Raz na ludowo, dwa na nowocześnie

Produkty i projekty z wykorzystaniem tradycyjnego wzornictwa są szansą dla lokalnych firm i rzemieślników. Ich wyroby udowadniają, że regionalne motywy nie muszą budzić cepeliowskich skojarzeń.

Publikacja: 05.09.2018 12:30

W łódzkich czapkach z napisem „Cześć”, koszulkach „Kura domowa” lub „Zołza” oraz z torbami „Sprawunk

W łódzkich czapkach z napisem „Cześć”, koszulkach „Kura domowa” lub „Zołza” oraz z torbami „Sprawunki” chodzi się jak kraj długi i szeroki

Foto: shutterstock

Klaudia Roksela pochodzi z Pszczyny i wraz z importowanym z Krakowa mężem Krzysztofem prowadzi gryfnie.com – serwis informacyjny oraz sklep z „okołośląskimi" artykułami w jednym. Gryfnie (znaczy pięknie) pozwala się zanurzyć we współczesnym Śląsku i miejscowej gwarze, bo wszystko tu jest opisywane po śląsku – aktualności, kulinaria, ciekawostki historyczne i turystyczne. Dlatego sklep z artykułami – w znacznej części własnej produkcji – nazywa się gyszeft.

– Rychtujymy roztomajte rzeczy, kiere cołki robiymy u nos w Polsce. Bierymy do roboty polski szwoczki i drukarnie, bo przeca u nos je wszyjstko nojlepsze – mówi Klaudia Roksela, by dodać, już literackim językiem: – Na Śląsku zlecamy produkcję etykiet, kartek, plakatów i gier. Nasze koszulki i torby szyjemy pod Łodzią. Mamy producentów w całej Polsce, ale zaczynamy poszukiwania od Śląska, bo jest najbliżej. Zawsze można podjechać i sprawdzić produkcję na poszczególnych etapach. Dzięki temu unikamy źle wykonanych rzeczy i dajemy zarobić osobom, które mieszkają blisko nas. Dbamy o najbliższe otoczenie.

Zarabiają lokalne firmy i specjaliści. Gryfnie korzysta z usług młodej śląskiej projektantki i bardzo sobie chwali dobre z nią porozumienie. Wcześniej firma zatrudniała ilustratorów z całej Polski i chociaż współpraca układała się dobrze, nie było tak bliskiego kontaktu, jaki jest teraz.

Rokselowie chcą robić rzeczy, dzięki którym Ślązacy, i nie tylko, pokochają Śląsk, pomyślą o nim i poznają chociaż trochę. Asortyment się rozrasta. To już nie tylko koszulki i torby ze śląskimi słowami, ale także książki o Śląsku i po śląsku, gry planszowe i karciane, ceramika.

– Czasem wydaje mi się, że mamy dosłownie wszystko: mydło i powidło. Od miodu ze Śląska, przez czapki, rajtuzy i skarpety, po śląskie smakołyki, pluszaki, ręcznie wykonywane kubki, biżuterię z węgla – wylicza Klaudia Roksela. – Czego sami nie potrafimy zrobić, kupujemy od innych producentów.

Wygląda na to, że towaru będzie coraz więcej, bo pomysłów nie brakuje. Czasem tylko zdarzają się przeszkody obiektywne w postaci dolnej granicy zamówienia. Tak było w przypadku gumki do ścierania w kształcie kluski śląskiej – minimalny nakład okazał się zbyt wysoki.

Śląska rzecz

Gumki śląskiej na razie nie ma, ale na firmowej stronie WWW można przejrzeć obszerny katalog produktów i zamówić wszystko online. Mimo to, jak przyznaje Klaudia Roksela, firma skupia się na sprzedaży stacjonarnej. – Otworzyliśmy dwa sklepy w Katowicach, jeden, w którym sprzedajemy śląskie prezenty, czyli Gryfnie, a drugi bardziej poświęcony polskiemu designowi i architekturze, który nazywa się Biksa. W czerwcu ruszyliśmy również ze sklepem w Gliwicach, a na przełomie września i października planujemy jeszcze jeden w Rybniku. Widzimy, że sprzedaż stacjonarna jest bliższa ludziom niż internetowa – nasi klienci mają w ten sposób kontakt z żywą godką śląską i lokalną kulturą. Choć w sklepie internetowym staramy się przemycić trochę śląskości, nie jest to takie naturalne jak w przypadku sprzedaży bezpośredniej – dodaje.

Intrygujących śląskich rzeczy nie brakuje. Katowicka Fabrika Absoluta wytwarza smoliście czarne kosmetyki Sadza Soap z dodatkiem węgla aktywnego, za to z minimalną ilością chemikaliów. Mydło Sadza do złudzenia przypomina bryłę węgla i, jak reklamują po śląsku producenci, „niby marasi, a myje".

Węgiel wykorzystywany jest też w pracowni I Coal You na katowickim Nikiszowcu, gdzie wytwarza się karbonową biżuterię. Ten węgiel też nie brudzi, a świetnie komponuje się ze srebrem.

Śląska Rzecz to również nazwa organizowanego od kilkunastu lat w Cieszynie konkursu na najlepiej zaprojektowane przedmioty z regionu. Część z nich to funkcjonalne wzory nienawiązujące do historii czy tradycji, jak nowoczesne łóżko szpitalne z Łodygowic albo panele akustyczne z Bielska-Białej – oba projekty zostały nagrodzone w ostatniej edycji. Ale są tu też rzeczy, które całym swoim jestestwem przypominają o tym, skąd pochodzą.

Weźmy porcelanowy serwis Kolekcja Śląska z motywem Beboka autorstwa Niny Dudy. Katowicka Porcelana Bogucice wykonuje wiele tradycyjnych zestawów pasujących do mieszczańskich salonów Europy, jednak to właśnie Beboka wyróżniono w konkursie. Bohater czarno-białej serii jest słowiańskim demonem, który według ludowych wierzeń z Górnego Śląska mieszka w okolicach zabudowań i do brudnego worka porywa dzieci, które nie słuchają rodziców. Znaki szczególne Beboka to wielki pysk, ostre zęby i owłosione kopyta. Niektóre co agresywniejsze Beboki dodatkowo tłuką kijem. Aby się od tego uchronić, wystarczy być grzecznym. I to bardzo, bo w Kolekcji Śląskiej są jeszcze inni: Utopiec, Południca, Nocnica, Strziga, Heksa i Skarbnik. Tylko po tym ostatnim można się spodziewać czegoś dobrego.

Wiedno Kaszëbë

Regionalna tradycja się sprzedaje, zwłaszcza w krótkich seriach, bo daje poczucie wyjątkowości od sieciówkowej reguły.

Od 2014 roku w Kościerzynie działa Farwa – galeria i pracownia kaszubska. W asortymencie typowe rękodzieło – biżuteria, ozdoby, grafika. Ale także odzież oraz trampki malowane w kaszubskie motywy, które, jak mówi Angelika Szulfer, właścicielka i projektantka, świetnie chwyciły. – Maluję je już trzy lata i cały czas jest zainteresowanie – dodaje.

Wszystkie sprzedawane tu prace są autorskim dziełem, choć od inspiracji istniejącymi już motywami nie da się uciec, w końcu mówimy o sztuce tradycyjnej.

Obok wzorów regionalnych, którymi artystka ozdabia zawsze modne lniane koszule (len jest polski – zapewnia), powodzeniem cieszą się też T-shirty z kaszubskimi słowami. A to oznacza, że przed wizytą na północy warto sprawdzić, co mogą znaczyć słowa „Wiedno Kaszëbë" na czyjejś piersi, tym bardziej że kaszubski, jako jedyny w Polsce, ma status języka regionalnego.

Z kaszubskiego słownika autorka zaczerpnęła też nazwę swojej galerii – Farwa oznacza barwę. Nie mogło być inaczej – Angelika Szulfer jest rodowitą Kaszubką, a w swoich wzorach wykorzystuje tradycyjną lokalną kolorystykę – trzy odcienie niebieskiego uzupełnione żółcią, zielenią, czerwienią i czernią.

Farwa działa na małą skalę – to raczej rękodzieło, a nie przedsiębiorstwo, nie wytwarza się tu niczego na masową skalę. W magazynie jest po kilka–kilkanaście sztuk poszczególnych wzorów. Klientela dopisuje, rekrutując się zarówno spośród ludności lokalnej i krajowej, jak i obywateli zagranicznych. Stąd sprzedaż internetowa i stacjonarna dobrze się uzupełniają.

Szyjemy w Łodzi

Może Farwa się rozwinie, a może jej założycielka woli pozostać w tej niszy, w której jest teraz. Wzory do naśladowania są, bo przykładów udanej ekspansji nie brakuje.

W 2009 roku Justyna Burzyńska i Maciej Lebiedowicz otworzyli w Łodzi sklep Pan tu nie stał, gdzie sprzedawali T-shirty z oryginalnymi nadrukami. Niebawem poszerzyli ofertę o inne – jak mówią – głupie głupoty i durne durnoty. W efekcie mają dziś lokale także w Warszawie i Krakowie plus przebogaty asortyment w sklepie online. W ich czapkach z napisem „Cześć", koszulkach „Kura domowa" lub „Zołza" oraz z torbami „Sprawunki" chodzi się jak kraj długi i szeroki.

Chociaż założyciele PTNS chcieli, żeby ich sklep wyglądał jak mieszkanie wyjęte żywcem z lat 70. – z meblościanką i tureckim dywanem – podkreślają, że nie inspiruje ich PRL, ale polskie projektowanie. – Słowa, których używamy w naszych produktach: cześć, dziadostwo, Jan Kowalski, art. spożywcze, nie są zarezerwowane dla PRL. Inspirują nas też określenia, które wyszły już z obiegu, np. sprawunki, bonifikata, oraz świetne polskie ilustracje, liternictwo, grafika użytkowa i ogólnie pojęta kultura dnia codziennego – wyjaśniają.

Nie bez przyczyny więc Pan tu nie stał ma na koncie współpracę z wybitnymi polskimi grafikami.

– Pan Bohdan Butenko zaprojektował dla nas nadruk na koszulkę „Cześć", a panowie Janusz Stanny i Piotr Młodożeniec – plakaty reklamowe – wylicza Maciej Lebiedowicz.

Wzory nie są inspirowane łódzkimi motywami, jednak prawie cały asortyment jest produkowany w mieście. – Nie wychodzimy poza granice powiatu – podkreślają w PTNS, co zdaje się przeczyć utartej opinii, że łódzkie włókiennictwo upadło i już się nie podniosło.

– Takie przedsiębiorstwo jak nasze to tylko kropla w morzu całej produkcji włókienniczej regionu, szyją tu przecież naprawdę wielkie firmy. Łódzkie to wciąż największe zagłębie włókiennicze w kraju – żeby się przekonać, wystarczy pojechać np. do Aleksandrowa Łódzkiego, gdzie producenci rajstop czy skarpet są właściwie na każdej ulicy – mówi Lebiedowicz.

Słowo i ciało

W Galerii Wzornictwa Polskiego otwartej niedawno w warszawskim Muzeum Narodowym znalazła się seria opakowań inspirowana tradycyjnymi motywami Podhala. Pod wspólnym szyldem Smaki Podhalańskie mamy tu karton i butelkę na mleko, papierową torbę na pieczywo, słoiki na miód i konfitury, opakowania na oscypek, bryndzę i masło – wszystkie białe i proste, a każde z innym góralskim motywem. Autorzy z krakowskiego studia Nobo Design wykorzystali nie tylko oczywisty wzór parzenicy, ale przyjrzeli się także starym drewnianym formom do sera, mosiężnym spinkom do mankietów, oparciom krzeseł. Elementy zdobnicze sprzed 100 lat odbyły podróż w czasie.

– Smaki Podhalańskie wciąż czekają na wdrożenie. Szukamy partnera, który byłby gotowy wprowadzić na polski rynek nową markę oferującą najlepsze produkty spożywcze z Podhala – mówi Piotr Wiśniewski z Nobo Design.

Krakowska pracownia ma też w dorobku projekt gry edukacyjnej „Hoh dih!", nawiązującej do odradzającej się tradycji języka wilamowskiego, którym od 800 lat mówią mieszkańcy miasteczka leżącego w powiecie bielskim.

Wilamowski (wymysiöeryś) używany był tu powszechnie do 1945 roku. W efekcie powojennego zakazu – niepokornym zagrożono eksmisją na bruk, a nawet zsyłką do obozu pracy – język nie był przekazywany z pokolenia na pokolenie i zanikał. Zaczął się odradzać w latach dwutysięcznych, m.in. dzięki działalności Stowarzyszenia Wilamowianie, które – wraz z Nobo Design, Stowarzyszeniem Pracownia Etnograficzna oraz Wydziałem Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego – przygotowało projekt gry „Hoh dih!" (Mam cię!). Może ona stanowić zarówno pamiątkę, jak i pomoc naukową – zabawa polega na opanowaniu wilamowskich słówek.

– W 2015 roku Pracownia Etnograficzna wraz ze Stowarzyszeniem Wilamowianie zaprosiła do Wilamowic grupę projektantów z całej Polski w celu stworzenia produktów, które wspierałyby promocję regionu oraz naukę języka wilamowskiego – potwierdza Piotr Wiśniewski. – Tak powstała gra „Hoh dich!", wspólny projekt Nobo Design oraz ilustratorki Dominiki Czerniak, który udało się wdrożyć i dziś funkcjonuje zarówno jako pomoc dydaktyczna, jak i gadżet z regionu.

W tym przypadku słowo stało się więc ciałem, co cieszy, bo wymysiöeryś wciąż potrzebuje wsparcia – w 2009 roku UNESCO umieściło go na mapie języków ginących w kategorii „poważnie zagrożony".

Kto wie, może wkrótce także wilamowskie wzory – obecne m.in. na tradycyjnych strojach regionalnych – zostaną zaprzęgnięte przez projektantów, by przerodzić się w design.

Przykładów na to, że dawny motyw można z powodzeniem przenieść we współczesność, nie brakuje.

Klaudia Roksela pochodzi z Pszczyny i wraz z importowanym z Krakowa mężem Krzysztofem prowadzi gryfnie.com – serwis informacyjny oraz sklep z „okołośląskimi" artykułami w jednym. Gryfnie (znaczy pięknie) pozwala się zanurzyć we współczesnym Śląsku i miejscowej gwarze, bo wszystko tu jest opisywane po śląsku – aktualności, kulinaria, ciekawostki historyczne i turystyczne. Dlatego sklep z artykułami – w znacznej części własnej produkcji – nazywa się gyszeft.

– Rychtujymy roztomajte rzeczy, kiere cołki robiymy u nos w Polsce. Bierymy do roboty polski szwoczki i drukarnie, bo przeca u nos je wszyjstko nojlepsze – mówi Klaudia Roksela, by dodać, już literackim językiem: – Na Śląsku zlecamy produkcję etykiet, kartek, plakatów i gier. Nasze koszulki i torby szyjemy pod Łodzią. Mamy producentów w całej Polsce, ale zaczynamy poszukiwania od Śląska, bo jest najbliżej. Zawsze można podjechać i sprawdzić produkcję na poszczególnych etapach. Dzięki temu unikamy źle wykonanych rzeczy i dajemy zarobić osobom, które mieszkają blisko nas. Dbamy o najbliższe otoczenie.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego