydajności gospodarki USA, trzeba więc zrozumieć, dlaczego jest słaba. Owszem, Amerykanie muszą się zmierzyć z deficytem handlowym, ale głównym jego powodem jest to, że konsumują za dużo, a oszczędzają za mało. USA udaje się utrzymywać tak wielki deficyt tak długo, bo dolar jest główną walutą rezerwową świata. Mogą drukować pieniądze, by pokryć deficyt handlowy. Eksport z Chin do USA to głównie produkty pracochłonne, których Amerykanie nie produkują już od pół wieku.

To jak zmniejszyć ryzyko wojny handlowej?

Po pierwsze, mam nadzieję, że zwycięży ekonomiczny rozsądek. A po drugie, jeśli Amerykanie wprowadzą te nierozsądne stawki celne, dotknięte nimi kraje będą musiały odpowiedzieć: cios za cios. To jedyny sposób, by USA zrozumiały, że polityka, jaką proponują, nie jest właściwa.

Porozmawiajmy o Chinach. Zależność wzrostu PKB w Europie od koniunktury w pana kraju rośnie. Czym to grozi w razie twardego lądowania Chin?

O nadchodzącym upadku gospodarki chińskiej mówi się co najmniej od 20 czy 30 lat (śmiech). Jestem przekonany, że utrzyma ona rozsądny wzrost.

Co to znaczy rozsądny? 6 proc. rocznie?

Albo i więcej.

Na jak długo?

Przez najbliższą dekadę. Oczywiście, gdy Chiny kiedyś osiągną poziom dochodu USA czy Niemczech, tempo wzrostu może przyhamować do 3–4 proc. Na razie jednak są wciąż na dorobku. I jak w każdej nadganiającej gospodarce wzrost PKB będzie wyższy niż w krajach o wysokim dochodzie.

Chiny się starzeją, więc wcześniej czy później pojawi się problem braku rąk do pracy.

Starzenie się społeczeństw to problem przewidywalny, do którego można się przygotować. Pomoże technologia i zmiana wieku emerytalnego. Dziś to 50 lat dla kobiet i 55 dla mężczyzn. Możemy go podnieść.

U nas poprzedni rząd zaczął podnosić go do 67 lat i przegrał wybory.

Być może zmiana z 65 do 67 lat jest trudna, ale z 50 do 55 dla kobiet i 55 do 60 dla mężczyzn – niekoniecznie, bo ludzie w tym wieku cieszą się pracą. Ale ważniejsza jest jakość pracowników, która może skompensować zmniejszanie się ich liczby. Dlatego ulepszamy edukację. W latach dwutysięcznych uczelnie kończyło 1 mln osób rocznie, teraz ponad 8 mln. Poza tym efektywność pracy zwiększają zaawansowane technologie. Chiny mogą też ulepszać infrastrukturę, zwłaszcza miejską, jak metro, kanalizacja. Mamy tu wiele okazji inwestycyjnych (które napędzać będą gospodarkę – red.).

Polska też nadgania.

I właśnie przekroczyliście poziom kwalifikujący do krajów o wysokim dochodzie. Macie dochód w dolnej strefie w tej grupie, co daje przestrzeń do dalszego wzrostu. Tak samo jak Chiny, gdzie władze są w stanie prowadzić inwestycje, bo z długiem publicznym poniżej 60 proc. PKB kraj jest wśród najmniej zadłużonych. Niski dług daje rządowi przestrzeń do fiskalnej stymulacji gospodarki. A na dodatek mamy w Chinach wysokie oszczędności krajowe.

W Polsce PKB rośnie w tempie ponad 5 proc. rocznie. Jak długo uda się je utrzymać?

Wydaje się, że wzrost jest trwały. Możecie rozwijać się w tempie 4–5 proc., bo wciąż jesteście w fazie nadganiania. Poziom edukacji jest wysoki. I jeśli będziecie w stanie zapewnić równowagę między państwem a rynkiem, to macie możliwość utrzymać stosunkowo szybki wzrost jak na kraj o wysokim dochodzie.

Co pan sądzi o działaniach premiera Morawieckiego?

Strategia odpowiedzialnego rozwoju jest przełomowa, pozwala rządowi odegrać właściwą rolę we wspieraniu rynku. Rynek jest tu kluczowy, a przedsiębiorczość jest motorem wzrostu.

Przedsiębiorczość, czyli sektor prywatny?

Tak, prywatny.

Ale w Polsce władze mocno stawiają na państwowy, gdzie firmami sterują politycy.

Nie sądzę, by chodziło o zdominowanie wszystkiego przez państwo. Ono ma do odegrania inną rolę. Pomaga przezwyciężyć porażki rynkowe, które są wpisane w rozwój gospodarczy. Tu w trakcie transformacji dominowała idea konsensus waszyngtońskiego, w myśl którego najlepiej, jak o wszystko dba rynek. Ale tak się nie stało, w rezultacie pomimo ducha przedsiębiorczości wzrost był za mały, by powstrzymać wyjazdy utalentowanych Polaków do Irlandii, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Sektor prywatny nie może dobrze działać, jeśli państwo nie pomoże pokonać problemów z  infrastrukturą czy edukacją pracowników. Po wprowadzeniu strategii odpowiedzialnego rozwoju widać przyspieszenie wzrostu PKB i tworzenia miejsc pracy. I nie dlatego, że państwo chce dominować. Ono pełni rolę pomocniczą.

Pomocniczość, a nie dominacja to słowo klucz?

Państwo powinno być regulatorem, wspierać sektor prywatny. Cieszę się, że tutaj jest to praktykowane.

Ale jeśli nadaje ono kierunek gospodarce, jest ryzyko błędu. Przerabialiśmy to w latach 70.: inwestycje się nie spłaciły i państwo splajtowało. Obawiamy się powtórki.

Trzeba wyciągać lekcje z przeszłości. Państwo może popełniać błędy, trzeba więc nałożyć ramy, które ryzyko zmniejszą. Powinno wspierać sektory, w jakich Polska ma przewagę konkurencyjną.

Jak je wybrać?

W Polsce obiecujące sektory można podzielić na pięć kategorii. Pierwsza to polskie branże na etapie nadganiania, których produkty mają niższą wartość dodaną niż te z Niemiec czy USA. Rząd może tak wspierać te branże, by poprawiły technologię i weszły na wyższy poziom. Druga kategoria to firmy będące światowymi liderami. Chcąc utrzymać pozycję, muszą wprowadzać innowacje, także produktowe. Te zaś muszą przejść fazę badań, a potem rozwoju. Sektor prywatny jest dobry w rozwoju, natomiast badania są ryzykowne.

...I często się nie zwracają...

Dlatego państwo powinno na etapie badań pomagać tym sektorom, w których jesteście już na światowym poziomie.

Co np. z górnictwem, które powoli umiera?

W branżach tracących przewagi konkurencyjne trzeba zidentyfikować te sektory, które są w stanie konkurować na światowym poziomie. To np. wytwarzanie maszyn i urządzeń górniczych. Możecie producentom pomóc w umocnieniu ich czołowej pozycji, np. poprzez badania i rozwój. A co do górników, można pomóc im w znalezieniu innej pracy. Rozwijają się np. usługi. Obiecującym sektorem są innowacje typu short cycle, oparte na kapitale ludzkim: w związku z wysokim poziomem edukacji być może będziecie w stanie stworzyć nowy produkt, który będzie bardzo konkurencyjny w świecie. Wystarczy zbudować twórcze środowisko poprzez wsparcie funduszy venture capital. Ostatni typ innowacji – strategiczny, wymaga długich cykli innowacyjnych. Czasem to 10–20 lat. Niektóre mają związek z obroną narodową, inne z nowymi przemysłami o znaczeniu strategicznym. Sektor prywatny samodzielnie w nie nie wejdzie, ale wie, że może mieć swój wkład i może liczyć na pomoc rządu. To powinno być wsparcie fiskalne, niezniekształcające rynku czy tworzące monopol.

Co z kolejnym kryzysem? Herman Van Rompuy mówi, że na pewno nadejdzie, ale nie wiadomo gdzie i kiedy...

...więc musimy być przygotowani. Wcześniej czy później zobaczymy taki światowy kryzys finansowy jak w 2008 r. W czasie kryzysu niezbędne jest państwo, by utrzymać stabilność i szybko zdrowieć. Może ono zasiłkami wspierać tych, którzy tracą pracę. Ale z drugiej strony kryzys może być dla państwa okazją do inwestycji, np. w wąskie gardła w infrastrukturze. Inwestycje tworzą miejsca pracy i zmniejszają wydatki na zasiłki dla bezrobotnych. Państwo powinno zawczasu przygotować takie projekty. Jeśli zacznie to robić, dopiero gdy kryzys uderzy, nie przyniosą efektu, bo wejdą w fazę realizacji, gdy kryzys się już będzie kończył.

CV

Justin Yifu Lin jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Pekińskim, twórcą teorii nowej ekonomii strukturalnej, będącej podbudową ideową Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego. W latach 2008-2012 był głównym ekonomistą Banku Światowego i jego wiceprezesem.

Rz: Jaki będzie wpływ polityki Trumpa na świat? Jesteśmy na skraju wojny handlowej?

Mam nadzieję, że nie. Trump stara się zrobić coś dla wydajności gospodarki USA, trzeba więc zrozumieć, dlaczego jest słaba. Owszem, Amerykanie muszą się zmierzyć z deficytem handlowym, ale głównym jego powodem jest to, że konsumują za dużo, a oszczędzają za mało. USA udaje się utrzymywać tak wielki deficyt tak długo, bo dolar jest główną walutą rezerwową świata. Mogą drukować pieniądze, by pokryć deficyt handlowy. Eksport z Chin do USA to głównie produkty pracochłonne, których Amerykanie nie produkują już od pół wieku.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację