Polityczne trzęsienie ziemi w sejmikach wojewódzkich

Polacy postawili na zmiany, stery władzy w połowie regionów trafią w nowe ręce. Czy to polityczne przetasowanie oznacza także zmianę kierunków dotychczasowego rozwoju regionalnego?

Publikacja: 29.10.2018 01:30

Polityczne trzęsienie ziemi w sejmikach wojewódzkich

Foto: AFP

Spodziewaliśmy się dobrego wyniku, ale nasz optymizm nie zakładał aż tak dużego – mówi nam Władysław Ortyl, marszałek województwa podkarpackiego.

Prawo i Sprawiedliwość na Podkarpaciu zdobyło 52-proc. poparcia, co jest najlepszym wynikiem w całym kraju (nikt i nigdzie nie uzyskał lepszego) i przełożyło się na aż 25 mandaty w 33-osobowym sejmiku. Będzie więc mogło dalej rządzić i to prawdopodobnie pod przywództwem marszałka Ortyla.

– Nasz wynik cieszy tym bardziej, że dotychczas byliśmy jedynym województwem rządzonym przez PiS i  wszystkie oczy zwrócone były na nas. Okazało się, że mimo wielu przeciwności i czasami trudnych decyzji daliśmy radę. Mieszkańcy wysoko ocenili naszą pracę, pokazali, że nie chcą kłótni i walki politycznej, chcą spokoju i stabilizacji. Dotrzymaliśmy słowa, więc otrzymaliśmy mandat na dalszą realizację naszego programu – dodaje Ortyl.

Nagonka na ludowców

Oprócz Podkarpacia PiS wygrało wybory samorządowe 2018 jeszcze w ośmiu województwach. Nie jest jeszcze przesądzone, że wszędzie obejmie stery władzy, ale pięć sejmików (z Podkarpaciem to razem sześć) ma już zagwarantowane. Przewaga nad konkurentami okazała się na tyle duża, że PiS zdobył ponad 50 proc. miejsc w sejmiku i może samodzielnie rządzić. Chodzi o województwa świętokrzyskie, podlaskie, łódzkie, lubelskie i małopolskie.

– Na wynikach na pewno mocno zważyła strategia PiS „zabijania" PSL – komentuje dla „Życia Regionów" Sławomir Sosnowski, obecny marszałek województwa lubelskiego z PSL. Ludowcy w wyborach 2014 zdobyli 32,4 proc. głosów, pokonując o włos PiS – 31,2 proc; w wyborach 2018 – ludowcy dostali już tylko 19 proc., za to PiS poprawił znacznie swój wynik – 44 proc.

Cywilizacyjny skok nie pomógł

– Obserwowaliśmy najazd polityków tej partii na nasz region, w tym premiera i ministrów, z kłamliwym przekazem uderzającym główne w PSL. Do tego rząd ma wsparcie telewizji publicznej, która jest głównym medium oglądanym przez mieszkańców wsi. W efekcie nie wszystkie brednie i oszczerstwa, nie wszystkie ataki udało się nam odeprzeć i niestety mieszkańcy, szczególnie na obszarach wiejskich, dali się im zwieść – wylicza rozgoryczony.

Zdaniem Sosnowskiego negatywna cenzurka, jaką wyborcy wystawili dotychczasowym władzom regionu, nie ma wiele wspólnego z merytoryczną oceną ich pracy. – Ostatnie lata to cywilizacyjny skok w rozwoju Podlasia, zarówno w zakresie infrastruktury, jak i rozwoju społecznego – wtóruje też Jerzy Leszczyński, marszałek województwa podlaskiego, też polityk PSL. – Mieszkańcy to widzą, zresztą ja jako marszałek po czterech latach pracy otrzymałem o 50 proc. więcej głosów niż w poprzednich wyborach. To chyba istotny wskaźnik pokazujący, że o wynikach wyborów w tym roku przeważyła negatywne propaganda wobec PSL oraz polityka krajowa – analizuje.

PSL na Podlasiu dostało dziś ok. 15,7 proc. (wobec 27,5 proc. w 2014 r.), a PiS – 41,6 proc. (wobec 33,7 proc. w 2014 r. ).

Koalicyjne wątpliwości

Z kolei w trzech regionach – Mazowsze, Śląsk i Dolny Śląsk – PiS wygrało wybory, ale by objąć władzę musi poszukać koalicjanta. W każdym z tych województw sytuacje jest niejednoznaczna i jeszcze wszystko może się zdarzyć.

W sejmiku dolnośląskim zasiądzie 14 osób z PiS, a z koalicji KO–PSL – dokładnie tyle samo. Siłą rozstrzygającą okażą się więc radni z komitetu Bezpartyjni Samorządowcy, którzy zdobyli aż sześć mandatów. Pozostałe dwa miejsce obsadzą przedstawiciele komitetu „Z Dutkiewiczem dla Śląska".

– Na Dolnym Śląsku Bezpartyjni Samorządowcy są kluczową reprezentacją społeczną, która będzie decydować o kształcie nowego zarządu województwa – przyznaje Michał Nowakowski z tego komitetu. – Zachowamy obecnego, bardzo dobrego gospodarza regionu Cezarego Przybylskiego na stanowisku marszałka województwa, ponieważ to gwarant skutecznego i zrównoważonego rozwoju Dolnego Śląska – zaznacza, choć nie deklaruje do jakiej partii – PiS czy KO przyłączą się Bezpartyjni Samorządowcy (marszałek Przybylski też tu należy). – Otrzymaliśmy od Dolnoślązaków wielkie zaufanie. Bezpartyjność to wielka wartość w samorządzie, stoimy na straży przekonania, że o tym, jak mają rozwijać się regiony, powinno się decydować właśnie lokalnie, najbliżej mieszkańców – podkreśla Nowakowski.

Za zachodzie bez zmian

Na Śląsku PiS ma 22 mandaty, Koalicja Obywatelska – 20, PSL – 1, SLD zaś – 2. By skutecznie rządzić, PiS musiałby przekonać do siebie polityków lewicy lub ludowców, a ci ostatni już zapowiedzieli, że w żadne koalicje z partią Jarosława Kaczyńskiego nie będą wchodzić. Z kolei na Mazowszu PiS ma 24 mandaty, KO – 18, PSL – 8, a inne komitety – 2. Sprzymierzona koalicja KO–PSL to 26 głosów w 51-osobowej radzie, co dawałoby lekką przewagę. Możliwe więc, że Adam Struzik (PSL), który jest marszałkiem Mazowsza od 2001 r., ponownie obejmie tę funkcję.

Charakterystyczne, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało w tegorocznych wyborach we wschodnio-południowej Polsce, zaś w zachodnio-północnej bezapelacyjnym zwycięzcą okazała się Koalicja Obywatelska, czyli połączone siły Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej.

– Cały czas wierzyłem w zwycięstwo, niezależnie od tego, że sondaże regionalne w niektórych przypadkach dawały nawet 10 pkt proc. przewagi PiS – komentuje Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego, gdzie KO zdobyła 32 proc. głosów, o 5 pkt proc. więcej niż PiS. – W społeczeństwie zachodniopomorskim zawsze dominowały otwartość, tolerancja, przywiązanie do wolności, a więc wszystkie te cechy, które na co dzień stara się dyskredytować Prawo i Sprawiedliwość.

Polityczyny plebiscyt

Także zdaniem Geblewicza, w tegorocznych wyborach dużą rolę odegrała polityka. – Na wynik na pewno wpływ miały słynne już słowa kandydata PiS na prezydenta Szczecina, że miasto straciło na członkostwie w Unii Europejskiej. To pokazało antyunijną twarz PiS obierającego kurs na polexit, co nie spodobało się mieszkańcom Pomorza Zachodniego – uważa. Jego zdaniem, wiele osób podczas kampanii uzmysłowiło też sobie, że zapowiedzi o budowie wielkiej stoczni szczecińskiej, budowie flotylli promów, łodzi podwodnej, to „wszystko bajki na użytek taniej propagandy".

– Wybory do sejmików od zawsze były nierozerwalnie związane z polityką ogólnopolską – zauważa też Marek Woźniak, marszałek Wielkopolski. – Jednak w tym roku był to wybitnie plebiscyt polityczny, Polacy deklarowali tu swoje polityczne sympatie, tak jak to robią w wyborach parlamentarnych. Ofertą programową dla Wielkopolski, przedstawioną przez poszczególne komitety, nikt nie był specjalnie zainteresowany – wyjaśnia.

W Wielkopolsce KO może liczyć na 15 mandatów (a razem z PSL na 22 mandaty), wobec 13 zdobytych przez PiS. Woźniak dodaje, że Wielkopolanie to bardzo prounijne i prosamorządowe społeczeństwo, co jest przeciwieństwem oferty PiS idącej w kierunku centralizacji władzy publicznej i powątpiewania w wartości wspólnoty unijnej.

– Dla nas niezmiennie decentralizacja i samorząd są cenne – dodaje Woźniak.

Mandat zaufania

Koalicja Obywatelska wygrała (i wspólnie z PSL może dalej rządzić) także w województwach: pomorskim, lubuskim, opolskim, kujawsko-pomorskim oraz warmińsko-mazurskim.

– Nie spodziewałam się tak rewelacyjnego poparcia, to absolutny rekord w 20-letniej historii naszego województwa – mówi „Życiu Regionów" Elżbieta Anna Polak, marszałek województwa lubuskiego, która zdobyła ponad 21 tys. głosów. – Muszę podziękować mieszkańcom za tak olbrzymi mandat zaufania. To przepustka do przyszłości i ocena dotychczasowej pracy. Mamy zdolność koalicyjną – 17 mandatów, co daje nam większość sejmikową. Trwają rozmowy na ten temat, ale jest duża szansa, że obecna koalicja będzie kontynuować swoją pracę.

– O  naszej wygranej przesądziła wiarygodność i rozpoznawalność – komentuje też Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego od 2006 r., który w tegorocznych wyborach uzyskał ogromną liczę głosów – ponad 68,5 tys. – Przez ostatnie lata nie siedzieliśmy zamknięci w urzędzie, tylko staraliśmy się być obecni w całym regionie, nawet w najmniejszych gminach, poprzez projekty i osobiste spotkania. Mieszkańcy nas znają i wiedzą na co nas stać. Można nam zaufać, że choć nie jesteśmy łatwym regionem, udaje się iść do przodu, choćby w zakresie zintegrowanego rozwoju obszaru bydgosko-toruńskiego – dodaje.

Bez gwałtownych ruchów?

Podsumowując, tegoroczne wybory do sejmików przyniosły ogromne zmiany na politycznej mapie samorządowej. Prawo i Sprawiedliwość wygrało w dziewięciu regionach i obejmie władze w co najmniej sześciu. W 2014 r. PiS wygrało w sześciu województwach, a objęło władzę w jednym. Pytanie jednak, czy takie polityczne trzęsienie ziemie oznacza także trzęsienie dla mieszkańców? Czy nowa władza w sejmiku oznacza zmianę dotychczasowej polityki rozwojowej w ich regionie?

Naszym rozmówcom trudno to ocenić. Jednak ich zdaniem, jeśli już, zmiany nie będą nagłe.

– Niezależnie od układów koalicyjnych, głębokie zmiany w Regionalnych Programach Operacyjnych nie są możliwe, gdyż zgodzić się na nie musiałaby Komisja Europejska – zauważa Olgierd Geblewicz. – Więc jeżeli do jakichś zmian miałoby dojść, to raczej kosmetycznych albo drobnych korekt. RPO to ważny instrument regionalnej polityki rozwojowej. Współfinansują one większość projektów inwestycyjnych prowadzonych przez miasta i gminy, a także samorząd wojewódzki.

Teoretycznie można by sobie wyobrazić, że nowy sejmik wstrzymuje dalsze konkursy w ramach RPO, czy też zatrzymuje w ogóle już trwające inwestycje, które uzna za nieefektywne. – W praktyce jednak przyniosłoby to, moim zdaniem, więcej strat niż korzyści – uważa marszałek Sosnowski. – Wymiana koni podczas wyścigu nie gwarantuje zwycięstwa, choć rzeczywiście możliwość ograniczenia tempa inwestycji przez nowe władze budzi nasz niepokój.

A może skoro PiS wygrał w Polsce wschodniej, to dorzuci na te „zaniedbane" tereny więcej publicznego grosza, co byłoby dla mieszkańców korzystnym rozwiązaniem? – Dla naszego regionu to wspaniała perspektywa, nie ma co ukrywać, wciąż mamy zapóźnienia i musimy gonić króliczka, czyli uciekające nam regiony rozwinięte – przyznaje Leszczyński.

Pytanie czy to jednak możliwe. Jak analizuje marszałek, Polska wschodnia już obecnie dostaje dodatkowe wsparcie z unijnego budżetu i więcej już tu nie uda się uzyskać. Większe pieniądze musiałby więc wyasygnować budżet krajowy, a ten ma ograniczone możliwości. – Niezależnie od wszystkiego, mam nadzieję, że nowe władze województwa będą tak samo dobrze dbać o rozwój naszego regionu jak my – podsumowuje marszałek Leszczyński.

Kto dostał najwięcej głosów

Największą liczbę głosów wyborach do sejmików uzyskał Adam Struzik, obecny marszałek woj. mazowieckiego. Na Mazowszu zagłosowało na niego aż 76,97 tys. osób. W Małopolsce zwyciężyła Maria Pieczarka, radna PiS w sejmiku małopolskim, 72,74 tys. głosów dało jej także drugie miejsce w kraju.

Najlepiej w swoich regionach i bardzo dobrze na tle kraju wypadli także: Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego – 68,54 tys. głosów, Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego – 67,57 tys., Marek Woźniak, marszałek Wielkopolski – 58 tys., czy Joanna Skrzydlewska, polityk PO, obecnie radna sejmiku łódzkiego i członek zarządu tego województwa – 56,84 tys.

Jak pokazuje powyższe zestawienie, nie zawsze obecny marszałek uzyskuje największe poparcie w swoim regionie. Oprócz woj. małopolskiego i łódzkiego, o takiej przegranej można też mówić w przypadku województw: opolskiego, podlaskiego, śląskiego, dolnośląskiego oraz lubelskiego. Na wyniki obecnych marszałków można także spojrzeć pod kątem uzyskanego poparcia w ich okręgach wyborczych. Tu najlepiej wypadli Piotr Całbecki, bo głosował na niego co drugi wyborca (49 proc. głosów w jego okręgu), Mieczysław Struk – co trzeci wyborca – oraz Marek Woźniak i Adam Jarubas (marszałek woj. świętokrzyskiego), na których głosowało po ok. 26 proc. osób w danym okręgu.

Spodziewaliśmy się dobrego wyniku, ale nasz optymizm nie zakładał aż tak dużego – mówi nam Władysław Ortyl, marszałek województwa podkarpackiego.

Prawo i Sprawiedliwość na Podkarpaciu zdobyło 52-proc. poparcia, co jest najlepszym wynikiem w całym kraju (nikt i nigdzie nie uzyskał lepszego) i przełożyło się na aż 25 mandaty w 33-osobowym sejmiku. Będzie więc mogło dalej rządzić i to prawdopodobnie pod przywództwem marszałka Ortyla.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego