Minęło pół roku od ogłoszenia przez państwa Zatoki Perskiej blokady politycznej i gospodarczej Kataru. Dla linii lotniczej to ogromne wyzwanie?
Rzeczywiście w pewnym stopniu ucierpieliśmy z tego powodu. Zmuszeni byliśmy zamknąć 18 połączeń w kilkunastu krajach. Przeważająca większość naszej siatki jednak nie ucierpiała. Qatar Airways latają do ponad 150 miast, nie jest to więc znacząca część naszego ruchu. Jesteśmy linią globalną i nasza siatka połączeń również jest globalna. Dlatego w tej chwili nie widać specjalnego negatywnego efektu.
Zostawiliśmy politykę politykom, dyplomację dyplomatom. Jesteśmy zwykłymi biznesmenami, którzy przede wszystkim dbają o jakość produktu. Nie mówiąc o tym, że otwieramy nowe połączenia w niespotykanym wcześniej tempie. Kiedy zapowiedzieliśmy, że otworzymy połączenie do Nicei, zrobiliśmy to bez dnia opóźnienia. Podobnie było z Dublinem i wielu miastami w Europie Wschodniej. W tej chwili mogę z przekonaniem powiedzieć, że biznes wrócił do normalności.
Ale chyba trudno było pozyskać nowych tak bogatych pasażerów, którzy latali z Qatar Airways z krajów Zatoki Perskiej. Przecież o nich rywalizują wszystkie linie lotnicze.
Ten ruch także odbudowujemy. Nie mamy problemów z zapełnieniem kabin z przodu samolotu.