Nowe prawo, stare problemy

Wprowadzenie uchwały krajobrazowej w mieście lub gminie to milowy krok w stronę uporządkowania reklamowego bałaganu. Trzeba się jednak liczyć z tym, że nie ostatni.

Publikacja: 03.09.2018 22:00

Nowe przepisy pozwalają wreszcie uporządkować przestrzeń publiczną

Nowe przepisy pozwalają wreszcie uporządkować przestrzeń publiczną

Foto: Fotorzepa/Robert Pawłowski

W tekście pod tytułem „Warszawa 48" opublikowanym w roku 1948 Leopold Tyrmand pisał o „radosnej, witalnej brzydocie" miejskich szyldów, która pozostała po pierwszych pionierskich latach powojennych. Podobna zawierucha wizualna nastała cztery dekady później wraz z nadejściem wolnego rynku. Znów namnożyło się tabliczek, szyldów i plandek, które z czasem przybrały szlachetniejszą formę i nowoczesne nazwy billboardów i bannerów. Polskie miasta wyglądały jak (tu znów porównanie Tyrmanda) Klondike w czasach gorączki złota – każdy reklamował, co mógł i jak chciał.

Po trwającej ćwierć wieku ekspansji zawodowych reklamiarzy i reklamowych naturszczyków miejski samorząd dostał do ręki oręż. Ustawę o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu, zwaną potocznie ustawą krajobrazową, uchwalono w 2015 r. Nowe przepisy pozwalają na uporządkowanie przestrzeni publicznej – obiektów małej architektury, tablic i urządzeń reklamowych, ogrodzeń. Na ich podstawie samorządy mogą uchwalać lokalne prawo (pod długą nazwą „Zasady i warunki sytuowania obiektów małej architektury, tablic reklamowych i urządzeń reklamowych, ich gabaryty, standardy jakościowe oraz rodzaje materiałów budowlanych, z jakich mogą być wykonane"), które pomoże opanować wizualny bałagan nie tylko w dużych miastach, ale i całkiem małych gminach.

Skargi i kontry

Nad „uchwałami reklamowymi" pracują w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie, Katowicach, Szczecinie. Najdalej zaszli w Łodzi i Gdańsku, gdzie przepisy udało się uchwalić. W obu przypadkach zostały jednak zaskarżone przez wojewodów.

I tak, w wyniku skargi wojewody łódzkiego (nie była jedyna, jednak rozpatrywano ją jako pierwszą) Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał nieważność miejscowego kodeksu reklamowego. Jako przyczyny podano m.in. brak zapisu o warunkach dostosowania istniejących urządzeń reklamowych do nowego prawa oraz nie dość precyzyjne wyznaczenie granic stref różniących się możliwościami umieszczania reklam. Miasto złożyło skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W przypadku Gdańska wojewoda pomorski zakwestionował część zapisów, m.in. dotyczących odległości reklam od skrzyżowań, przejazdów kolejowych, mostów, wiaduktów, estakad oraz tuneli. Sporna okazała się też próba okiełznania reklamy wyborczej – zdaniem wojewody uchwała w takiej formie ograniczałaby zapisy kodeksu wyborczego. Władze miasta zapowiedziały zaskarżenie decyzji wojewody do wojewódzkiego sądu administracyjnego.

Sądowe procedury opóźnią wprowadzenie przepisów krajobrazowych – zarówno w miastach, których spory bezpośrednio dotyczą, jak i w innych, które zwlekają z własnymi przepisami w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Jednak od zmian nie ma odwrotu. O tym, że ustawa była niezbędna, przekonują niepowodzenia wcześniejszych kampanii społeczno-edukacyjnych zmierzających do dobrowolnego ograniczenia liczby reklam.

W 2013 roku działacze stowarzyszenia Ulepsz Poznań przeprowadzili akcję „Nie wieszam", która miała skłonić podmioty publiczne i prywatne do rezygnacji z wielkoformatowych bannerów. Jednak, jak mówił wówczas Paweł Głogowski, prezes Ulepsz Poznań, po kilku miesiącach okazało się, że dla skuteczności walki z chaosem reklamowym konieczna będzie zmiana prawa. Jednym z członków szerokiej koalicji na rzecz ustawy krajobrazowej było warszawskie Stowarzyszenie „Miasto moje, a w nim" organizujące konkurs „Miastoszpeciciel". A raczej antykonkurs, bo wygrywał ten, kto zdołał najbardziej zaśmiecić miejską przestrzeń. W pierwszej edycji, z 2013 roku, wyróżniono szczelnie oblepiony bannerami „okrąglak" z Olsztyna za agresywność przekazu, drastyczne ingerowanie w przestrzeń publiczną, zatracanie bryły budynku oraz obojętność władz na wizualny chaos.

W roku 2014 jury konkursu „doceniło" bank PKO BP, który zakrył reklamą budynek warszawskiej Rotundy. „Jurorzy uznali, że jeżeli duża firma – liczący się bank, mający duży budżet na promocję oraz reklamę i obdarzany zaufaniem przez wielu Polaków – traktuje ikoniczny budynek w centrum miasta jako wieszak na reklamę, trudno wymagać od mniejszych firm, by stosowały się do jakichkolwiek zasad dotyczących umieszczania reklam i szyldów" – napisano w uzasadnieniu. I dalej: „Wykorzystywanie pawilonu jako stojaka reklamowego świadczy o pogardzie dla wysiłku projektantów, niskiej wrażliwości estetycznej i braku szacunku dla mieszkańców Warszawy".

Było, a więc...

Debata przed wprowadzeniem ustawy toczyła się w wysokiej temperaturze i wygląda na to, że emocje nie stygną. Już w 2015 roku do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek Business Center Club o zbadanie zgodności nowej ustawy z konstytucją. Zdaniem Joanny Hutnik, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Reklamy Wielkoformatowej (zrzesza ok. 20 firm reklamowych i również złożyła wniosek do TK), ustawa narusza prawa uzyskane na podstawie np. zezwoleń budowlanych, zgodnie z którymi reklamy były umieszczane. – Przedsiębiorcy, którzy dopełnili wymogów związanych z umieszczeniem reklam, wynikających z prawa budowlanego, musieliby teraz te nośniki usuwać. To w sposób oczywisty godzi w ich prawa nabyte wynikające z uzyskanych wcześniej decyzji, a także jest sprzeczne z obowiązującą w Polsce zasadą niedziałania prawa wstecz, wynikającą z konstytucji – uważa przedstawicielka Izby.

Lokalne przepisy mają za zadanie określać nie tylko umiejscowienie oraz rozmiary nowych tablic i urządzeń reklamowych, ale także termin dostosowania już istniejących do nowych regulacji. Nie może być on krótszy niż 12 miesięcy od dnia wejścia uchwały w życie. Bywa jednak znacznie dłuższy.

Opolska uchwała reklamowa z 2016 roku – jedna z pierwszych w kraju – przewidywała 30-miesięczny okres dostosowawczy, mimo to została zaskarżona przez firmę z branży reklamy zewnętrznej. Wojewódzki sąd administracyjny uznał, że w przepisach nie określono warunków, na jakich miałoby się dokonać dostosowanie istniejących obiektów do nowego prawa, i unieważnił uchwałę.

– Opolska uchwała obowiązuje – podkreśla jednak Grzegorz Marcjasz, sekretarz Urzędu Miasta. – Orzeczenie wojewódzkiego sądu administracyjnego jest nieprawomocne, bo Urząd Miasta Opola złożył skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego i czeka na rozstrzygnięcie.

...niech będzie?

Jak twierdzi Joanna Hutnik, ustawodawca postawił samorządy przed trudnym zadaniem. – Podstawowym problemem jest brak możliwości wskazania kryterium, jakie miałoby być stosowane, jeżeli np. w niedalekiej od siebie odległości stoją dwa nośniki reklamowe, a zgodnie z zapisami uchwały mógłby zostać tylko jeden. Co zrobić w takiej sytuacji? Ustawa na to pytanie nie odpowiada – uważa Joanna Hutnik.

Przedstawicielka Izby wskazuje Szczecin, gdzie projektowane przepisy przewidują zachowanie istniejących urządzeń reklamowych umieszczonych zgodnie z prawem. To oznacza, że niektóre stare billboardy nie znikną z ulic mimo łamania wymogów nowej uchwały.

– Założeniem tego zapisu jest poszanowanie praw nabytych m.in. na skutek prawomocnych decyzji – potwierdza Sylwia Cyza-Słomska ze szczecińskiego Urzędu Miasta i dodaje, że w takich przypadkach miasto przewiduje procedurę negocjacyjną, łącznie z możliwością wypłaty rekompensaty czy też odszkodowania w momencie rezygnacji właściciela legalnej tablicy w wartościowej lokalizacji.

W tekście pod tytułem „Warszawa 48" opublikowanym w roku 1948 Leopold Tyrmand pisał o „radosnej, witalnej brzydocie" miejskich szyldów, która pozostała po pierwszych pionierskich latach powojennych. Podobna zawierucha wizualna nastała cztery dekady później wraz z nadejściem wolnego rynku. Znów namnożyło się tabliczek, szyldów i plandek, które z czasem przybrały szlachetniejszą formę i nowoczesne nazwy billboardów i bannerów. Polskie miasta wyglądały jak (tu znów porównanie Tyrmanda) Klondike w czasach gorączki złota – każdy reklamował, co mógł i jak chciał.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego