Za smog mandacik zamiast mandatu

Egzekucja przepisów pozostawia wiele do życzenia.

Publikacja: 04.03.2019 03:30

Problem smogu nie ogranicza się do dużych aglomeracji. Zanieczyszczonym powietrzem oddychają również

Problem smogu nie ogranicza się do dużych aglomeracji. Zanieczyszczonym powietrzem oddychają również mieszkańcy górskich kurortów

Foto: shutterstock

Zakaz spalania śmieci w urządzeniach do tego nieprzeznaczonych – np. domowych piecach – obowiązuje w Polsce od dwóch dekad. Od kilku lat samorządy wprowadzają uchwały antysmogowe zakazujące używania paliw najniższej jakości. Przepisy zatem są, jednak aby zadziałały, potrzebna jest skuteczna egzekucja. Bez niej polskie powietrze pozostanie toksyczne.

Wyniki badań opublikowane przez Polski Alarm Smogowy pokazują, że w zdecydowanej większości gmin nie ma sprawnie działającego mechanizmu kontroli palenisk, a średnia karalność w gminie wiejskiej to pół mandatu rocznie. PAS sprawdził, jak wygląda kontrola domowych kotłów i pieców w 106 gminach województw łódzkiego, małopolskiego, śląskiego i mazowieckiego. Badacze skupili się na egzekucji przepisu dotyczącego spalania odpadów, bo od jego wprowadzenia minęło wystarczająco dużo czasu, aby wdrożyć procedury kontrolne. Wyniki wskazują, że tak się nie stało. Najlepiej (co niekoniecznie znaczy: dobrze) jest w gminach, w których działają straże miejskie. Średnia roczna liczba kontroli w przebadanych dużych i małych miastach równa się 1100 – jedna na dziesięć ujawnia przypadki palenia śmieci, w efekcie wypisywanych jest 70 mandatów.

– To mało i dużo. Mało, kiedy spojrzy się na skalę problemu, bo na przykład w Małopolsce połowa ankietowanych zauważa proceder spalania odpadów w swojej okolicy – mówi Anna Dworakowska z Polskiego Alarmu Smogowego. – A dużo, gdy porównać to z sytuacją w gminach wiejskich, bo ta jest skandaliczna. Badania pokazały, że w co piątej nie prowadzi się żadnych kontroli, a tam, gdzie nie ma straży gminnych (80 proc. gmin w Polsce), nie ma też realnego systemu.

Uchwała na ratunek ustawie

Od niedawna w walce z brudnym powietrzem mają pomagać uchwały antysmogowe wprowadzane przez sejmiki województw. Zakazują używania najgorszej jakości paliwa – mułu węglowego i flotokoncentratu (stanowiących zanieczyszczone odpady powstające w procesie produkcji węgla), węgla brunatnego, ale też węgla kamiennego o ponad 15-procentowym udziale ziarna do 3 mm (najdrobniejszy miał) oraz biomasy o wilgotności powyżej 20 proc.

Najgorszym opałem nie wolno już grzać na Mazowszu, w Łódzkiem, na Dolnym i Górnym Śląsku, w Wielkopolsce, Małopolsce, na Podkarpaciu, w Lubuskiem i Opolskiem.

– Chociaż wszystkie uchwały antysmogowe wprowadziły zakazy spalania flotów i mułów, czyli odpadów kopalnianych, to zakaz ich spalania bez zakazu sprzedaży będzie przepisem bardzo trudnym do wyegzekwowania – uważa Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.

A sprzedawać nie wolno, ale można. Znowelizowana ustawa o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw wraz z przepisami wykonawczymi zakazuje sprzedaży opału najgorszego sortu, czyli mułów węglowych, flotokoncentratów i węgla niesortowanego, jednak część regulacji dotycząca obrotu węglem brunatnym i miałem węglowym zacznie obowiązywać dopiero w czerwcu 2020 roku. To oznacza, że kolejna zima też będzie porą smrodu i trucia, bo o ile węgiel brunatny nie jest paliwem powszechnie używanym w gospodarstwach domowych, o tyle zapisy dotyczące miału węglowego umożliwiają dodawanie do niego 30 procent drobniejszego ziarna, a więc zakazanych w teorii – a popularnych – mułu węglowego lub/i flotokoncentratu.

Zdaniem Piotra Siergieja obowiązujące od 2018 roku rozporządzenia o normach jakości węgla nie przyczynią się znacząco do poprawy jakości powietrza, bo nie licząc wspomnianego miału, bezterminowo dopuszczają do obrotu każdy krajowy węgiel, także ten o niebezpiecznie wysokiej zawartości popiołu czy siarki.

