Gustaw Marek Brzezin, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego: Region trzeba wypromować na nowo

Region kojarzy się wciąż niektórym ze studentem w trampkach z plecakiem. Dzisiaj trzeba Mazury przedstawiać inaczej, pokazywać nowoczesną bazę hotelową i obudować w produkty turystyczne – mówi Gustaw Marek Brzezin, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego.

Aktualizacja: 11.06.2018 14:01 Publikacja: 11.06.2018 11:00

Gustaw M. Brzezin marszałkiem warmińsko-mazurskim jest od 2014 roku, wcześniej przez dwa lata był wi

Gustaw M. Brzezin marszałkiem warmińsko-mazurskim jest od 2014 roku, wcześniej przez dwa lata był wicemarszałkiem. Wójt gminy Ostróda od 1998 do 2012 r.

Foto: Bartosz Cirut

Rz: Kilka miesięcy temu pojawiły się informacje z resortu inwestycji i rozwoju, że część regionów zbyt wolno wydaje fundusze unijne, w związku z czym jest zagrożenie, że nie będą mogły wykorzystać prawie 2 mld euro z tzw. rezerwy wykonania. Wśród negatywnych przykładów była Warmia i Mazury. Co od tego czasu udało się zrobić?

Gustaw Marek Brzezin: Kiedy ministerstwo alarmowało o tym publicznie, byliśmy już na innym etapie. Sami zauważyliśmy, że są to bardzo trudne pieniądze, inne wymogi unijne. Mówiliśmy o tym beneficjentom od samego początku, ale jak to bywa, dopóki piłka nie jest w grze, wszystko wydaje się odległe. Po staremu próbowano konstruować wnioski, do tego stopnia, że 50 proc. z nich nie spełniało formalnych warunków. Podaż wniosków w pierwszych konkursach była duża, a mało efektów.

Dlatego niemal od samego początku weszliśmy w kontakt z naszymi opiekunami w Komisji Europejskiej i rozpoczęliśmy program naprawczy. Wszystko, co tylko jest możliwe, zarówno w gestii zarządu regionu, ministerstwa, a nawet KE, zmienialiśmy.

Czyli zaczęliście program naprawczy zanim ministerstwo zrobiło raban, że jest źle?

Nie, raczej równolegle. Jako region, pierwsi dokonaliśmy reprogramowania naszego RPO. Pojawiło się dużo ułatwień, jeśli chodzi o zabezpieczenia czy ocenę projektów. To, co tylko jest możliwe, uległo znacznemu uproszczeniu.

Przedstawiciele Komisji szli wam na rękę?

Tak. Ale druga sprawa to kwestia naszych regionalnych uwarunkowań. Nie jesteśmy jeszcze województwem silnym gospodarczo, wykluczenie komunikacyjne ma swoje konsekwencje. W przemianach społeczno-gospodarczych na Warmii i Mazurach nowa rzeczywistość gospodarcza tworzyła się praktycznie od zera. To jest region, gdzie dominowały państwowe gospodarstwa rolne, występowało duże nasycenie jednostek wojskowych, turystyka (ale trzeba ją było mocno przebudować) i – punktowo – państwowe większe inwestycje. Wszystko tworzyło się od podstaw w nowej gospodarczej rzeczywistości. Również małe, średnie i duże przedsiębiorstwa. Uniwersytet bardzo ambitny, osiągający coraz lepsze efekty naukowe, dydaktyczne i innowacyjne w przyszłym roku będzie obchodził 20-lecie powołania (powstał z połączenia Akademii Rolniczo-Technicznej, Wyższej Szkoły Pedagogicznej oraz Warmińskiego Instytutu Teologicznego). Te okoliczności to obiektywna przesłanka trudności we wdrożeniu funduszy w okresie 2014–2020, bo to okres programowania, gdzie blisko 50 proc. środków jest przeznaczone dla przedsiębiorców, dla gospodarki.

I to głównie tej nowoczesnej.

Nowoczesnej i innowacyjnej. A u nas to dopiero zaczyna być inspirowane w gospodarce.

Wiadomo, że w silnych gospodarczo regionach, jak Mazowsze, Wielkopolska czy Dolny Śląsk, fundusze na działania B+R są łatwiejsze do ulokowania. Natomiast wy dopiero dociągacie do tego poziomu. Czy ta konstrukcja nie była zbyt ambitna na niektóre regiony Polski, które powinny może mieć inne warunki, dostosowane do swojego poziomu rozwojowego? Tym bardziej że w programach regionalnych było 9 mld zł na działania badawczo-rozwojowe. Bardzo dużo.

Przy negocjacjach pokazywaliśmy, że uwarunkowania są wszędzie różne, nie można przyłożyć linijki do regionów i wymagać tych samych zasad czy osiągnięcia wskaźników. Unia nie warunkowała jednak możliwości zmiany RPO w zależności od sytuacji rozwojowej regionu. Trzeba było mieć pomysł w konstrukcji programu czy inteligentnych specjalizacji, więc każdy szukał na swój sposób. Ale startowy potencjał gospodarczy jest różny i zapotrzebowanie na środki jest całkiem inne. U nas, oprócz supernowoczesnej linii produkcyjnej, jeszcze myśli się o podstawowych kwestiach, jak hala czy magazyn. Dopiero później można wprowadzać innowacje. Przedsiębiorcy często mnie pytają: „Gdzie mam umieścić nowoczesną linię, jak mam ciasny zakład?". Tak to wygląda od kuchni.

A jak dziś wygląda sytuacja z realizacją waszego RPO?

Aktualnie wdrożenie RPO dochodzi do 45 proc. w kontraktacjach. To ponad 3 mld zł podpisanych umów. Tempo jest dobre. Jeśli je utrzymamy, nie ma zagrożenia, że nie wykonamy wskaźników i nie uzyskamy środków z rezerwy wykonania. Niektóre osie jeszcze tych wskaźników nie osiągnęły. Dopiero ruszamy z konkursami np. w gospodarce odpadami. Ale nasze analizy wskazują, że nie powinno być problemów. Oczywiście płatności i certyfikacje są proporcjonalnie mniejsze, wynoszą 8–9 proc. One dopiero będą następowały. Myślę, że osiągniemy swoje założenia. Wszystko jest na dobrej drodze.

Patrząc w perspektywie poprzedniego RPO, unijne pieniądze mocno wsparły region?

Zdecydowanie tak. Trudno sobie wyobrazić, co by mogło być z województwem warmińsko-mazurskim, gdyby nie duże pieniądze unijne. Około 25 mld zł zostało wpompowane w rozwój województwa i regionalną gospodarkę w okresie 2007–2013 w różnych programach. To były pieniądze bardzo proste, np. na infrastrukturę czy inwestycje kubaturowe. Cokolwiek by się robiło, było potrzebne: chodniki, place, hale sportowe, szkoły, drogi, instytucje kultury i – przysłowiowym rzutem na taśmę – regionalne lotnisko.

Współpraca z rządem w ostatnich latach idzie dobrze?

Ona jest kontynuowana. Ktokolwiek by rządził, jeżeli są pieniądze zewnętrzne, trzeba je wykorzystywać i inwestować.

Ale można je też przesuwać.

Czasami tak bywa. Regiony, jak Warmia i Mazury, powinny być zawsze na rządowym topie inwestycyjnym. Żeby można było się tutaj rozwijać, darzyć pięknem natury wszystkich rodaków i gości z zagranicy, trzeba ten region wspierać inwestycyjnie.

Kiedyś jeździliśmy do Francji uczyć się samorządności, dzisiaj Francuzi przyjeżdżają i podziwiają jezioro Ukiel w Olsztynie, jak pięknie jest obudowane infrastrukturą. Taką koncepcję chcą też u siebie realizować. To jest wielki sukces Polski i Polaków oraz samorządów. Samorządy podjęły się roli bycia beneficjentem, a w przypadku samorządu wojewódzkiego również koordynatorem, który odpowiadał za wdrożenie dużej puli pieniędzy. To samo ma miejsce w okresie 2014–2020, z tym że pieniądze są trudniejsze.

A relacje z wojewodą? Urzęduje po przeciwnej stronie ulicy, można więc chyba łatwo wyjaśniać nieporozumienia?

Pan wojewoda ma doświadczenie samorządowe, bo był radnym wojewódzkim. Realizujemy swoje zadania. Trochę kwestii zadań samorządów województwa jest jednak przejmowanych przez sferę rządową. Rząd zakłada, że jeśli daje pieniądze z budżetu państwa, musi dane zadanie koniecznie przejąć. Uważam, że to jest zły kierunek. Taka centralizacja była już przerabiana i wiemy, że to się nie sprawdza. Nie warto swobody samorządowej, a tym samym demokracji, burzyć, tylko poszerzać rozdawanie zadań i pieniędzy „na dół".

Tak pan to widzi? Jako burzenie działającego porządku?

Na pewno nic tak dobrze się nie sprawdziło, jak samorządy. Samorządy wojewódzkie również, ponieważ są autentycznym gospodarzem regionu i strategiem. O budżecie decydują radni wybierani przez społeczeństwo. 20 lat samorządu wojewódzkiego pokazuje, że spełniamy swoją rolę. Nie należy burzyć porządku samorządowego w funkcjonowaniu państwa.

Czujecie, że was trochę podgryzają?

Generalnie nie powinno być rywalizacji między marszałkiem a wojewodą. Wojewoda ma w strukturach administrację zespoloną, zarządzanie kryzysowe, jest przedstawicielem rządu w regionie, ale gospodarzem regionu jest marszałek. To powinna być współpraca niezależnie ułożonej samorządności. Ani powiat, ani gmina nie są zależne od siebie, jest podział zadaniowy, ale dobrze, jak jest korelacja i współpraca. Widać wyraźnie, że następuje przeciąganie liny. Wiąże się to z odbieraniem zadań i dystrybucją środków, które są przez rząd przekazywane do wojewody do podziału na różne zadania. Chodzi np. o kwestie drogowe.

Tej rywalizacji nie powinno być, ani żadnych syndromów podległości. To wypacza ważną rolę demokratycznego samorządu w regionie i w państwie.

Co z programem Polska-Rosja?

Polska-Rosja na szczęście udało się doprowadzić do skutku. Decyzja rządu o uruchomieniu tego programu nie zapadała do ostatniej chwili. W Olsztynie mamy biuro programu i długą granicę, blisko 200 km, nawiązywane są relacje.

Lubuskie czy Dolnośląskie wspiera i wykorzystuje swoje przygraniczne położenie, wspierając programy transgraniczne. Wy coś możecie wycisnąć z obwodu?

Tak. Mamy przykłady dobrej współpracy szczególnie w ujęciu drogowym i infrastrukturze. Gdyby nie było tego programu, nie moglibyśmy w tym obszarze zafunkcjonować. O pieniądze na infrastrukturę jest trudno w RPO z powodu szeregu uwarunkowań. A tutaj jest wymierna korzyść dla naszego regionu – możemy wykorzystać pieniądze, ale w partnerstwie.

I na co je wydacie?

Choćby na drogi wojewódzkie i mosty. W gminach i powiatach jest dużo różnych projektów w przygotowaniu o charakterze kubaturowym i infrastrukturalnym. Myślę, że te pieniądze będą wykorzystane z dużą korzyścią dla obydwu stron.

Widoczna jest – uzasadniona – nieufność rządu wobec Rosji. Pan widzi w tej współpracy tylko szanse czy jest jednak ostrożny?

Politykę zewnętrzną kreuje rząd. Sam nie widzę nadzwyczajnego zagrożenia. Przynajmniej we władzach administracji Kaliningradu nie ma niechęci czy rezerwy. Mamy wieloletnie kontakty, był mały ruch graniczny, korzystały z tego obydwa społeczeństwa. Nasze może nawet bardziej. Budowanie atmosfery zagrożenia nie jest potrzebne, źle wpływa na relacje.

Zawieszenie małego ruchu granicznego uderzyło mocno w regionalną gospodarkę?

W pasie nadgranicznym tak. U nas bezrobocie mocno spadło, ale jest duże zróżnicowanie. W wielu miejscach brakuje rąk do pracy, szczególnie fachowców, ale nad granicą bezrobocie dochodzi do 17 proc. Jest to oczywiście bezrobocie rejestrowane.

Mały ruch graniczny był wsparciem dla prowadzenia handlu, usług, noclegów czy restauracji. Poza tym jak ktoś pojechał i zatankował na początku tygodnia, to później jeździł do pracy w Polsce taniej.

Bardziej zamożni Rosjanie dobrze sobie radzą bez małego ruchu, tranzytem jeżdżą nawet dalej. Korzystają też z naszych nowych obiektów turystycznych. Polacy trochę mniej korzystają z obwodu kaliningradzkiego. Ale handel, usługi i cała gospodarka przygraniczna poniosła straty.

Powiedział pan, że turystyka musiała się zmienić i dostosować do nowych realiów. Jaką rolę stawiacie turystyce w gospodarce?

Baza zmieniła się diametralnie. Jeszcze nie tak dawno, z 10 lat temu, hotel pięciogwiazdkowy był tylko jeden, dr Ireny Eris na Wzgórzach Dylewskich. Infrastruktura, która była z lat 70. XX w., nie spełniała dzisiejszych standardów komfortu, nie było spa, dobrej gastronomii i usług towarzyszących. Dzisiaj mamy do zaoferowania bardzo dobrą, nowoczesną bazę hotelową, gastronomiczną. Są cztery pięciogwiazdkowe hotele, około 100 nowych, innych, szlaki rowerowe i wodne. Baza jest kapitalna. Potrzeba tylko promocji. Mazury są znane, ale z czasów mojej młodości kojarzą się ze studentem w trampkach z plecakiem. Dzisiaj trzeba region przedstawiać inaczej, pokazywać nowoczesną bazę hotelową i obudować w produkty turystyczne. Takie mamy założenie. Jest też kwestia bogatej historii, np. Bitwa pod Grunwaldem potrafi przyciągnąć 70 tys. ludzi na samą inscenizację. Mamy szlak kopernikowski, dużo zabytków o charakterze sakralnym. Jest też turystyka biznesowa i prozdrowotna. Każdy nowoczesny hotel ma dobre warunki do regeneracji i rekreacji. I znacznie tańsze niż na Zachodzie.

Ważne jest też lotnisko. W tym roku zafunkcjonowały bardzo dobrze czartery do Bułgarii. Widać, że mamy chętnych, aby tam latać. Chodzi jeszcze o to, żeby czarter z Europy i świata przylatywał tu, a ludzie zostawiali pieniądze i korzystali z walorów klimatycznych i krajobrazowych.

Na tę promocję będą jakieś pieniądze?

Myślimy, jak wykorzystać środki unijne. Nie jest to łatwy temat, ale jak potraktujemy turystykę jako gałąź gospodarki, to gospodarkę można promować na zewnątrz. Spróbujemy przygotować plan, żeby wypromować turystykę regionu w świecie.

Trzeba też przyznać, że korzystamy dziś z sytuacji zagrożenia w innych częściach świata. Przy ociepleniu klimatu zainteresowanie turystów jest duże. Restauratorzy od kilku lat nie narzekają na brak gości.

Poprawa bazy wpłynęła na liczbę turystów? Przyjeżdża ich więcej?

Tak, to widać. Oprócz rejestrowanej turystyki mamy mnóstwo gości, którzy przyjeżdżają prywatnie do kwater agroturystycznych. Nie jesteśmy gęsto zaludnionym regionem, 1,4 mln mieszkańców na 24 tys. km kw. Jednak dwa–trzy razy tyle turystów odwiedza nas rocznie, może nawet ponad 4 mln.

Trzeba promować, trzeba poprawiać infrastrukturę komunikacyjną i tworzyć produkty turystyczne, jak np. szlaki związane z historią. Zabytków mamy bardzo dużo, trochę mniej pieniędzy na ich utrzymanie i renowację.

Oprócz turystyki, dla gospodarki regionalnej ważne są meble, woda i produkcja żywności.

Jedną z naszych inteligentnych specjalizacji jest drewno i meblarstwo. Polska w ogóle jest potentatem w produkcji mebli. My jako region przodujemy w Europie. Meble i wyroby z drewna produkowane w województwie eksportowane są do ponad 60 krajów świata – to 10 proc. polskiego eksportu mebli.

Druga specjalizacja to ekonomia wody, ściśle związana z turystyką. Ale to jest też transport i technologiczne wykorzystanie wody w przemyśle oraz produkcja łodzi i jachtów.

Trzecia specjalizacja to produkcja zdrowej żywności. 50 proc. naszego areału to użytki rolnicze. U nas nawet towarowa żywność jest zdrowa. Mamy też potężne dziedzictwo i wielonarodową społeczność. W tym regionie oprócz Mazurów, Warmiaków, Polaków, żyją Ukraińcy, Niemcy, Litwini, Białorusini, Rosjanie. Za tą różnorodnością idą kultura, religia, tradycja i kuchnia. Produkcja zdrowej żywności to również krótkie przetwórstwo: od produkcji na stół. Mamy też programy budowania lokalnych rynków. Przyjemnie popatrzeć, jak ktoś robi zakupy na targowisku i zdrowo żywi całą rodzinę. To też chcemy eksponować i pokazywać.

Jeśli uda się zrealizować programy, o których pan mówi, region ma dobre perspektywy?

Zdecydowanie tak. Za rzadko porównujemy to, co jest, do tego, co było. Dalszy rozwój to mocne stawianie na gospodarkę. Trzeba zadbać szczególnie o młode pokolenie. Jeżeli młodzież będzie wyjeżdżać, to region się zestarzeje.

Wyzwań też jest sporo. Olsztyna nie można nazwać dużym miastem aglomeracyjnym, ale dla nas jest duży. Ważne, żeby był coraz większy, ładniejszy i silny. Podobnie Elbląg i Ełk. Naszą zaletą są też średnie miasta, 20-, 30-tysięczne. Nawet te małe, coraz piękniejsze, w większości skupione w sieci Cittaslow.

Przez dobre inwestycje trzeba zabezpieczyć byt dla młodzieży, żeby wiązała swoją przyszłość z Warmią i Mazurami. Ta młodzież często pędzi gdzieś dalej, do wielkich aglomeracji. Część z nich wraca z wiekiem, ale to już jest czas, kiedy się jest beneficjentem tych, którzy pracują na budżet. Trzeba tę korelację odwrócić, żeby od samego początku młodzież widziała zalety mieszkania tutaj.

Czyli przede wszystkim edukacja, dobra praca i wynagrodzenia?

Jak się policzy koszty rozłąki, to po prostu się nie opłaca wyjeżdżać. Rządowe decyzje powinny iść w mniejszym stopniu w kierunku rozdawania pieniędzy, a bardziej związywania z pracą czy ulgami dla pracodawców. Dzisiaj zdrowy człowiek, w miarę przygotowany do zawodu, nie powinien chcieć darowizny, tylko dostać dobre wynagrodzenie. On już będzie wiedział, co zrobić z tymi pieniędzmi. Wzrost gospodarczy w kraju trzeba przemyśleć i dobrze wykorzystać, bo nie będzie tak zawsze. Przyzwyczajenie społeczeństwa do pobierania pieniędzy z urzędu nie prowadzi do twórczego, długofalowego rozwoju. Trzeba stworzyć warunki do godziwej, dobrej płacy. Wtedy każdego będzie stać na rozwój i zapewnienie należytego bytu swojej rodzinie.

Rz: Kilka miesięcy temu pojawiły się informacje z resortu inwestycji i rozwoju, że część regionów zbyt wolno wydaje fundusze unijne, w związku z czym jest zagrożenie, że nie będą mogły wykorzystać prawie 2 mld euro z tzw. rezerwy wykonania. Wśród negatywnych przykładów była Warmia i Mazury. Co od tego czasu udało się zrobić?

Gustaw Marek Brzezin: Kiedy ministerstwo alarmowało o tym publicznie, byliśmy już na innym etapie. Sami zauważyliśmy, że są to bardzo trudne pieniądze, inne wymogi unijne. Mówiliśmy o tym beneficjentom od samego początku, ale jak to bywa, dopóki piłka nie jest w grze, wszystko wydaje się odległe. Po staremu próbowano konstruować wnioski, do tego stopnia, że 50 proc. z nich nie spełniało formalnych warunków. Podaż wniosków w pierwszych konkursach była duża, a mało efektów.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego