Donald Trump jako prezydent najważniejszego państwa – ta wizja przeraża światowe elity. Wielu polityków, choć trzeba przyznać, że raczej tych, co nie zajmują już wysokich stanowisk, daje temu wyraz, nawołując Amerykanów do głosowania na Hillary Clinton i strasząc katastrofą w wypadku zwycięstwa miliardera. Z czołowych urzędujących przywódców najdalej w krytyce Trumpa poszedł chyba prezydent Francji Francois Hollande, który stwierdził, że jego wybór byłby zagrożeniem dla demokracji na całym świecie. Tak zapewne myśli wielu innych przywódców liberalnego Zachodu, ale kibicują kandydatce demokratów po cichu.
W Unii Europejskiej za Trumpem oficjalnie opowiedziało się dwóch przywódców, obaj z naszego regionu, ale z innych obozów politycznych.
Najpierw uczynił to prawicowy Viktor Orban podczas lipcowego wystąpienia w Baile Tusnad w Rumunii. Premierowi Węgier spodobało się zwłaszcza to, jak Trump ma zamiar walczyć z zagrożeniem terrorystycznym, odgradzając się od muzułmanów. - Lepiej sam bym tego nie wymyślił, biorąc pod uwagę interes Europy – mówił Orban, krytykując przywódców Zachodu za interwencje w krajach arabskich, które doprowadziły do wojen domowych, destabilizacji i rozkwitu dżihadyzmu.
Orban postawił na Trumpa zapewne także dlatego, że ma w pamięci ostrą krytykę władz Fideszu ze strony sekretarz stanu Hillary Clinton. Wypowiedzi prominentnych zwolenników Trumpa sugerują, że gdyby on został prezydentem, to jego administracja nie rozliczałaby innych rządów z praworządności. Tym bardziej nie byłaby do tego skłonna – można dodać - wobec rządów, które udzieliły mu poparcia w czasie, gdy wymagało to odwagi.
W ślady Orbana poszedł we wrześniu lewicowy prezydent Czech Milosz Zeman. W wywiadzie dla czeskiego portalu oświadczył, że gdyby był obywatelem USA, to oddałby głos na Trumpa, przede wszystkim dlatego że Clinton kontynuowałaby złą politykę bliskowschodnią Obamy. Wypowiedź była tym bardziej zaskakująca, że premier Czech (również lewicowy) Bohuslav Sobotka oficjalnie poparł wcześniej Clinton. Zareagował w ten sposób na podważanie przez Trumpa zobowiązań sojuszniczych wobec państw NATO, które uchylają się od ponoszenia odpowiednich kosztów obrony.