A wobec niskiego poziomu świadomości , o czym tak naprawdę decyduje PE liberałowie z Grupy Alde oraz ukazujący się w Brukseli „EUobserver" postanowili ujawnić ile tak naprawdę bierze do kieszeni europarlamentarzysta.
Do roku 2009 wysokość miesięcznej pensji była uzależniona od średniej zarobków w kraju z którego eurodeputowany pochodził. W tej sytuacji pojawiły się ogromne rozbieżności i np. Maltańczyk otrzymywał wypłatę w wysokości 21 tys. euro rocznie, podczas gdy Włoch — 170 tys. euro. Ostatecznie więc, żeby zapobiec takim sytuacjom ustalono, że każdy eurodeputowany, niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzi otrzymywał miesięcznie 8,757 tys. euro miesięcznie, czyli 6,825 tys. po opodatkowaniu.
Stanowi to 38,5 proc. wynagrodzenia sędziego w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości. Tyle, że nie są to wszystkie pieniądze. Do tego dochodzą najróżniejsze dopłaty, diety i dodatki, a niektóre z nich są wypłacane nawet po tym, jak polityk przestaje być deputowanym do PE.
Na przykład były eurodeputowany hiszpański, Miguel Arias Canete, który jest teraz komisarzem odpowiedzialnym za zmiany klimatu, oprócz wynoszącego 20 tys. euro wynagrodzenia komisarza, otrzymuje jeszcze dodatkowo wypłatę z parlamentarnego funduszu emerytalnego. Ten fundusz, o którym wielokrotnie mówiono, że będzie rozwiązany, ma w tej chwili 326 mln euro deficytu. Ostatecznie zakończył przyjmowanie nowych członków w 2009 roku, ale nadal wypłaca pieniądze, tym którzy pozostali na jego listach.
Do miesięcznej pensji eurodeputowanym przysługuje jeszcze dodatek: 4,5 tys. euro miesięcznie na utrzymanie biura poselskiego. Te pieniądze są przesyłane bezpośrednio na konto bankowe polityka, który nie musi się rozliczać z jakichkolwiek wydatków.