Rafał Chwedoruk: Kaczyńskiemu udało się zmotywować wyborców

Jesienią PiS będzie faworytem nie tylko do wygranej, ale też zdobycia samodzielnej większości – uważa prof. Rafał Chwedoruk, politolog z UW.

Aktualizacja: 27.05.2019 11:40 Publikacja: 26.05.2019 23:49

Prof. Rafał Chwedoruk

Prof. Rafał Chwedoruk

Foto: Fotorzepa, Darek

Kto może czuć się największym zwycięzcą wyborów?

Personalnie? John Maynard Keynes, który pokonał Daniela Cohna-Bendita, czyli mówiąc w skrócie: tematy ekonomiczne wygrały z kulturowymi. PiS wyraźnie oparło kampanię na tematach społeczno-ekonomicznych, wiedząc, że to one mogą zachęcić do stawienia się przy urnach wyborców, których nie sposób zaliczyć do żelaznego elektoratu tej partii. Natomiast media związane z opozycją wyraźnie akcentowały tematy kulturowe, od LGBT po antyklerykalizm. I to rozstrzygnęło. PiS udało się zmobilizować dodatkowych wyborców, natomiast Koalicja Europejska dostała dokładnie tyle, ile wynikało z układu koalicyjnego. Personalnie zwycięzcami mogą więc czuć się Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki.

A kto przegrał?

Paweł Kukiz i Robert Biedroń. Trudno sobie dziś wyobrazić samodzielny start Kukiz'15 jesienią. Stanie przed alternatywą: albo dołączyć do PiS, albo do koalicji radykalnej prawicy pod postacią Konfederacji.

A dlaczego tak słabo wypadł Robert Biedroń, którego poparcie, po konwencji na Torwarze, wynosiło kilkanaście procent?

Robienie sondaży tuż po konwencji nie ma sensu. Wtedy jesteśmy niczym reklamami bombardowanymi informacjami na temat danego polityka. Kiedy ruch Biedronia zadeklarował chęć samodzielnego startu, pozwoliłem sobie nazwać tę formację „partią siedmiu procent". Dlatego, że przy tak sprofilowanej tematyce skoncentrowanej na kwestiach kulturowych idealnie weszła ona w miejsce Nowoczesnej. Wynik z wyborów europejskich daje jej szanse na polityczne przetrwanie, jednak nie daje podmiotowej pozycji wobec dużych partii Koalicji Europejskiej. Ewentualna próba doszlusowania do KE nie będzie więc sojuszem na ich warunkach.

Robert Biedroń nie okazał się czarnym koniem tych wyborów, za to przyzwoicie wypadła Konfederacja. Kampanię skoncentrowała wokół jednego tematu: amerykańskiej ustawy 447.

To, co obserwowaliśmy przed tymi wyborami, a także doświadczenia z poprzednich kampanii pokazują, że chyba nie tylko ta ustawa była paliwem dla Konfederacji. Jest głównie zdominowana przez najmłodszych wyborców. To jest kontynuacja Janusza Korwin-Mikkego. Jest więc pewien demograficzny potencjał, natomiast 6 proc. w wyborach do PE nie daje poważnej rękojmi powtórzenia tego wyniku w wyborach sejmowych, gdzie frekwencja będzie wyższa, a bipolaryzacja jeszcze się zaostrzy. Konfederacja musiałaby znaleźć sposób na wyjście poza subkulturowo-prawicową grupę docelową. Te wybory pokazały, że bardzo trudno będzie wyrwać cokolwiek PiS, bo niedzielny wynik pokazuje, że tradycyjny wyborca prawicy nie będzie eksperymentował. Problemem Konfederacji jest też to, że kolejne młodsze pokolenia są dużo bardziej liberalne, a możliwość dotarcia do nich będzie mniejsza niż w przypadku tych, którzy zbliżają się do trzydziestki.

Czym wytłumaczy pan wysoką frekwencję w niedzielnych wyborach?

Zadziałała bipolaryzacja. Polacy uwielbiają proste wybory. Widać to w fenomenie zainteresowania drugą turą wyborów prezydenckich. Wtedy polityka jest uproszczona, schematyczna, pełna emocji i negatywnej mobilizacji. Tak było też w niedzielę.

Kto będzie rządził jesienią i w jakiej koalicji?

Te wyniki w połączeniu z wyższą frekwencją, demontażem Kukiz'15 i pogłębiającym się kryzysem w PSL pokazują, że PiS będzie faworytem. Po raz pierwszy realnie można dyskutować o pewności PiS zdobycia większości mandatów. Będzie mógł liczyć nie tylko na szczęśliwy zbieg okoliczności, tak jak poprzednio, gdy drogę PiS do władzy utorowała mu absurdalna decyzja SLD o progu w wysokości 8 proc. i Nowoczesna, odbierająca głosy PO. Tym razem PiS będzie mógł liczyć wyłącznie na siebie. W niedzielę osiągnął przyzwoity wynik w najtrudniejszych dla siebie wyborach. Jest jednak też drugi scenariusz.

Jaki?

Nietrudno sobie wyobrazić, że Wiosna Roberta Biedronia nie będzie zdolna do samodzielnego startu. Nacisk ze strony liberalnej strony opinii publicznej, aby przyłączyła się do szerokiej koalicji, będzie olbrzymi. Większość wyborców Wiosny to osoby, które i tak mają za sobą doświadczenie głosowania na PO. To z kolei zbliżałoby wynik Koalicji Europejskiej do PiS. Jesień będzie naprawdę gorąca.

Kto może czuć się największym zwycięzcą wyborów?

Personalnie? John Maynard Keynes, który pokonał Daniela Cohna-Bendita, czyli mówiąc w skrócie: tematy ekonomiczne wygrały z kulturowymi. PiS wyraźnie oparło kampanię na tematach społeczno-ekonomicznych, wiedząc, że to one mogą zachęcić do stawienia się przy urnach wyborców, których nie sposób zaliczyć do żelaznego elektoratu tej partii. Natomiast media związane z opozycją wyraźnie akcentowały tematy kulturowe, od LGBT po antyklerykalizm. I to rozstrzygnęło. PiS udało się zmobilizować dodatkowych wyborców, natomiast Koalicja Europejska dostała dokładnie tyle, ile wynikało z układu koalicyjnego. Personalnie zwycięzcami mogą więc czuć się Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Wybory do PE: Zmiany na listach PiS. Patryk Jaki wystartuje ze Śląska?
Polityka
Fogiel: Nowa władza łamanie prawo. W PiS nigdy nie było pobłażania
Polityka
Jan Strzeżek: Wybory na prezydenta Warszawy już się rozstrzygnęły
Polityka
Dlaczego ABW zasłoniło kamery monitoringu w domach Ziobry? Siemoniak wyjaśnia
Polityka
Adrian Zandberg o Szymonie Hołowni: Przekonał się na czym polega "efekt Streisand"