Choćby na drogi wojewódzkie i mosty. W gminach i powiatach jest dużo różnych projektów w przygotowaniu o charakterze kubaturowym i infrastrukturalnym. Myślę, że te pieniądze będą wykorzystane z dużą korzyścią dla obydwu stron.
Widoczna jest – uzasadniona – nieufność rządu wobec Rosji. Pan widzi w tej współpracy tylko szanse czy jest jednak ostrożny?
Politykę zewnętrzną kreuje rząd. Sam nie widzę nadzwyczajnego zagrożenia. Przynajmniej we władzach administracji Kaliningradu nie ma niechęci czy rezerwy. Mamy wieloletnie kontakty, był mały ruch graniczny, korzystały z tego obydwa społeczeństwa. Nasze może nawet bardziej. Budowanie atmosfery zagrożenia nie jest potrzebne, źle wpływa na relacje.
Zawieszenie małego ruchu granicznego uderzyło mocno w regionalną gospodarkę?
W pasie nadgranicznym tak. U nas bezrobocie mocno spadło, ale jest duże zróżnicowanie. W wielu miejscach brakuje rąk do pracy, szczególnie fachowców, ale nad granicą bezrobocie dochodzi do 17 proc. Jest to oczywiście bezrobocie rejestrowane.
Mały ruch graniczny był wsparciem dla prowadzenia handlu, usług, noclegów czy restauracji. Poza tym jak ktoś pojechał i zatankował na początku tygodnia, to później jeździł do pracy w Polsce taniej.
Bardziej zamożni Rosjanie dobrze sobie radzą bez małego ruchu, tranzytem jeżdżą nawet dalej. Korzystają też z naszych nowych obiektów turystycznych. Polacy trochę mniej korzystają z obwodu kaliningradzkiego. Ale handel, usługi i cała gospodarka przygraniczna poniosła straty.
Powiedział pan, że turystyka musiała się zmienić i dostosować do nowych realiów. Jaką rolę stawiacie turystyce w gospodarce?
Baza zmieniła się diametralnie. Jeszcze nie tak dawno, z 10 lat temu, hotel pięciogwiazdkowy był tylko jeden, dr Ireny Eris na Wzgórzach Dylewskich. Infrastruktura, która była z lat 70. XX w., nie spełniała dzisiejszych standardów komfortu, nie było spa, dobrej gastronomii i usług towarzyszących. Dzisiaj mamy do zaoferowania bardzo dobrą, nowoczesną bazę hotelową, gastronomiczną. Są cztery pięciogwiazdkowe hotele, około 100 nowych, innych, szlaki rowerowe i wodne. Baza jest kapitalna. Potrzeba tylko promocji. Mazury są znane, ale z czasów mojej młodości kojarzą się ze studentem w trampkach z plecakiem. Dzisiaj trzeba region przedstawiać inaczej, pokazywać nowoczesną bazę hotelową i obudować w produkty turystyczne. Takie mamy założenie. Jest też kwestia bogatej historii, np. Bitwa pod Grunwaldem potrafi przyciągnąć 70 tys. ludzi na samą inscenizację. Mamy szlak kopernikowski, dużo zabytków o charakterze sakralnym. Jest też turystyka biznesowa i prozdrowotna. Każdy nowoczesny hotel ma dobre warunki do regeneracji i rekreacji. I znacznie tańsze niż na Zachodzie.
Ważne jest też lotnisko. W tym roku zafunkcjonowały bardzo dobrze czartery do Bułgarii. Widać, że mamy chętnych, aby tam latać. Chodzi jeszcze o to, żeby czarter z Europy i świata przylatywał tu, a ludzie zostawiali pieniądze i korzystali z walorów klimatycznych i krajobrazowych.
Na tę promocję będą jakieś pieniądze?
Myślimy, jak wykorzystać środki unijne. Nie jest to łatwy temat, ale jak potraktujemy turystykę jako gałąź gospodarki, to gospodarkę można promować na zewnątrz. Spróbujemy przygotować plan, żeby wypromować turystykę regionu w świecie.
Trzeba też przyznać, że korzystamy dziś z sytuacji zagrożenia w innych częściach świata. Przy ociepleniu klimatu zainteresowanie turystów jest duże. Restauratorzy od kilku lat nie narzekają na brak gości.
Poprawa bazy wpłynęła na liczbę turystów? Przyjeżdża ich więcej?
Tak, to widać. Oprócz rejestrowanej turystyki mamy mnóstwo gości, którzy przyjeżdżają prywatnie do kwater agroturystycznych. Nie jesteśmy gęsto zaludnionym regionem, 1,4 mln mieszkańców na 24 tys. km kw. Jednak dwa–trzy razy tyle turystów odwiedza nas rocznie, może nawet ponad 4 mln.
Trzeba promować, trzeba poprawiać infrastrukturę komunikacyjną i tworzyć produkty turystyczne, jak np. szlaki związane z historią. Zabytków mamy bardzo dużo, trochę mniej pieniędzy na ich utrzymanie i renowację.
Oprócz turystyki, dla gospodarki regionalnej ważne są meble, woda i produkcja żywności.
Jedną z naszych inteligentnych specjalizacji jest drewno i meblarstwo. Polska w ogóle jest potentatem w produkcji mebli. My jako region przodujemy w Europie. Meble i wyroby z drewna produkowane w województwie eksportowane są do ponad 60 krajów świata – to 10 proc. polskiego eksportu mebli.
Druga specjalizacja to ekonomia wody, ściśle związana z turystyką. Ale to jest też transport i technologiczne wykorzystanie wody w przemyśle oraz produkcja łodzi i jachtów.
Trzecia specjalizacja to produkcja zdrowej żywności. 50 proc. naszego areału to użytki rolnicze. U nas nawet towarowa żywność jest zdrowa. Mamy też potężne dziedzictwo i wielonarodową społeczność. W tym regionie oprócz Mazurów, Warmiaków, Polaków, żyją Ukraińcy, Niemcy, Litwini, Białorusini, Rosjanie. Za tą różnorodnością idą kultura, religia, tradycja i kuchnia. Produkcja zdrowej żywności to również krótkie przetwórstwo: od produkcji na stół. Mamy też programy budowania lokalnych rynków. Przyjemnie popatrzeć, jak ktoś robi zakupy na targowisku i zdrowo żywi całą rodzinę. To też chcemy eksponować i pokazywać.
Jeśli uda się zrealizować programy, o których pan mówi, region ma dobre perspektywy?
Zdecydowanie tak. Za rzadko porównujemy to, co jest, do tego, co było. Dalszy rozwój to mocne stawianie na gospodarkę. Trzeba zadbać szczególnie o młode pokolenie. Jeżeli młodzież będzie wyjeżdżać, to region się zestarzeje.
Wyzwań też jest sporo. Olsztyna nie można nazwać dużym miastem aglomeracyjnym, ale dla nas jest duży. Ważne, żeby był coraz większy, ładniejszy i silny. Podobnie Elbląg i Ełk. Naszą zaletą są też średnie miasta, 20-, 30-tysięczne. Nawet te małe, coraz piękniejsze, w większości skupione w sieci Cittaslow.
Przez dobre inwestycje trzeba zabezpieczyć byt dla młodzieży, żeby wiązała swoją przyszłość z Warmią i Mazurami. Ta młodzież często pędzi gdzieś dalej, do wielkich aglomeracji. Część z nich wraca z wiekiem, ale to już jest czas, kiedy się jest beneficjentem tych, którzy pracują na budżet. Trzeba tę korelację odwrócić, żeby od samego początku młodzież widziała zalety mieszkania tutaj.
Czyli przede wszystkim edukacja, dobra praca i wynagrodzenia?
Jak się policzy koszty rozłąki, to po prostu się nie opłaca wyjeżdżać. Rządowe decyzje powinny iść w mniejszym stopniu w kierunku rozdawania pieniędzy, a bardziej związywania z pracą czy ulgami dla pracodawców. Dzisiaj zdrowy człowiek, w miarę przygotowany do zawodu, nie powinien chcieć darowizny, tylko dostać dobre wynagrodzenie. On już będzie wiedział, co zrobić z tymi pieniędzmi. Wzrost gospodarczy w kraju trzeba przemyśleć i dobrze wykorzystać, bo nie będzie tak zawsze. Przyzwyczajenie społeczeństwa do pobierania pieniędzy z urzędu nie prowadzi do twórczego, długofalowego rozwoju. Trzeba stworzyć warunki do godziwej, dobrej płacy. Wtedy każdego będzie stać na rozwój i zapewnienie należytego bytu swojej rodzinie.