Atak z powietrza

Badania Polskiego Alarmu Smogowego potwierdzają, że nawet egzekucja obecnych przepisów nie jest sprawą łatwą. Dopiero w ubiegłym roku straże miejskie uzyskały prawo karania za nieprzestrzeganie uchwał antysmogowych, gdyż do tej pory mogły nakładać jedynie mandaty za palenie śmieciami. Funkcjonariusze mają teraz ustawowe upoważnienie do wstępu na teren nieruchomości, mogą wypisać mandat do 500 zł, a uniemożliwienie kontroli również zagrożone jest karą.

Jak informuje Joanna Górska z Urzędu Miasta w Katowicach, w miejscowych jednostkach straży miejskiej kontroli dokonuje 35 strażników, jednak w szczycie sezonu grzewczego do akcji może przystąpić nawet 114 osób.

– W 2018 roku straż miejska otrzymała 612 zgłoszeń od mieszkańców, 4429 razy strażnicy podejmowali kontrole z własnej inicjatywy – wylicza Joanna Górska dodając, że efektem tych działań było 97 mandatów na kwotę 13 650 zł za spalanie odpadów i 9 mandatów na kwotę 1050 zł za łamanie przepisów uchwały antysmogowej. Wobec dwóch osób skierowano do sądu wniosek o ukaranie.

Katowice są jednym z miast, w których do wykrywania trucicieli używa się dronów. – Wykorzystujemy dwa. Jeden z nich to obserwator, który pokazuje duży obszar i namierza źródło zadymienia. Następnie drugi dron leci nad komin, z którego wydobywa się dym – mówi zastępca komendanta straży miejskiej w Katowicach Mariusz Sumara. – Czujniki pozwalają na analizę zawartości etanolu, amoniaku, chlorowodoru, formaldehydu oraz PM10, PM2,5 i PM1. Dzięki temu funkcjonariusze mogą stwierdzić, czy doszło do spalania np. plastikowych butelek albo lakierowanego drewna.

Jak zapewnia prezydent Katowic Marcin Krupa, walka z trucicielami ma sens. – O ile w 2016 roku co szósta kontrola potwierdzała spalanie śmieci, o tyle w 2018 roku już tylko co trzydziesta. Ten spadek pokazuje efekty działań edukacyjnych i prewencyjnych – twierdzi.

Warszawska straż miejska też wykorzystuje dwa drony. Wykryte w dymie formaldehyd, cyjanowodór oraz pyły PM10 i PM2,5 wskazują, czy w danym miejscu spalane są np. plastik, muł lub wilgotne drewno.

W dobiegającym końca sezonie (1 października 2018 – 19 lutego 2019) stołeczna straż miejska interweniowała 5746 razy. Ponad 3,5 tys. zgłoszeń się nie potwierdziło, pozostałe zakończyły się m.in. 441 mandatami, 224 pouczeniami i 3 wnioskami do sądu o ukaranie.

– Szczególną uwagą objęte są prywatne posesje w peryferyjnych dzielnicach. Sprawdzane są również nieruchomości, na których prowadzona jest działalność gospodarcza, np. warsztaty samochodowe – informuje Dominika Wiśniewska z Urzędu m.st. Warszawy.

Użytek z drona zamierza zrobić też Urząd Miejski w Łodzi – kilka tygodni temu w magistracie odbył się pokaz urządzenia wyposażonego w specjalistyczny sprzęt pomiarowy, przygotowanego na Politechnice Łódzkiej. Łódzki dron wspomoże 12-osobowy ekopatrol straży miejskiej. W tym sezonie (1 września 2018 – 31 stycznia 2019) ekostrażnicy nałożyli 269 mandatów karnych na kwotę 33 400 zł i skierowali do sądu 10 wniosków o ukaranie.

Mała gmina, duży problem

Stolice województw kontrolowane są coraz sprawniej, gorzej jest w terenie. Średnia liczba kontroli w gminie z województwa małopolskiego (spośród przebadanych przez PAS) wyniosła 105, średnia liczna mandatów – 4. W Łódzkiem aktywność ograniczała się niemal wyłącznie do stolicy – ponad 1,5 tys. kontroli i prawie 500 mandatów w Łodzi wobec 37 kontroli i 2 mandatów w przeciętniej gminie w województwie (od stycznia do sierpnia 2018).

Tymczasem w mniejszych gminach problem nie jest mniejszy. Z opublikowanego w 2016 roku raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że spośród 50 miast w Unii Europejskiej najbardziej zanieczyszczonych pyłem zawieszonym PM2,5 aż 33 znajdują się w Polsce. Czołowe miejsca zajmują Żywiec, Pszczyna, bułgarski Dimitrowgrad, Rybnik i Wodzisław Śląski.

Burmistrz Żywca, Antoni Szlagor zapewnia, że należące do miasta „kopciuchy" – czyli piece niespełniające żadnej z norm emisji – są wymieniane na bieżąco, a budynki, które dotąd były opalane węglem, podłącza się do miejskiej sieci energetycznej lub do sieci gazowej.

W 2018 r. żywiecka straż miejska dokonała 183 kontroli pieców, efektem było 7 mandatów na łączną kwotę 800 zł. W tym roku (do 25 lutego) przeprowadzono 73 kontrole, które zakończyły się 2 mandatami na kwotę 150 zł.

– Dochodzą do nas sygnały, że w wielu miejscach obowiązujące przepisy są na różne sposoby omijane, choćby w kwestii spalania odpadów – mówi Weronika Michalak z Health and Environment Alliance (HEAL), organizacji non profit analizującej wpływ środowiska na zdrowie publiczne. – Dużo zależy od wiedzy i świadomości mieszkańców na temat tego, jak mogą zatruwać siebie i bliskich przez takie kombinowanie.

Jednak podejście mieszkańców to niejedyny problem. W gminie Wieliszew (woj. mazowieckie, powiat legionowski) kontrolami opału stosowanego do ogrzewania budynków zajmują się wymiennie pracownicy referatów gospodarki komunalnej i ochrony środowiska.

– Od 1 listopada 2018 r. do 15 lutego 2019 r. przeprowadzono 48 kontroli, w dwóch przypadkach stwierdzono spalanie odpadów. Sprawy te zostały skierowane na policję celem nałożenia mandatu karnego. W jednym przypadku istniało podejrzenie spalania niewłaściwych paliw, w związku z czym pobrano próbkę popiołu – informuje Weronika Dzięgielewska z Urzędu Gminy Wieliszew, dodając, że kontroli podlegają również firmy, w 2018 roku – po zgłoszeniach mieszkańców – skontrolowano pięć firm. W dwóch zakładach stwierdzono naruszenia, o czym zawiadomiono wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska.

Przedstawiciele Polskiego Alarmu Smogowego zwracają uwagę, że urzędnicy nie są uprawnieni do wystawiania mandatów, co sprawia, że ich wizyty mają zazwyczaj charakter informacyjno-edukacyjny. Na domiar złego kontrole takie prowadzone są w godzinach pracy urzędów (w Wieliszewie 7.30–15.30), czyli nie wtedy, gdy truciciele dokładają do pieca. Wieczorem i nocą ciężar zgłoszenia sprawy na policję spoczywa na barkach mieszkańców. Tyle że na wsi nie „donosi się na sąsiada", więc przypadki nocnego spalania śmieci nie są masowo ujawniane.

– Być może to jest moment, w którym trzeba zacząć myśleć nad wzmocnieniem roli policji w walce o czyste środowisko – zastanawiał się niedawno Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, w rozmowie z przedstawicielem Krakowskiego Alarmu Smogowego. – Można, na wzór walki z zorganizowaną przestępczością, pomyśleć nad stworzeniem specjalnych grup w ramach policji, które mogłyby pełnić rolę policji środowiskowej – dodał.

Straże na posterunek

Zdaniem Weroniki Michalak z HEAL włączenie dodatkowych służb jest pomysłem do rozważenia, jednak w pierwszej kolejności należałoby zwiększyć efektywność straży miejskich, zarówno w kwestii kontroli palenisk, jak i edukacji mieszkańców.

To ważne, bo samo istnienie straży miejskiej nie gwarantuje rozwiązania problemu. Jej kontrole mogą być nieskuteczne z powodu niewystarczającej liczby strażników, braku sprzętu do badania uziarnienia węgla i wilgotności drewna, braku pieniędzy na badanie składu próbek popiołu z pieca, wreszcie niechęci do wystawiania mandatów lub ich niskiej wysokości. Średnia wartość mandatu wynosi 130 zł (maksimum to 500 zł), przy czym Polski Alarm Smogowy ocenia, że aż 40 proc. popełniających wykroczenie unika kary, otrzymując jedynie pouczenie. Potwierdzają to bieżące dane z łódzkiego urzędu miasta (264 pouczenia na 269 mandatów od września do stycznia).

Jednak główny problem leży w samych przepisach – straż miejska może kontrolować paleniska jedynie w godz. 6–22. PAS postuluje zniesienie tego ograniczenia.

Organizacje pozarządowe – takie jak Polski Alarm Smogowy czy Health and Environment Alliance – patrzą urzędnikom na ręce, ale nie odmawiają współpracy.

– Prowadzą szkolenia, spotkania z mieszkańcami, są aktywne w mediach społecznościowych, organizują wydarzenia i happeningi, często właśnie we współpracy z samorządami – wylicza Weronika Michalak. – Sama jestem członkinią zespołu, który pomaga Urzędowi m.st. Warszawy wypracować praktyki prowadzące do rozwiązania problemu smogu w mieście. Nie zapominajmy jednak, że zadaniem organizacji trzeciego sektora jest także – tam gdzie to zasadne – krytykowanie samorządów, np. za niepodejmowanie działań lub nieracjonalne wydawanie środków publicznych.

Jazda na trójce

W większych miastach dodatkowym zagrożeniem dla zdrowia jest smog komunikacyjny. Dwutlenek azotu (NO2), typowe zanieczyszczenie z rur wydechowych, jest problemem Warszawy, Krakowa, Wrocławia oraz aglomeracji górnośląskiej.

– W Polsce rejestrujemy w ostatnich latach nieznaczny wzrost emisji NO2, w tym czasie w Europie ten rodzaj emisji wyraźnie spada – alarmował prof. Artur Jerzy Badyda z Zakładu Informatyki i Badań Jakości Środowiska Politechniki Warszawskiej podczas konferencji „Aglomeracje miejskie – wpływ transportu na jakość powietrza" zorganizowanej w styczniu przez Najwyższą Izbę Kontroli.

Uczestnicy konferencji w siedzibie NIK zwracali też uwagę na łatwość wymontowania filtra cząstek stałych (DPF) z samochodów napędzanych dieslem. Urządzenia te wychwytują ze spalin m.in. cząstki stałe i tlenek węgla, jednak z racji wysokiego kosztu wymiany zużyte filtry bywają wycinane z układu wydechowego. To oznacza wielokrotny wzrost poziomu emisji spalin. Za usuwanie filtrów DPF grożą w Polsce stosunkowo niskie kary, najwyższy mandat to 500 zł. Pod koniec zeszłego roku Sejm odrzucił projekt nowelizacji ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz kodeksu wykroczeń, przygotowany przez posłów Nowoczesnej. Projekt zakładał zwiększenie maksymalnej kary do 5 tys. zł, zarówno dla kierowcy, jak i dla warsztatu, w którym wymontowano urządzenie.

Łatwość znalezienia kontaktu do firm, w których można usunąć niechciany filtr, skłania do wniosku, że egzekucja i tego zakazu nie jest w Polsce priorytetem.

Zakaz spalania śmieci w urządzeniach do tego nieprzeznaczonych – np. domowych piecach – obowiązuje w Polsce od dwóch dekad. Od kilku lat samorządy wprowadzają uchwały antysmogowe zakazujące używania paliw najniższej jakości. Przepisy zatem są, jednak aby zadziałały, potrzebna jest skuteczna egzekucja. Bez niej polskie powietrze pozostanie toksyczne.

Wyniki badań opublikowane przez Polski Alarm Smogowy pokazują, że w zdecydowanej większości gmin nie ma sprawnie działającego mechanizmu kontroli palenisk, a średnia karalność w gminie wiejskiej to pół mandatu rocznie. PAS sprawdził, jak wygląda kontrola domowych kotłów i pieców w 106 gminach województw łódzkiego, małopolskiego, śląskiego i mazowieckiego. Badacze skupili się na egzekucji przepisu dotyczącego spalania odpadów, bo od jego wprowadzenia minęło wystarczająco dużo czasu, aby wdrożyć procedury kontrolne. Wyniki wskazują, że tak się nie stało. Najlepiej (co niekoniecznie znaczy: dobrze) jest w gminach, w których działają straże miejskie. Średnia roczna liczba kontroli w przebadanych dużych i małych miastach równa się 1100 – jedna na dziesięć ujawnia przypadki palenia śmieci, w efekcie wypisywanych jest 70 mandatów.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego