To idzie młodość. Polscy mistrzowie świata

Na mistrzostwach świata młodzi zawodnicy powoli przejmują odpowiedzialność za reprezentację. Oby to był znak, że czekają nas kolejne tłuste lata. Obrona przez Polaków mistrzostwa świata zdaje się to potwierdzać.

Aktualizacja: 01.10.2018 13:29 Publikacja: 01.10.2018 00:01

Jakub Kochanowski atakuje znad siatki - jeden z tych młodych, którzy mają wygrywać z najlepszymi

Jakub Kochanowski atakuje znad siatki - jeden z tych młodych, którzy mają wygrywać z najlepszymi

Foto: Hristo Rusev/NurPhoto

Kiedy cztery lata temu Mariusz Wlazły zdobywał ostatni punkt w finale z Brazylią, katowicki Spodek poszybował na orbitę. Komentatorzy w telewizji krzyczeli „Jesteśmy mistrzami świata!". Kilka lat wcześniej ogłaszali, że reprezentacja Polski została mistrzem Europy. Pokolenie Wlazłego i Michała Winiarskiego wsparte doświadczeniem Krzysztofa Ignaczaka i Pawła Zagumnego z przytupem schodziło ze sceny.

Czytaj także:

Żukowski: Wróciła wiara w siatkarzy

Bosek: Kurek grał stratosferyczną siatkówkę

Polska mistrzem swiata: Vital Heynen i cud w Turynie

Winiarski, Wlazły i Zagumny po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata ogłosili zakończenie reprezentacyjnych karier. Radość z wywalczonego tytułu mieszała się u kibiców z obawami o przyszłość polskiej kadry. Kto weźmie odpowiedzialność za wyniki i czy będzie on w stanie zagwarantować odpowiedni poziom sportowy? Przecież ani polskich kibiców, ani władz Polskiego Związku Piłki Siatkowej nie zadowala przeciętność. Kiedy Stéphane Antiga wygrywał z reprezentacją Polski złoto jako selekcjoner, był noszony przez kibiców na rękach. Kiedy jednak dwa lata później prowadzona przez niego drużyna odpadła w ćwierćfinale turnieju olimpijskiego, francuski szkoleniowiec musiał się pożegnać z posadą.

Brazylijska przymiarka

Już wtedy o miejsce w składzie do końca walczyło kilku młodych zawodników. Do Brazylii polecieli m.in. Bartosz Bednorz i Mateusz Bieniek. Artur Szalpuk i Aleksander Śliwka odpadli niemal na ostatniej prostej.

Selekcjoner Polaków Vital Heynen na turniej do Bułgarii zabrał teraz tę dwójkę, i postawił na jeszcze młodszych: Bartosza Kwolka oraz Jakuba Kochanowskiego. Kolejny młody przyjmujący Tomasz Fornal odpadł na ostatniej prostej.

– W to, że Śliwka, Szalpuk albo Kwolek trafią prędzej czy później do pierwszej reprezentacji, chyba nikt nie wątpił. Jestem przekonany, że już niedługo dołączy do nich Bartłomiej Lemański. Pracowałem z tymi zawodnikami w ONICO Warszawa. Ale chyba największe zasługi ma Jacek Nawrocki, który ich prowadził w Spale – mówi „Życiu Regionów" Jakub Bednaruk, obecnie szkoleniowiec grającego w PlusLidze Chemika Bydgoszcz.

Wszyscy grali wcześniej w reprezentacjach, które zdobywały medale na imprezach juniorów czy kadetów. Ich osiągnięcia automatycznie zestawiano z tymi z czasów Sebastiana Świderskiego czy Winiarskiego, którzy również jako kilkunastoletni chłopcy byli najlepsi na świecie. Jak się okazało wejście do dorosłej siatkówki dla obecnego młodego pokolenia było równie udane - w niedzielę Polacy, po wygraniu z Brazylią w pięknym stylu, obronili tytuł mistrzów świata.

– Pamiętam, jak objąłem kadrę złożoną z roczników 1993–94. Byli w niej Maciej Muzaj, Mateusz Bieniek, Marcin Janusz. Później prowadziłem również roczniki 1995–96, gdzie byli Śliwka, Kamil Szymura, Szalpuk, Bartek Lemański. Pracowałem również z Kochanowskim, Kwolkiem. Widać było, że ci zawodnicy będą grali na najwyższym poziomie, bo powoływaliśmy ich do reprezentacji juniorów już wtedy, gdy byli w wieku kadetów. Jako młodzi chłopcy radzili sobie wśród seniorów na poziomie I ligi. To były symptomy, że mają umiejętności, choć trzeba było poczekać na ich rozwój, który nie zawsze następuje – mówi „Życiu Regionów" Jacek Nawrocki, obecnie trener reprezentacji siatkarek.

Wielu trenerów różnych dyscyplin sportu podkreśla, że talent to tylko jeden z elementów potrzebnych do odniesienia sukcesu. Niezbędne są jeszcze ciężka praca i trenerzy z wizją, którzy popchną młodych sportowców we właściwą stronę, a kiedy trzeba, sprowadzą na ziemię, żeby za szybko nie uwierzyli w to, że już wszystko umieją i są najlepsi na świecie.

Drużyna Kochanowskiego i Kwolka przez kilka lat nie przegrała meczu, zwyciężając w kilku kolejnych turniejach. Licznik dobił do 48 spotkań, włącznie z finałem mistrzostw świata juniorów, które w zeszłym roku odbywały się w Czechach i na Słowacji. – Po wygraniu mistrzostw Europy kadetów i mistrzostw świata kadetów, kiedy spotykaliśmy się z naszymi rywalami w starszych rocznikach, to w przeciwnikach było coraz mniej wiary w to, że można z nami wygrać. Nasi chłopcy z kolei, wygrywając wielkie turnieje, budowali pewność siebie – mówi „Życiu Regionów" trener Sebastian Pawlik, który doprowadził młodych siatkarzy do złota mistrzostw świata.

Obaj szkoleniowcy zgodnie podkreślają, że nowe pokolenie polskich siatkarzy nie boi się ciężkiej pracy i jest świadome, czego potrzeba do sukcesu. – Praca z tymi chłopcami to była olbrzymia przyjemność, ze względu na ich samoświadomość. Potrafili przyjąć metody treningowe, które mogły się wydawać nużące i zaakceptować, że poranny i popołudniowy trening rozpoczynaliśmy od ćwiczenia przez godzinę przyjęcia zagrywki. Oni to robili, jednocześnie bawiąc się i rywalizując. Byli to też chłopcy bardzo waleczni, niekoniecznie grzeczni, ale bez tego nie doszliby tam, gdzie są obecnie. Nie przypominam sobie jednak kłopotów wychowawczych – wspomina trener Nawrocki.

Wielu z tych młodych zawodników przyjeżdżało trenować do Spały. Pochodzili głównie z ośrodków, gdzie męska siatkówka od wielu lat stoi na najwyższym poziomie, ale byli też tacy jak Tomasz Fornal czy Marcin Komenda (pochodzą z Krakowa) albo Kwolek, który pierwsze kroki stawiał w Płocku. Podobno mają przynajmniej jedną, wspólną cechę. Bardzo interesują się siatkówką. To nie jest dla nich praca, która kończy się wraz z końcem treningu.

Na razie patrzcie na mistrzów

– Zainteresowanie internetem, komputerem jest powszechne wśród młodzieży, pochłania dużo czasu, ale moi chłopcy z rocznika 1997 poświęcali dużo czasu na oglądanie starszych zawodników. Na początku staraliśmy się pokazywać im drogę. Mówiliśmy: „Popatrzcie na tego lub innego gracza', robiliśmy stopklatki. Zawodnicy interesowali się, kto jaką techniką atakował, starali się wybierać zagrania i dopasowywać do możliwości – mówi „Życiu Regionów" trener Pawlik, który teraz pracuje w sztabie selekcjonera Vitala Heynena.

Na to samo zwraca uwagę także trener Bednaruk, który wielu z tych młodych zawodników wprowadzał do siatkówki seniorskiej. Liga jest dzisiaj dużo bardziej profesjonalna niż w czasach, kiedy zaczynał on i jego koledzy. Młodzież patrzy na to i nie zna innego, siatkarskiego świata, chociaż Warszawa czy Trójmiasto oferują różne pokusy i łatwo byłoby zboczyć z dobrej drogi. – Na tych młodych kolorowe neony nie robiły wrażenia. Oczywiście, możesz się poczuć królem życia, kiedy przeprowadzisz się sam do stolicy i masz co miesiąc kilka tysięcy złotych, ale ci chłopcy bardziej niż dyskoteką interesowali się tym, czy dobrze dobrali odżywki. Raz tylko spotkałem jednego z nich w klubie „Enklawa", ale to było już po zakończeniu sezonu – mówi Bednaruk.

Młodzi zawodnicy muszą dostać swoją szansę, a często jest tak – i to dotyczy wszystkich gier zespołowych – że trenerzy wolą postawić na sprawdzonych, doświadczonych graczy, po których wiadomo, czego się spodziewać. Który szkoleniowiec zaryzykuje, gdy trzeba zdobywać punkty, kibice na trybunach się niecierpliwią, a prezes patrzy wymownie?

Młodych wpuszcza się na parkiet, gdy spotkanie jest już rozstrzygnięte albo gdy sytuacja finansowa tego wymaga. Szalpuk, Śliwka, Kwolek czy Lemański podobno nie zadawali pytań o wysokość kontraktu. Dla nich najważniejsze było to, by móc grać i pokazać się w PlusLidze.

– Te roczniki dużo zyskały na tym, że przez kilka lat PlusLiga była zamknięta. Nikt się nie bał spadku, można było stawiać na młodych, inwestować w nich. Warto policzyć, ilu młodych wejdzie do gry, kiedy znów będzie można spaść klasę niżej – mówi Bednaruk, szkoleniowiec Chemika Bydgoszcz.

Dobrych nie brakuje

Nie zawsze jednak zderzenie z seniorską siatkówką było lekkie, łatwe i przyjemne. PlusLiga to rozgrywki bardzo trudne, w składach wielu drużyn są reprezentanci swoich krajów. O miejsce na parkiecie trzeba walczyć do upadłego, a czasami pogodzić się z tym, że piłka po przyjęciu zagrywki leci w trybuny, a blok jest tak szczelny i twardy, że po własnym ataku można oberwać w twarz.

Aleksander Śliwka sezonu 2015–2016 na pewno nie wspomina najlepiej. Był w składzie niezwykle mocnej Asseco Resovii, ale często miał problemy z miejscem w drużynie i zdarzało się, że mecze oglądał z trybun.

To wszystko działo się po udanym, rocznym pobycie w AZS Politechnice Warszawskiej (dziś ONICO Warszawa), więc taki spadek w hierarchii na pewno nie był dla niego miłym doświadczeniem. Odżył dopiero po przeprowadzce do Indykpolu AZS Olsztyn, gdzie pod wodzą Andrei Gardiniego stał się jednym z najlepszych polskich przyjmujących.

Kwolek próbował się przebijać w drużynie Jastrzębskiego Węgla. Zauważył go słynny Włoch Lorenzo Bernardi i zaczął zapraszać na treningi pierwszego zespołu. Grali tam wtedy m.in. reprezentant Włoch Michał Łasko czy Polski Krzysztof Gierczyński. Po zajęciach, które szczególnie dały mu w kość, miał podejść do szkoleniowca i powiedzieć „Trenerze, oni są dla mnie za mocni". Chociaż walcząc z seniorami, uczył się bardzo wiele, to jednak wolał wykonać krok w tył i przeniósł się do SMS Spała, a stamtąd trafił do Warszawy, pod opiekę trenera Bednaruka.

Tam jednak też nie dostał miejsca w składzie z urzędu za talent, bo szkoleniowiec wychodził z założenia, że najgorsze, co można byłoby zrobić z młodym zawodnikiem, to go zagłaskać. To, że był częścią drużyny, która w rozgrywkach juniorskich wygrała 48 meczów z rzędu, wśród seniorów nic nie znaczy, a poza tym zawsze w takiej sytuacji warto sprawdzać, jak mocne w danym roczniku są Brazylia i Rosja – potencjalnie najgroźniejsi rywale.

– Kwolek grał wtedy, kiedy na to zasługiwał. Byłoby błędem, jeśli dostałby miejsce za darmo. Wychodziłem z założenia, że trzeba szybko sprowadzić na ziemię juniorów, żeby nie wydawało im się, że są wielcy. Różnie reagowali, bo każdy chce być głaskany. Pierwsze dwa miesiące to było ciepłe wprowadzenie w drużynę, ale w pewnym momencie przestawało być przyjemnie. Oczywiście, młody może się obrazić, jeśli usłyszy kilka słów na swój temat. Chłopcy, którzy w wieku 19 lat wygrywają z rówieśnikami i zewsząd słyszą, że mają wielki talent, muszą się szybko odbić od ściany i bywało, że niektórzy na mnie psioczyli. To jest jednak wychowanie do późniejszego grania. Nie zawsze głaskanie jest najlepszym rozwiązaniem. Wiem od moich kolegów, że w podobny sposób pracują. Bywały momenty, w których z Szalpukiem czy Śliwką nie było przyjemnie. Kto wie, czy Kwolek nie wybił się dlatego, że dostał szkołę życia. Gdybym mógł, jeszcze raz postępowałbym tak samo. Cieszę się, że ci zawodnicy doszli do poziomu, który obecnie reprezentują – mówi „Życiu Regionów" Bednaruk.

Kryzys czy tylko dołek

Kiedy w zeszłym roku reprezentacja Polski zanotowała wpadkę na mistrzostwach Europy, których była gospodarzem (Polacy ulegli Słowenii 0:3 w barażach o awans do ćwierćfinału), pojawiły się głosy, że polską siatkówkę w męskim wydaniu czeka kryzys. Trener Nawrocki, który doskonale znał młodych zawodników, uspokajał jednak, że sytuacja jest pod kontrolą. Dzisiaj to zdanie podtrzymuje.

– Oni przejmą pałeczkę w sztafecie pokoleń. Nie mam co do tego wątpliwości. Wielu z nich może być liderami w przyszłości, bo mają bardzo dużą świadomość tego, co chcą osiągnąć. Na pewno wśród przyszłych liderów można wymienić Olka Śliwkę czy Kubę Kochanowskiego, ale mógłbym spokojnie wskazać jeszcze kilku chłopców. Roczniki 1995–98 będą trzonem kadry, to będzie fajna mozaika osobowości, które na pewno zapiszą się kibicom w pamięci. Dla nich siatkówka jest najważniejsza. Roczniki 1995–98 to będzie trzon kadry. Już niedługo ma do nich dołączyć Wilfredo Leon. Nie widzę żadnego zagrożenia. Twierdzę, że przez wiele lat będziemy w światowej czołówce, na wszystkich dużych imprezach. Trudno byłoby taki potencjał zepsuć – mówi trener Nawrocki.

Kiedy cztery lata temu Mariusz Wlazły zdobywał ostatni punkt w finale z Brazylią, katowicki Spodek poszybował na orbitę. Komentatorzy w telewizji krzyczeli „Jesteśmy mistrzami świata!". Kilka lat wcześniej ogłaszali, że reprezentacja Polski została mistrzem Europy. Pokolenie Wlazłego i Michała Winiarskiego wsparte doświadczeniem Krzysztofa Ignaczaka i Pawła Zagumnego z przytupem schodziło ze sceny.

Czytaj także:

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
PlusLiga. Rusza gra o finał. Kto powalczy o mistrzostwo Polski?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Siatkówka
Ekspresowa faza play-off w PlusLidze. Kluby pomagają reprezentacji Polski
Siatkówka
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle potrzebuje cudu. W przyszłym sezonie pomoże Bartosz Kurek
Siatkówka
Bogdanka LUK Lublin i Wilfredo Leon. Nowa potęga na mapie polskiej siatkówki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Siatkówka
ZAKSA w coraz gorszej sytuacji. Co się dzieje z wicemistrzem Polski