- Nie ma powrotu do przeszłości - mówił lider Razem Adrian Zandberg. To dla Platformy wyzwania. Tworzona przez PO Koalicja w ostatnich dniach jest kojarzona z wzmocnieniem na prawej stronie, od Pawła Kowala po Kazimierza Michała Ujazdowskiego. To ma być próba zawalczenia o konserwatywnego, mieszczańskiego wyborcę.
PO ma w tej kampanii jednak spójną konkurencję z lewej strony. Grzegorz Schetyna zapewne po cichu liczył, że do takiej współpracy ostatecznie nie dojdzie, a lewica pójdzie do wyborów podzielona. Tak się nie stało. Czy teraz PO będzie w stanie nawiązać rywalizację na dwóch płaszczyznach? Historia pokazuje, że wojny na dwóch frontach bywają trudne do wygrania.
Lewica przedstawiła w sobotę pakiet programowy nieco w stylu PiS. Krótkie hasła i chwytliwe postulaty. Od leków na receptę po 5 zł przez podwyższenie płacy minimalnej do 2700 zł po milion tanich mieszkań i 200 tysięcy miejsc w żłobkach, 7 proc. PKB na zdrowie. Wymogi współczesnej kampanii powodują, że bez takich postulatów nie da się budować swoich opowieści ani w mediach tradycyjnych, ani w mediach społecznościowych, ani tym bardziej wyborcom. Tu Lewica odrobiła lekcję.
W wyborach samorządowych Katarzyna Lubnauer i Barbara Nowacka mówiły, że rząd obalą kobiety. Teraz jako pierwsze wystąpiły dziś trzy kobiety: Anna-Maria Żukowska, Beata Maciejewska i Marcelina Zawisza. Z jasnym przesłaniem dotyczącym praw kobiet, edukacji i świeckiego państwa. To wszystko ma sprawić, że kobiety przejdą do Lewicy. Zwłaszcza wielkomiejski, liberalny elektorat. Lewica ma przed sobą wyzwanie: utrzymanie i mobilizacja tej grupy wyborców w nieuchronnej rywalizacji z PO.
PO była dziś punktem odniesienia na wielu płaszczyznach. O pułapce modernizacji tylko przez infrastrukturę mówił dziś Adrian Zandberg. Ale i nawiązał do tego, że Lewica “nie zdradzi” sfery budżetowej i nauczycieli. To nawiązanie bez wątpienia do wiosennego strajku nauczycieli i postawy Platformy, która nawet przez wielu protestujących wtedy belfrów została uznana za kunktatorstwo i zdradę. Efektem porażki strajku była demobilizacja elektoratu przed majowymi wyborami.