Wybory we Francji: Powrót polskiego hydraulika

Polska znów w niewdzięcznej roli kraju, który odbiera pracę Francuzom. Zyskuje na tym Le Pen.

Aktualizacja: 27.04.2017 16:08 Publikacja: 26.04.2017 19:25

Marine Le Pen w rozmowie z pracownikami Whirlpoola obiecała, że jeśli zostanie prezydentem, nie dopu

Marine Le Pen w rozmowie z pracownikami Whirlpoola obiecała, że jeśli zostanie prezydentem, nie dopuści do likwidowania miejsc pracy we Francji przez przenoszenie ich do Polski

Foto: AFP

Sprawa jest dla Emmanuela Macrona wyjątkowo delikatna. Nie tylko dotyczy jego rodzinnego Amiens. Także może łatwo zostać wykorzystana przez skrajnie prawicową rywalkę w drugiej turze wyborów prezydenckich jako dowód, że rzekomo promowana przez jej oponenta „dzika globalizacja" niszczy miejsca pracy. W styczniu amerykański koncern Whirlpool ogłosił, że do końca 2018 r. zlikwiduje swoją fabrykę w Pikardii i przeniesie produkcję suszarek do Łodzi. Pracę ma stracić ostatnich 290 pracowników, którzy przetrwali serię restrukturyzacji.

Lider En Marche! dotrzymał co prawda danego w czasie debaty telewizyjnej słowa i pojechał w środę do Amiens, ale odwlekał spotkanie z załogą. Rano ograniczył się do rozmów z przywódcami lokalnych związków zawodowych w siedzibie Izby Handlowej w centrum miasta.

W tym czasie, niezapowiedziana, na parkingu przed zakładami Whirlpoola, gdzie trwała pikieta strajkujących, pojawiła się Marine Le Pen.

– Jestem tu, gdzie powinnam być, wśród ofiar polityki, którą proponuje pan Macron – rzuciła, gdy tłum skandował „Marine Presidente!". – On spotyka się z dwiema, trzema osobami w dobrze chronionych salonach. Reprezentujemy dwie zupełnie różne wizje – dodała.

Macron, do tej pory liberał, który jako menedżer w banku Rotschilda zarobił 3 mln euro na pośrednictwie w zakupie przez Nestle oddziału odżywek dziecięcych Pfizera, w Amiens zamienił się w zwolennika protekcjonizmu. – Ta sytuacja jest nie do zaakceptowania. Nie pogodzę się z tym, że te zakłady są przenoszone. Musimy więc znaleźć dla nich jakiegoś nowego inwestora – rzucił Macron.

„Polski hydrualik", symbol pracowników z nowych krajów Unii, którzy mieli odbierać w ramach „samozatrudnienia" pracę Francuzom, wydatnie przyczynił się do porażki referendum w sprawie europejskiej konstytucji w 2005 r. Czy i tym razem wizerunek naszego kraju zostanie wykorzystany przez zwolenników zniszczenia Unii, czyli obóz Le Pen?

– W takich momentach pojawia się Polska, bo jest największym z nowych krajów Unii i Francuzi mniej więcej wiedzą, o kogo chodzi. Przed poszerzeniem Wspólnoty francuscy politycy nie wyjaśnili naszemu społeczeństwo, po co to poszerzenie zostało przeprowadzone. Zaś francuscy przedsiębiorcy nigdy nie zrozumieli, że gdy do Unii przyjmuje się kraje o kilka razy niższych kosztach pracy, to trzeba przenieść tam najprostszą część produkcji, jak to zrobili Niemcy. Dziś owocem tego podwójnego zaniechania jest wizja Polski jako państwa, które zagraża dobrobytowi Francji – mówi „Rz" Pierre Verluise, wydawca portalu o polityce międzynarodowej Diploweb.

Związkowcy z zakładów w Amiens Patrice Sinoquet i Francois Gorlia pojechali wraz z dziennikarzami znanej audycji telewizyjnej „Envoyé Spécial", aby zobaczyć, jak wyglądają warunki pracy w zakładach Whirlpoola w Łodzi. Choć nie udało im się wejść do środka, opisują w lokalnym piśmie „Courrier Picard", jak spawacz z 12-letnim doświadczeniem zarabia miesięcznie 447 euro, 2,79 euro na godzinę.

– To trzy razy mniej niż we Francji. Dziś rozumiemy, dlaczego szefowie postanowili przenieść produkcję – mówi Sinoquet. Jego zdaniem, jeśli pracownicy w Polsce są chorzy, odbiera im się płatny urlop.

– Ale Polacy są też pełni obaw o przyszłość. Wiedzą, że kosztują znacznie więcej niż Ukraińcy, którzy są bardzo liczni w Polsce. Za trzy–cztery lata mogą więc znaleźć się w naszej sytuacji – mówi Gorlia.

Bardziej niż z winy konkurencji nowych krajów Unii produkcja we Francji zanika z powodu najwyższych w zjednoczonej Europie obciążeń przedsiębiorstw, z których trzeba m.in. opłacać armię 6 mln urzędników. Innym problemem są sztywne regulacje rynku pracy, które ograniczają czas zatrudnienia do 35 godzin tygodniowo i uniemożliwiają zwolnienia zbędnych pracowników. To chce zmienić Macron, ale w kampanii wyborczej z tym programem może zostać zepchnięty do defensywy.

– Zwracam się do wyborców Jeana-Luca Mélenchona: czy wy, którzy głosowaliście na „Francję niepokorną" (hasło wyborcze kandydata radykalnej lewicy, który zdobył w pierwszej turze 19 proc. głosów – red.) rzeczywiście chcecie głosować na Francję całkowicie podporządkowaną? – pytała we wtorek w telewizji TF1 Le Pen. A w środę w całym kraju pojawiły się plakaty z podobiznami obu polityków, hasłem „wspólna przyszłość" i wypunktowanymi wspólnymi celami skrajnej prawicy i lewicy: wyjście z Unii i NATO, walka z „uberyzacją" społeczeństwa, wstrzymanie reformy rynku pracy, skasowanie dyrektywy o pracownikach delegowanych. W ramach tej ostatniej z żadnego kraju nie przyjeżdża pracować do Francji tyle osób co z Polski.

 

Sprawa jest dla Emmanuela Macrona wyjątkowo delikatna. Nie tylko dotyczy jego rodzinnego Amiens. Także może łatwo zostać wykorzystana przez skrajnie prawicową rywalkę w drugiej turze wyborów prezydenckich jako dowód, że rzekomo promowana przez jej oponenta „dzika globalizacja" niszczy miejsca pracy. W styczniu amerykański koncern Whirlpool ogłosił, że do końca 2018 r. zlikwiduje swoją fabrykę w Pikardii i przeniesie produkcję suszarek do Łodzi. Pracę ma stracić ostatnich 290 pracowników, którzy przetrwali serię restrukturyzacji.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia