Kurdowie mieli wpuścić syryjską armię do Manbidżu, aby zniechęcić Turków do podjęcia ofensywy przeciwko kurdyjskim milicjom w tym regionie. Sojusznikami Baszara el-Asada w walce o odzyskanie kontroli nad terytorium kraju są Rosja i Iran.

Tymczasem rzecznik formacji syryjskich wspieranych przez Turcję, Youssef Hammoud, poinformował, że działający w sojuszu z Turkami syryjscy rebelianci umocnili swoje pozycje na linii frontu w rejonie Manbidż, w tym w tych miejscach, gdzie miejsce Kurdów zajęła armia Syrii.

Turcja od pewnego czasu zapowiada podjęcie ofensywy przeciwko Kurdom w północnej Syrii. Po ogłoszeniu przez prezydenta Donalda Trumpa decyzji o wycofaniu wojsk USA z Syrii, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że do ofensywy dojdzie po wycofaniu się Amerykanów z tego regionu (na co - według jego słów - będą potrzebować około miesiąca).

Według Hammouda syryjska armia nie weszła do miasta Manbidż, a jedynie umocniła swoje pozycje na południe i zachód od miasta.

- Zajmujemy wysunięte posterunki wzdłuż całej linii frontu w rejonie Mandżib. Wzmocniliśmy nasze pozycje i oczekujemy sygnału do rozpoczęcia bitwy - podkreślił.